W ostatnią sobotę października w Rzeszowie grasował „odlotowy duet”. Wraz z kampanią samorządową Podkarpacie zostało zaszczycone obecnością Leszka Millera.

Pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że ten warszawski emisariusz przywiózł ze sobą ulotki dotyczące głośnej wypowiedzi ministra rolnictwa Marka Sawickiego. Na rzeszowskiej giełdzie rolno-towarowej w towarzystwie Anny Kowalskiej, kandydatki do sejmiku województwa, rozpoczęto kolejny festiwal obietnic wraz z rozdawaniem ulotek, w których zachęcano do „nie głosowania” na PSL. Reakcje rolników były różne, ale z tego działania wyłania się zupełnie inna kwestia.

Proszę zwrócić uwagę, że słowa tego teatralnego, a wręcz histerycznego oburzenia nie płyną z ust rolników, lecz przede wszystkim ze strony drżących o stołki polityków, którzy zrobią wszystko byleby tylko się podlizać i zapewnić sobie wśród nich wyborczy sukces. Proszę mi pokazać jakiegokolwiek polityka opozycji, który traktuje rolników po partnersku i rozmawia z nimi jak z dorosłymi, odpowiedzialnymi za swoje życie ludźmi. Nie ma takiego! Zewsząd słyszę tylko obietnice bez pokrycia, szczególnie w telewizji, gdzie masa „ekspertów” wypowiada się bez zamieniania swych słów w czyn. Widać to zwłaszcza w Europarlamencie. To dowodzi tylko, jak marną, tchórzliwą i obłudną mamy w Polsce opozycję.

Rolnicy, których poznałem – nie tylko dzięki PSL – to ludzie z charakterem. Ludzie, którzy nie owijają w bawełnę i cenią sobie twarde, męskie rozmowy. Minister Sawicki nie tylko miał odwagę nazwać rzeczy po imieniu, ale też udowodnił swoją charyzmą, zaangażowaniem i troską, że zależy mu na polskich rolnikach.

Polska wieś to już nie motyki i kosy. Polska wieś to arena niesamowitych zmian i modernizacji. Zmian nie tylko technologicznych, ale przede wszystkim mentalnych. Polski rolnik przestaje być jedynie hodowcą, a staje się przede wszystkim producentem – biznesmenem. Jednak tego biznesowego podejścia ciągle trzeba się uczyć. Z jednej strony wymusza to sam rynek i sytuacje takie, jak rosyjskie embargo. A z drugiej – to biznesowe podejście można stymulować. Czasami krótkim i dosadnym słowem. Choćby takim, jakie padło z ust samego ministra.

To trochę jak w piłkarskiej szatni. Kiedy wynik meczu nie układa się po naszej myśli, trener nie podaje piłkarzom chusteczek na otarcie łez, tylko raczej mówi: „Chłopaki, gracie jak frajerzy. Przed wami 45 minut, żeby coś z tym zrobić”. Przed polskimi rolnikami właśnie druga połowa meczu.

Wracając do działań Leszka Millera, to trudno mi uwierzyć, że tak doświadczony polityk, gracz i strateg nie zauważył, że tym samym rozpoczął ciężką pracę na rzecz Prawa i Sprawiedliwości. Jeżeli już uda mu się wśród rolników odebrać głosy PSL, to jest niemal pewne, że te głosy pójdą na rzecz PiS. Może robi to celowo na rzecz swojego przyszłego koalicjanta? Już niebawem przekonamy się, jaki będzie wynik tej mało sportowej rozgrywki!

Reklama