– Dla Polski, Podkarpacia pracuję w Brukseli. Twórczo, spokojniej, ciekawiej, mądrzej. Chciałabym to robić nadal – mówi Elżbieta Łukacijewska, podkarpacka europosłanka Platformy Obywatelskiej.
Marcin Kobiałka: Wybory do Parlamentu Europejskiego 26 maja. Przeszła już Pani złość na to, że miała być Pani dopiero na 7. miejscu listy podkarpackiej Koalicji Europejskiej? Zdenerwowało to Panią?
Elżbieta Łukacijewska: – Ależ mnie to wkurzyło, żeby nie powiedzieć mocniej. To było niesprawiedliwe, byłam zaskoczona [ostatecznie Łukacijewska znalazła się na ostatnim 10. miejscu KE – przyp. red.]. Ale idę do przodu, już tego nie rozpamiętuję. Nie obrażam się, nie żywię się złymi emocjami, nie jest mi to potrzebne. Nigdy w swojej karierze nie poświęcałam czasu na deprecjonowanie, czy niszczenie kogoś. Na szczęście ostatnie słowo zawsze należy do wyborców i to oni decydują, kto ma ich reprezentować.
Jest Pani już 10 lat w Parlamencie Europejskim. Pochłonął Panią bez reszty?
– Na pewno pochłonęły mnie sprawy nad którymi pracowałam, ważne dla Podkarpacia i Polski.
Dobrze tam Pani?
– Dobrze jest mi w domu. W Brukseli jest ciekawie. Ja lubię ludzi. Zawsze byłam ciekawa świata. Ciekawość rozbudziły we mnie książki, które jako dziecko, a potem młoda dziewczyna czytałam pod kołdrą z latarką w ręce. Miałam marzenia, by zmieniać otaczającą mnie rzeczywistość, dawać szanse innym ludziom.
Co Pani dało te 10 lat pracy w Parlamencie Europejskim?
– Pewność, że wcale nie jesteśmy gorsi, ogromną wiedzę i umiejętność negocjacji w trudnych tematów. PE nauczył mnie, jak ważne jest otaczanie się nie pochlebcami a ludźmi mądrzejszymi, dobrze wykształconymi, z wiedzą i chęcią do ciężkiej pracy. Nigdy nie marzyłam o tym, że będę tutaj, gdzie jestem.
Początki nie były łatwe.
– Owszem, pierwsza kadencja, zwłaszcza pierwsze lata. To był czas nauki, zrozumienia działania Parlamentu Europejskiego.
A druga?
– To efektywna praca, wielkie sprawy i wielkie polskie interesy.
Wzniosłe słowa.
– Może, ale to prawda. To moja praca sprawiła, że w końcówce kadencji PE udało się zablokować Pakiet Mobilności. Na Podkarpaciu uderzyłby on w ponad 12 tysięcy małych i średnich firm. Do pakietu złożyłam 536 poprawek, do grupy blokującej przekonałam Portugalczyków, Hiszpanów, czy Irlandczyków. Pakietowi nie nadano biegu.
Ale oboje wiemy, że temat nie jest zakończony.
– Nie jest. W kolejnej kadencji PE z pewnością ruszy z kopyta, dlatego tak ważne jest, by tam byli ludzie, którzy znają tematy i wiedzą, jak pracować. A to jest zupełnie inaczej niż w polskim Sejmie. Polskie, podkarpackie firmy, by konkurować na wspólnym rynku, potrzebują merytorycznego wsparcia. Nadal chciałabym być ich głosem i bronić ich interesów.
Czuje się nadal Pani potrzebna w Parlamencie Europejskim?
– Potrafię zjednywać sobie ludzi. W PE to ogromnie potrzebne. Tam nie ma opozycji i koalicji. Musisz pracować w grupach, uczestniczyć w posiedzeniach komisji, być aktywnym. Nie wszyscy to umieją. Trzeba wiedzieć, z kim rozmawiać, trzeba się dać poznać.
Jeśli na posiedzeniach komisji siedzi się cicho, albo na nich się nie bywa, to nic nie zdziałasz. Im bardziej jesteś profesjonalny w tym co robisz, zabierasz głos, wiesz o czym mówisz, jesteś otwarty na argumenty, tym szybciej zyskasz wsparcie. Polityka jest w kuluarach. Musisz wiedzieć, z kim zjeść kolację, z kim pójść na umownego papierosa.
Inaczej sukcesu nie ma, możesz tylko krzyczeć, co trzy dni przylatywać do Warszawy i opowiadać, że walczysz o interesy Polski, a o które w PE tak naprawdę nie walczysz, bo nikt się z tobą nie liczy. Merytoryczna praca wymaga ciężkiej pracy a nie gadania. Nie każdy to lubi.
Łatwiej powiedzieć w mediach, że się walczy niż przygotować kilkadziesiąt merytorycznych poprawek i zbudować grupę blokującą czy wspierającą. To wymaga ciężkiej pracy.
Do polskiej polityki nie chce Pani wrócić? Tu jest blask. Tu jest show.
– Ale ja nie potrzebuję blasku. Ja w show nie chcę uczestniczyć. Ja, wbrew pozorom, zajmuję się polską polityką w Parlamencie Europejskim, tylko w wymiarze merytorycznym. Nie kłócę się. Zostawiam to tym, którzy na parę dni przylatują do Warszawy, brylują w mediach i marnotrawią czas. Sorry, to nie dla mnie. W to się nie bawię.
Naprawdę nie ciągnie Pani do polskiego piekiełka?
– Do piekiełka nie. Dla Polski, Podkarpacia pracuję w Brukseli. Twórczo, spokojniej, ciekawiej, mądrzej. Moja poprawka sprawiła, że jeden z korytarzy transportowych, zamiast kończyć się na Katowicach, będzie wydłużony do Medyki. Firmy, samorządy leżące na trasie tego korytarza będą mogły sięgać po dodatkowe fundusze na rozwój, tworzenie miejsc pracy. To coś w rodzaju Via Carpatia, tylko w innym kierunku.
O samej Via Carpatia też pamiętam, nie organizuję spotkań i konferencji a walczę o środki, z których będzie można ją dokończyć. Wspólnie z Jerzym Buzkiem zbudowaliśmy większość popierającą zwiększenie CEF o 30 mld euro i teraz obecny rząd może złożyć wniosek o dodatkowe środki na odcinek Babica – Barwinek.
Podkarpacki europoseł PiS Tomasz Poręba sobie przypisuje sukcesy nad Via Carpatia.
– Jego prawo, nie krytykuję. Ja wiem, jak jest. Nie zauważyłam, żeby rząd złożył wniosek o środki unijne na kontynuowanie tej inwestycji. Liczą się konkrety i fakty. Ale muszę jedno przyznać, że konferencji, deklaracji i podpisów było co niemiara. I nie każdy czytelnik musi wiedzieć, że to nie wystarczy. Jeśli nie ma projektu inwestycyjnego, pozwoleń i uzgodnień, jeśli nie złożyło się wniosku o dofinansowanie, to cała inwestycja się bardzo opóźnia.
Jakie jeszcze konkrety i fakty?
– Moja poprawka sprawiła, że lotniska regionalne, takie jak w Jasionce, będą mogły sięgać po fundusze unijne na rozwój, np. na budowę linii kolejowych, które ułatwią dojazd do lotnisk. Prosił mnie o to dyrektor lotniska w Jasionce. W PE zbudowałam grupę, by taką poprawkę przyjęto. Dyrektorowi Jasionki powiedziałam: „Zadanie wykonałam”. Mogłam tego nie zrobić, bo jesteśmy z inni opcji politycznych. A przecież nie o to chodzi. Na Podkarpacie ma spływać jak najwięcej pieniędzy.
Myśli Pani, że ludzie to dostrzegają?
– To są konkrety a nie obietnice. Inny przykład. Zwróciły się do mnie polskie firmy farmaceutyczne, by nie przedłużano patentów na leki innowacyjne, by można było było produkować tańsze zamienniki, dostępne dla Polaków. W 1,5 roku z Tadeuszem Zwiefką zbudowaliśmy grupę, której na jednej z ostatnich sesji PE udało się znieść ochronę patentową.
Albo bardziej „miękka” rzecz, a też bardzo ważna. Z europosłami Markiem Plurą i Różą Thun walczyliśmy o prawa pasażerów kolei. Będą mogli się ubiegać o odszkodowania za opóźnienia pociągów, z czego wcześniej mogli korzystać pasażerowie samolotów. Udało się wprowadzić przepisy ułatwiające podróż koleją osobom niepełnosprawnym.
A jaki namacalny ślad na Podkarpaciu zostawiła Pani dotychczas po sobie?
– Wydałam pół miliona złotych na zatrudnienie 120 stażystów. Nie musiałam tego robić, bo nie wszyscy europosłowie przyjmują stażystów, nie wszyscy im płacą. Wielu stażystów dzisiaj pracuje w międzynarodowych firmach. W CV mają dodatkowy punkt o lepszy start w dorosłe życie. W Brukseli gościłam ponad 1200 mieszkańców Podkarpacia.
W moich biurach pracują głównie młodzi ludzie, nie przyszli z partii politycznych.
Organizowałam „Łukacijewska Cup” – konkursy piłkarskie dla szkół podstawowych. W akcji „Laurka. Mamo! Tato! Kochasz? Zbadaj się” sfinansowałam zakup odblasków dla 5 tysięcy dzieciaków w przedszkolach, które malowały laurki, mające uświadomić dorosłym, jak ważne są badania profilaktyczne, zwłaszcza w kierunku wykrywania nowotworu.
Wspieram diabetyków, niepełnosprawnych, Amazonki, głuchoniemych. Ostatnio zaczęłam wspierać grę tenisa ziemnego na Podkarpaciu. Ten sport w naszym regionie jest coraz popularniejszy.
Cel w nowej kadencji Parlamentu Europejskiego, jeśli się Pani do niego dostanie?
– Zajmowanie się tematami o elektromobilności, ograniczeniu emisji dwutlenku węgla, zdrowej żywności, wspominanym pakiecie mobilności, samochodach bez kierowcy. Chcę wspierać podkarpackie firmy w analizie i poruszaniu się w gąszczu przepisów unijnych. To ważne szczególnie dla małych firm, których nie stać na wyspecjalizowane firmy prawnicze. Bardzo chcę się również zaangażować w inicjatywę utworzenia funduszu na rzecz walki z nowotworami dla krajów UE. I oczywiście, dalej wspierać młodych ludzi z Podkarpacia.
Polska ma w tej chwili fatalną opinię w europejskich strukturach. Pani też to widzi?
– Nie Polska a polski rząd. O Polakach wszyscy mówią bardzo pozytywnie. Niestety, straciliśmy wizerunkowo. Przy stole siedzieliśmy z najważniejszymi krajami, nasz głos był słyszalny. Dzisiaj rząd PiS odszedł od tego stołu. Nie ma determinacji walki o polskie interesy, rząd mówi o tym tylko w Polsce. W Brukseli tego nie widać.
Rozmawiał: MARCIN KOBIAŁKA
Elżbieta Łukacijewska – podkarpacka europosłanka Platformy Obywatelskiej od 2009 roku. Wcześniej od 2001 roku posłanka PO, w latach 2004-2010 szefowa PO na Podkarpaciu, w latach 1998-2001 wójt bieszczadzkiej gminy Cisna.
W Klinicznym Szpitalu Wojewódzkim nr 2 w Rzeszowie został przeprowadzony pionierski zabieg. Polegał on na wszczepieniu zastawki serca u 16-letniej dziewczyny z poważną wadą...
Korzystamy z plików tekstowych określanych potocznie jako cookies (tzw. ciasteczka) do technicznej obsługi strony rzeszow-news.pl. W publikowanych przez nas materiałach mogą znajdować się treści pochodzące z innych serwisów, które we własnym imieniu używają cookies, np. Twitter, Facebook, Youtube i Instagram. Jeśli nie wyrażasz zgody na przetwarzanie cookies przez nas oraz te serwisy, wyłącz opcję cookies w przeglądarce lub urządzeniu, z którego korzystasz. Gdy skorzystasz z opcji opt-out, nie będziesz mieć dostępu do osadzonych treści. Więcej informacji „Polityka prywatności".ZgodaDowiedz się więcej