Czemu ma służyć powrót do tematyki, która, można by rzec, została przez IPN wyczerpana już dawno temu? Dalsze mówienie o ustawie dekomunizacyjnej brzmi jak pusty straszak – komentuje kampanię IPN „Wstyd w mieście” Dawid Domański ze Stowarzyszenia Ochrony Architektury Powojennej.
Skąd to wzmożone zainteresowanie?
Piszę ten list jako komentarz do najnowszej akcji rzeszowskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, która w zamiarach tej instytucji ma uświadomić mieszkańców Rzeszowa w temacie prawdziwego przesłania naszego Pomnika Walk Rewolucyjnych (vel: Czynu Rewolucyjnego).
Zastanawia mnie nagłe wzmożenie pracowników rzeszowskiego oddziału IPN, którzy, od czasu wydania kilku opinii w sprawie pomnika przed paroma laty nie zabierali oficjalnie głosu, a zapytani swoje stanowisko – odsyłali do treści owych opinii. Tymczasem od około miesiąca aktywnie przedstawiają swoją wersję historii monumentu, najpierw na łamach lokalnej prasy, a obecnie w ramach własnej kampanii informacyjnej.
Wpis na listę zabytków i jest nie do ruszenia
Jest to dziwne tym bardziej, że w okresie kilkunastu miesięcy ostatniej odsłony sporu zdarzały się chyba lepsze ku temu okazje. Obecnie pomnik został wpisany na listę zabytków nieruchomych województwa podkarpackiego i jako taki – jeśli decyzja wpisowa utrzyma się w drugiej instancji – będzie w zasadzie nie do ruszenia.
Bez naruszenia prawa nie można takiego zabytku ani usunąć, ani ingerować w treść dzieła (taką ochronę pomnik ma już teraz), a każdy remont musi się odbywać w porozumieniu z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków.
Decyzja wpisowa została podjęta przez WKZ w sierpniu b.r., a potem nastąpiło też uchwalenie przez miasto Rzeszów planu zagospodarowania przestrzennego dla terenu z pomnikiem, przygotowywanego od kwietnia 2023.
IPN bojkotował spotkania
W międzyczasie IPN zbojkotował przynajmniej jedno publiczne wydarzenie, na którym rozmawiano o pomniku w kontekście historycznym, artystycznym i społecznym.
Wtedy ograniczył się tylko do wysłania odpowiedzi na e-mail (i to przez pracownika administracji urzędu) przypominającej o wcześniejszych opiniach wydanych w świetle obowiązywania ustawy dekomunizacyjnej z kwietnia 2016. Był to listopad ubiegłego roku.
Terminy już minęły
Tymczasem ustawa dekomunizacyjna zawierała przecież ściśle ustalone procedury i terminy usuwania upamiętnień uznanych przez nią za komunistyczne. W pierwszym rzędzie następowało to za sprawą właściciela terenu z takowym obiektem. W czasach, gdy grunt z pomnikiem był własnością ojców bernardynów, niezbyt starali się oni o jego stan. Można było odnieść wrażenie, że zupełnie się nim nie interesują.
W sukurs przychodziły im przepisy samej ustawy, która przewidywała drugą „opcję” – jeśli właściciel nie chciał lub nie mógł spełnić ciążącego na nim obowiązku, wojewoda właściwy miejscowo wydawał odpowiednie zarządzenie o rozbiórce i było „po sprawie”. Wszelkie terminy na zastosowanie procedur minęły, jeśli chodzi o Pomnik Walk Rewolucyjnych – w połowie 2018 roku.
Dlaczego wojewoda podkarpacki (którym w owym czasie była osoba związana politycznie z partią Prawo i Sprawiedliwość, a więc inicjatorami uchwalenia ustawy dekomunizacyjnej) nie wydał odpowiedniego zarządzenia? Nad odpowiedzią można się zastanawiać. Faktem jest natomiast, że opinie IPN nie przyspieszyły usunięcia pomnika, które nie nastąpiło.
Wykorzystują nieświadomość niektórych osób
Czemu ma służyć powrót do tematyki, która, można by rzec, została przez IPN wyczerpana już dawno temu? Skoro jest „po czasie”, to dalsze mówienie o ustawie dekomunizacyjnej brzmi jak pusty straszak albo wykorzystywanie nieświadomości niektórych osób interesujących się sprawą.
Na pomniku nie ma ani jednego jednoznacznie komunistycznego elementu. Nie ma tam skrzyżowanych sierpa i młota. Nie ma czerwonej gwiazdy. Jest sztandar, który według przeciwników pomnika ma naturalnie barwę czerwoną.
Ale sam czerwony sztandar to symbol robotniczy, wykorzystywany od końca XIX wieku (sama geneza flagi z czerwienią, która wzięła się od krwi, powstała kilkaset lat wcześniej). Sztandar z sierpem i młotem mógłby być takim symbolem, ale sama flaga?
Może nigdy nie podpadał pod ustawę
Nie ma sylwetek liderów zbrodniczego reżimu, a jedynie „szeregowi” chłop, żołnierz i milicjant. Są inne uniwersalne symbole, znane w sztuce od wieków m.in. ta „nieszczęsna” mandorla, czyli wulwa.
Być może nasz pomnik w ogóle nigdy nie podpadał pod ustawę dekomunizacyjną, podobnie jak inny zbudowany przez władze PRL w propagandowym celu monument z tamtej epoki – ten poświęcony papieżowi Janowi XXIII stojący we Wrocławiu? Przecież każdorazowe przypominanie o sprawie, w której opinie IPN nie przyniosły żadnego skutku, jest przypominaniem o prestiżowej porażce instytutu.
Tendencyjne i wybiórcze
W nowej broszurce, którą znalazłem dzisiaj w swojej skrzynce pocztowej jest mowa o dokumentach z Archiwum Państwowego w Rzeszowie, które pozostawił po sobie komitet budowy pomnika. Moim zdaniem omówienie ich przez IPN jest – po raz kolejny – tendencyjnym i wybiórczym traktowaniem zagadnień historycznych.
Podkreśla udział komunistów w większości wspomnianych tam wydarzeń (tak jakby były one wręcz inspirowane tylko przez nich), a całkowicie pomija szerszy kontekst walki robotników i chłopów o poprawę bytu, poczynając od 1895 roku do końca istnienia II RP.
Władza komunistyczna odniosła się do wydarzeń z historii regionu w sposób czysto propagandowy, nazywając je „walkami rewolucyjnymi” i w ten sposób wplotła je w swój „jedynie słuszny” przekaz.
Kazała firmować ów przekaz uniwersalnej symbolice użytej na pomniku przez jego twórcę. Moim zdaniem IPN, jako niezależna instytucja historyczna, powinna zaproponować spojrzenie na te wydarzenia bez propagandowych naleciałości, które zrobiły im przecież wielką krzywdę.
To kwestia rzetelności historycznej
Prawdziwe ich przedstawienie to kwestia historycznej rzetelności. Nikt w podobny sposób nie patrzy już przecież na papieski pomnik z Wrocławia. Nie twierdzę, że „władza ludowa” nie chciała zrobić nic złego wykorzystując je w swojej propagandzie. Owszem, chciała – siać propagandę. Przeszło trzydzieści lat po jej upadku i zweryfikowaniu tej propagandy jako steku bzdur takie działania mają kontekst już tylko historyczny, w żaden sposób nie wpływają na odbiór społeczny dzieła Mariana Koniecznego.
Jak by nie patrzeć, jest to tylko jeden wątek z wielu, które pojawiają się w zawikłanej historii pomnika. Tymczasem IPN foruje wersję, jakoby taki a nie inny stosunek do pomnika obecnie był wynikiem wyłącznie braku edukacji historycznej. Każe wątkowi historycznemu, prezentowanemu „tradycyjnie” w niepełnej formie, być decydującym dla dalszego bytu rzeźby.
Rzeszowianie lubią ten pomnik
Całkowicie ignoruje choćby jej wartość jako dzieła sztuki oraz jego znaczenie dla lokalnej społeczności, traktując jak kolejny beznamiętny obelisk do wyburzenia. Owszem, temat rzeszowskiego pomnika interesuje wiele osób, a dyskusje o nim są pełne obiegowych opinii, ale Instytut Pamięci Narodowej zachowuje się tak, jakby pod pretekstem braku wiedzy u rzeszowian chciał im narzucić „jedynie słuszną” wersję historii.
Tymczasem rzeszowianie i inne osoby, jak wielbiciele architektury, lubią ten pomnik nie dlatego, iż kiedyś zechciała tak komuna, ale POMIMO czegokolwiek, czego ona by chciała, ich zapatrywania w tej kwestii są wynikiem wolnych procesów społecznych ostatniego 35-lecia dziejów Polski.
Dawid Domański, Stowarzyszenie Ochrony Architektury Powojennej