Prezydent Ferenc dopiął swego i po nieudanej próbie rok temu, w ostatni poniedziałek przeforsował nadanie jednej z rzeszowskich ulic imienia Ludwika Chmury – ostatniego komunistycznego prezydenta Rzeszowa. Można powiedzieć, że sprawa jest drobna. Jednak dla mnie ważna. Bo z jednej strony symboliczna, jako że otwiera drogę do zerwania z zasadą bezwzględnego nieakceptowania komunizmu, a z drugiej – także ze względu na okoliczności – zdumiewająca. Może nie aż tak bulwersująca, jak niegdysiejszy pomysł nazwania ulicy im. Władysława Kruczka, ale jest to krok w tym samym kierunku.
Należę do tego pokolenia, które dobrze pamięta komunę. Byłem także wśród tych, którzy usiłowali ją zwalczać. Miałem wątpliwą przyjemność zetknąć się z SB. Więc nie dam sobie wmówić, że ktokolwiek, kto w tamtych czasach pełnił wysokie funkcje polityczne, zasługuje na jakiekolwiek uhonorowanie. Nawet jeśli był porządnym człowiekiem (a takie opinie o Ludwiku Chmurze słyszę). Bowiem upamiętnienie takie jest pośrednio akceptacją tamtego systemu. Być może za jakiś czas, kiedy odejdzie moje pokolenie, kiedy historycy nabiorą do tych czasów odpowiedniego dystansu, ocena tego rodzaju postaci będzie inna. Jednak póki żyją ci, którzy komunizm pamiętają, takich rzeczy robić nie wolno, bo to jest obraza wszystkich tych, którzy poświęcili swój czas, siły i zdrowie, żeby Polska odzyskała wolność. Nie zaliczam się do tego grona, ale niejako w ich imieniu kieruję zasadnicze pretensje do głosujących za tą uchwałą.
Te pretensje nie wszystkich w jednakowy sposób dotyczą. O ile bowiem nie dziwię się bezpartyjnym członkom klubu „Rozwój Rzeszowa”, którzy zwyczajowo zagłosują za każdą propozycją swojego szefa; rozumiem członków SLD – wszak to jest ich historia i ich bohater; z pewną trudnością mogę jeszcze zrozumieć kolegów z mojego klubu, którzy wykazali się tak teraz modnym pragmatyzmem; staram się być wyrozumiały dla najmłodszych radnych, którzy tamtych czasów nie pamiętają, to postawa pozostałych radnych PiS jest dla mnie zdumiewająca. Ale nawet nie tylko dlatego, że PiS mieni się partią ideową i o komunizmie miał zawsze zdanie jednoznaczne. Jeszcze bardziej dlatego, że ta decyzja zdaje się być wynikiem swoistego handlu. Oto bowiem w pierwszej części sesji przewodniczący klubu PiS – Marcin Fijołek zapowiedział (kompletnie nie wiem po co), że w najbliższym czasie klub przedstawi wniosek o nadanie imion dwóch konkretnych „żołnierzy wyklętych”, niedawno wybudowanym rondom przy skrzyżowaniu Alei Wyzwolenia i Warszawskiej. I wyraził nadzieję, że uzyska poparcie dla tej inicjatywy. Wiele wskazuje na to, że ceną za to poparcie była akceptacja ulicy Ludwika Chmury. Tak jakby uhonorowanie rzeszowian, którzy zginęli za ojczyznę, mogło być przedmiotem jakichkolwiek targów. Jakby można było zestawiać ostatniego komunistycznego prezydenta Rzeszowa z ludźmi, których komuniści kilkadziesiąt lat wcześniej zamordowali.
Nie mam pewności, że tak było naprawdę. Chciałbym się tu mylić. Ale takie przemożne wrażenie nie wzięło się znikąd, więc jeśli ono odpowiada prawdzie, to przyszli patroni tych rond już się w grobach przewracają.
Na koniec muszę i sam uderzyć się w piersi. Nie zabrałem głosu w tej sprawie. Wprawdzie wiedziałem, że wynik jest przesądzony, bo dwaj młodsi koledzy z klubu PO wcześniej zapowiedzieli głosowanie za tą uchwałą, więc razem z 11 głosami z klubu Rozwój Rzeszowa, uchwała uzyskiwała bezwzględną większość, ale może moje wystąpienie uświadomiłoby niektórym, że tak się nie godzi. Myślałem optymistycznie, że radnym klubu PiS takich rzeczy tłumaczyć nie trzeba. Jak widać pomyliłem się zasadniczo. W głosowaniu głosy przeciw tej uchwale oprócz mnie oddali: Jolanta Kaźmierczak (PO) i Grażyna Szarama (PiS). Robert Kultys i Waldemar Szumny wstrzymali się od głosu, a Grzegorz Koryl (podobnie jak dwaj poprzedni z PiS-u) – mimo że obecny na sali – nie wziął udziału w głosowaniu.