Zdjęcie: Rzeszów News

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Rzeszowie unieważnił uchwałę o wprowadzeniu nocnego zakazu sprzedaży alkoholu w centrum Rzeszowa. 

Na taką środową decyzję czekali właściciele dwóch sklepów w Śródmieściu: „Soplica” w Rynku i „Al Capone” przy ul. Jagiellońskiej. To właśnie oni zaskarżyli do sądu uchwałę Rady Miasta Rzeszowa z 18 grudnia ub. r. na mocy której od 1 lutego br. w Rzeszowie sklepy w ścisłym centrum miasta nie mogą sprzedawać alkoholu od godz. 22:00 do 6:00 rano.

Radni wprowadzili częściową prohibicję w centrum Rzeszowa na wniosek prezydenta Tadeusza Ferenca, który wcześniej spotkał się z mieszkańcami Śródmieścia. Narzekali oni na działalność sklepu monopolowego przy ul. Matejki. W okolicy odbywały się regularnie pijackie awantury. Tadeusz Ferenc postanowił „ukarać” wszystkich właścicieli sklepów. 

Za „miedzą” kwitnie handel

Właściciele „Soplicy” i Al Capone” argumentowali, że prohibicja nie ma nic wspólnego z konstytucyjnym zapisem o wolności gospodarczej i łamie zasady uczciwej konkurencji.

Przedsiębiorcy przekonywali, że twierdzenia ratusza jakoby nocny zakaz sprzedaży alkoholu poprawi bezpieczeństwo mieszkańców w centrum są wzięte z powietrza, bo miasto nie przedstawiło żadnych dowodów, które potwierdzałyby, że to właśnie sprzedaż alkoholu w sklepach monopolowych przyczynia się do tego, że w Śródmieściu są awantury. 

Mało tego, właściciele „Soplicy” zdobyli z policji dane, z których wynika, że przez  trzy miesiące prohibicji policja odnotowała w centrum miasta… więcej interwencji niż wtedy, gdy nocnego zakazu sprzedaży alkoholu nie było. – Sytuacja jest kuriozalna – mówiła w sądzie mec. Katarzyna Witecka, pełnomocnik Grażyny Skowron, właścicielki „Al Capone”. 

– Sklep mojej klientki mieści się przy ul. Jagiellońskiej, a 40 metrów dalej jest sklep już poza strefą zakazu, który jest czynny do godz. 24:00 i alkohol można kupować – mówiła mec. Witecka. Zwracała uwagę na to, że miasto wcale nie promuje trzeźwości, skoro chętnie wydaje zgody na działalność letnich ogródków na Rynku. 

Awantury będą i bez prohibicji

– Rady miasta prześcigają się, by wykazać, jak to są dobrymi profilaktykami i jak to są aktywnymi działaczami w kierunku utrzymania trzeźwości narodu – mówiła pełnomocniczka właścicielki „Al Capone” i podkreślała, że rady niewiele w tym kierunku robią. A w pierwszej kolejności powinny edukować, wprowadzać skuteczną profilaktykę, tworzyć miejsca, gdzie można leczyć osoby uzależnione. 

– Prawda jest prosta i logiczna. Jeżeli ktoś chce kupić alkohol, to znajdzie takie miejsce – czy to przed blokiem, czy na pobliskiej stacji benzynowej, czy w melinie – argumentowała mec. Katarzyna Witecka. 

Ratusz, a za nim Rada Miasta Rzeszowa, wprowadzając prohibicję w centrum Rzeszowa powoływał się na ustawę o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu w trzeźwości. – Nie zostały przedstawione żadne dowody, aby z działalnością tych sklepów były związane jakieś zagrożenia, czy zakłócony komfort miasta – punktowała dalej mec. Witecka. 

Ponadto, nie wiadomo też o czyj komfort ratusz chciał zadbać, wprowadzając prohibicję, np. w kamienicach w Rynku mieszka raptem jedna osoba, w reszcie są sklepy, puby, lokale biznesowe. – Burdy można wszczynać bez względu na to, czy ktoś kupi alkohol poza Śródmieściem i potem tam przyjdzie, czy wyjdzie z ogródka – mówiła mec. Witecka. 

Sąd: to zakaz bezrefleksyjny 

Zwracała też uwagę na to, że ratusz nie wziął pod uwagę opinii Rady Osiedla w Śródmieściu (była przeciwko zakazowi), utrudnił życie przedsiębiorcom i doprowadził do kuriozalnych sytuacji, gdy sklepy za tzw. miedzą mogą handlować alkoholem. W podobnym tonie wypowiadał się Marcin Ziobrowski, radca prawny reprezentujący właścicieli „Soplicy”.

– Nie ma merytorycznych argumentów dla wprowadzenia tej uchwały. Rady nie mogą wprowadzać zakazu arbitralnie, bez podania argumentów – podkreślał Marcin Ziobrowski. 

Argumenty właścicieli „Soplicy” i „Al Capone” sąd w pełni podzielił i uchwałę rady o zakazie nocnej sprzedaży alkoholu w Śródmieściu w całości unieważnił. – Swoboda działalności gospodarczej jest gwarantowana konstytucyjnie. To zasada uniwersalna – mówił sędzia Maciej Kobak. Przyznał, że rada ma prawo ograniczać sprzedaż alkoholu. 

– Nie można tego robić bezrefleksyjnie, nie można tego robić bez uzasadnienia – podkreślał sędzia Kobak.

A tak – zdaniem WSA – zrobiła Rada Miasta Rzeszowa. – Uzasadnienie tej uchwały, delikatnie mówiąc, jest skromne. W żaden sposób nie uzasadniania, jakiej wartości ma chronić wprowadzony zakaz, jak ta wartość do tej pory była naruszana, a w konsekwencji, jakie wartości będzie chronił – mówił sędzia Kobak. 

Dwie opinie i od razu zakaz 

WSA sięgnął również do protokołu ze spotkania Tadeusza Ferenca z mieszkańcami Śródmieścia po którym wprowadzono prohibicję. W sądzie odczytano dwie opinie. Jeden z mieszkańców wyraźnie mówił, że problem jest tylko z jednym sklepem właśnie przy ul. Matejki, a z resztą w Śródmieściu nie ma kłopotów. 

Z drugiej opinii wynikało, że ktoś pod sklepem na ul. Matejki widział „kilku żuli”. „Wszędzie jest ślicznie, a ludzie dobrze się zachowują w ogródkach i nawet przy innych sklepach monopolowych” – mówił na spotkaniu mieszkaniec. – Innych wypowiedzi nie było – podkreślał sędzia Maciej Kobak, a mimo tego ratusz postanowił „ukarać” wszystkie sklepy.

Sędzia Kobak zwracał uwagę, że w ustawie o wychowaniu w trzeźwości nie ma zapisów, które miałyby mówić o tym, że zakaz sprzedaży alkoholu ograniczy jego picie. – Można ograniczać poprzez wdrażanie odpowiednich postaw kultury spożywania alkoholu, edukowanie – mówił sędzia Maciej Kobak. 

Sąd uznał, że Rada Miasta Rzeszowa, zgadzając się na prohibicję, nie podała żadnych merytorycznych argumentów za „twardym zakazem”, dlatego uchwałę unieważnił i radzie nakazał zwrócić właścicielom „Soplicy” i „Al Capone” koszty postępowania – po ok. 800 zł. Wyrok nie jest prawomocny. Ratusz może się od niego odwołać. 

Zwyciężył zdrowy rozsądek 

Na rozprawie byli właściciele „Soplicy”. Z sądu wyszli bardzo szczęśliwi. – Spodziewałem się takiego wyroku. Jak już czytałem projekt uchwały o zakazie, to wiedziałem, że on nie ma rąk i nóg. Rada Miasta niepotrzebnie zrobiła krzywdę ludziom na kilka miesięcy. Miasto zostało wypunktowane na każdym kroku – mówił nam Marcin Koza, współwłaściciel sklepu.

Grzegorz Płoskoń, drugi właściciel „Soplicy”, mówił, że po wprowadzeniu prohibicji obroty sklepu spadły aż o jedną trzecią. Muszą się też użerać z klientami, którzy nierzadko awanturują się, gdy słyszą, że po 22:00 nie zostanie im sprzedany alkohol. Przedsiębiorcy mają nadzieję, że ratusz od wyroku sądu nie będzie się odwoływał. 

– Liczymy, że w urzędzie miasta ktoś przejrzy na oczy i nie będą się błaźnić – mówi Grzegorz Płoskoń. – Zwyciężył zdrowy rozsądek i realizacja prawa sądu do kontroli decyzji podejmowanych przez organy samorządowe – dodała mec. Katarzyna Witecka.  

Na razie ratusz nie podjął decyzji, czy wyrok sądu zaskarży. Na jego ogłoszeniu nie było nikogo z miasta. – Decyzję podejmiemy po zapoznaniu się z pisemnym orzeczeniem – zapowiada Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama