– Siedzimy spokojnie i nie mobilizujemy „Wody Polskie”, żeby zabrały się do roboty – grzmiał w poniedziałek w ratuszu Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa.
Odmulanie rzeszowskiego zalewu zaczęło się we wrześniu ub. r. od przeniesienia kotewki orzecha wodnego. Następne na zalewie pojawił się refuler (pływająca koparka), który pracował od października do lutego na odcinku 1,1 km – od zapory do ul. Grabskiego przy Lisiej Górze. Tam znajdowało się 500 tys. m sześc. osadu.
Przez cztery miesiące wydobyto około 95 tys. m sześc. osadu, który w specjalnych tubach został ułożony przy brzegu na tzw. deponiach. Można go wciąż zobaczyć idąc w stronę Żwirowni, mimo że wykonawcy (EFB Partner i Przedsiębiorstwo Budownictwa Wodnego z Warszawy) do kwietnia osad powinni wywieźć z terenu zalewu.
To, co dzieje się nad zbiornikiem, a w zasadzie to, że nie dzieje się nic, nie podoba się Tadeuszowi Ferencowi, prezydentowi Rzeszowa.
– Siedzimy spokojnie i nie mobilizujemy „Wody Polskie”, żeby zabrały się do roboty. Pozdzierana jest folia, w której znajduje się muł [chodzi o geotuby – przyp. red.] Praktycznie zalew od nowa zamulany. Nic się tam nie robi – grzmiał w poniedziałek w ratuszu Tadeusz Ferenc.
Krzysztof Gwizdak, rzecznik rzeszowskich „Wód Polskich” zapewnia, że w sprawie odmulania idzie wszystko zgodnie z planem. – Wykonawca właśnie przygotowuje się do zebrania kotewki. Najpóźniej do połowy października zostanie ona zebrana, by mógł rozpocząć się drugi cykl pierwszego etapu odmulania zalewu – wyjaśnia Gwizdak.
Drugi cykl odmulania ma się rozpocząć w październiku i potrwa do lutego 2021 roku. Trzeci cykl zakończy się w lutym 2022 roku. Drugi etap odmulania obejmuje 3-kilometrowy odcinek – od ul. Grabskiego do ulic Jana Pawła II i Senatorskiej. Ma się rozpocząć w październiku 2022 roku. Zalew ma być odmulony do 2023 r. Łączny koszt to ok. 49 mln zł.
A co z mułem, który już zalega na brzegu zalewu w geotubach? „Wody Polskie” przyznają, że wykonawca z tej części umowy się nie wywiązał. – Muł powinien być wywieziony do końca kwietnia. Z uwagi na aspekt przyrodniczy, będzie to możliwe dopiero w październiku. Wówczas nad brzeg zalewu może wjechać ciężki sprzęt – wyjaśnia Krzysztof Gwizdak.
Skąd aż takie opóźnienie? – Tego nam wykonawca nie wyjaśnił – mówi krótko Gwizdak.
(jg)
redakcja@rzeszow-news.pl