– Najlepsi zawodnicy są zawsze najmniej wymagający – mówi o naszej wicemistrzyni olimpijskiej z Paryża Darii Pikulik Marcin Niedziółka – rzeszowianin, który jest trenerem odnowy biologicznej w Polskim Związku Kolarskim.
Daria Pikulik wywalczyła srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu w kolarstwie torowym. Była to ogromna niespodzianka, bo mało kto liczył, że ostatni dzień przyniesie nam jeszcze jakiś medal. Ale Daria w ostatnim wyścigu (ostatnim z czterech oddzielnych) „spięła się” i od początku jechała z ogromną werwą. Ostatecznie zajęła w nim drugie miejsce, co dało jej również drugie miejsce w klasyfikacji generalnej.
Polka o 13 punktów przegrała tylko z Amerykanką Jennifer Valente. Natomiast Nowozelandkę Ally Wollaston, która na metę dojechała trzecia, wyprzedziła o sześć „oczek”.
– Ten medal w pewnym stopniu jedzie też do Rzeszowa – cieszy się rzeszowianin Marcin Niedziółka, który w Polskim Związku Kolarskim pracuje jako trener odnowy biologicznej. Sukces Darii jest również jego sukcesem, bo od wielu lat ciężko pracuje, by zapewnić naszym zawodnikom jak najlepsze warunki do treningów.
To rowerowa Formuła 1
– Liczyłem na Darię. Szkoda tylko, że wyścig madison, który jechała w parze z siostrą Wiktorią, nie do końca wyszedł. Ale jako kolarstwo wyszliśmy obronną ręką. Tu wszyscy przyjechaliśmy walczyć o medale – podkreśla.
Kolarstwo torowe to taka Formuła 1 dla dwukołowców. Rowery kosztują nawet po 126 tys. euro, a walka jest na tysięczne sekundy. Ale mimo tak wymagających i stresujących wyścigów, nasza wicemistrzyni przed startem nie miała większych wymagań.
– Tak samo Mateusz Rudyk, z którym jestem najbliżej. To nasz najlepszy sprinter, który zajął 5. miejsce na igrzyskach. Ale najlepsi zawodnicy są zawsze najmniej wymagający – dodaje z uśmiechem trener.
Sam jest kolarzem
Marcin Niedziółka sam jest kolarzem. Zaczynał w Resovii Rzeszów, a następnie był zawodnikiem Legii Warszawa. Przebywając w USA jeździł w Dynatek Continental Team oraz Team Foudation.
W PZK pracuje od 2016 roku. Od tego czasu uczestniczył praktycznie we wszystkich imprezach mistrzowskich m.in.: w Pucharze Świata, Mistrzostwach Świata czy Europy na szosie oraz torze i w igrzyskach w Tokyo. Wcześniej pracował w skipach kolarskich w Norwegii oraz Szwecji.
Do ekipy PZK trafił po Mistrzostwach Świata Juniorów, na które został zaproszony przez Piotra Zaradnego. Świetnie się spisał i został na stałe.
Od szatni, przez suplementy i regenerację
Jego praca jest dość specyficzna i obejmuje szeroki obszar działania. W dużym skrócie – dba o to, aby zawodnikom oraz zawodniczkom niczego nie brakowało podczas startów czy zgrupowań.
– Odpowiadam również za Polski boks czyli szatnie, suplementy, regenerację i odnowę biologiczną. Na tych igrzyskach byłem również odpowiedzialny za kolarski bufet na wyścigu szosowym czyli punkt poboru jedzenia i picia „podczas trasy”, na którym Kasia Niewiadoma zajęła 8 miejsce – wylicza.
Jak mówi – w trakcie tej olimpiady wyzwań nie brakowało. Ale zauważa, że jest zbyt dużo negatywnych emocji wokół polskiego kolarstwa (od red. chodzi m.in. o wypowiedź naszej wicemistrzyni olimpijskiej, która po pierwszym starcie komentowała, że nie mogła liczyć na wsparcie związku). On chce teraz skupić się na pozytywach.
Praca od rana do nocy
Przygotowania Francuzów do IO ocenia na 5. W trakcie swojego pobytu kolarze nie mieli żadnych problemów. No raz – kiedy zabłądził autobus, który wiózł ich na arenę. Chwali pracę wolontariuszy, nie narzeka też na jedzenie.
Przyznaje jednak, że wioska olimpijska, to takie koszary, a igrzyska to „wojna narodów” pod względem sportowym. Ale dla niego IO, to przede wszystkim ciężka praca – od rana do nocy.
– Kosztuje mnie to dużo zdrowia. Zawsze staram się, by wszystko zagrało na starcie, aby zapewnić zawodnikom oraz zawodniczkom pełny komfort – opowiada.
Jako trener odnowy biologicznej przed igrzyskami bezpośrednio współpracował z ekipą męską na zgrupowaniu na Litwie, z którego do Polski wrócili kilka dni przed wylotem. Daria wraz z siostrą Wiktorią były na zgrupowaniu wysokogórskim w Sierra Nevada. Jednak z dziewczynami zna się od dawna. Pracował z nimi bezpośrednio w 2017 roku.
Rzeszów ma super warunki
Marcin na stałe mieszka w Rzeszowie, chociaż ze względu na specyfikę pracy rzadko przebywa w domu. Tu mieszkają jego najbliżsi, a on tęskni za rodziną i bardzo chętnie tu wraca. A jak wraca, to wsiada na rower, bo uważa, że Rzeszów do jazdy na rowerze ma super warunki.
– Mogę powiedzieć, że to jest nieodkryta perełka jeśli chodzi o trasy rowerowe w Polsce. Mamy tu podjazdy i mamy teren płaski. Co ważne – nie ma takiego natężenia ruchu jak w innych miastach – mówi trener.
Cieszy go również, że wiele osób wsiada na rowery i kolarstwo staje się po prostu modne. Dodaje jednak, że życzyłby sobie, aby się działo znaczniej więcej jeśli chodzi o kolarstwo w Rzeszowie.
– Mamy super warunki i potencjał, który niestety jest kompletnie niewykorzystywany – dodaje.