Zaginiona 25-latka w ciąży została zamordowana. Ciało zakopano w lesie

Wstrząsająca zbrodnia na Podkarpaciu. Zaginiona w maju br. 25-letnia Jolanta Ś. z Dębicy została zamordowana, a jej zwłoki zakopano w lesie. Podejrzewanym o zabójstwo kobiety w ciąży jest 31-letni mężczyzna, z którym miała romans. 

 

W poniedziałek szefostwo Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie oraz Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie ujawniło szczegóły „nietypowej sprawy”.

Zaczęła się ona 3 sierpnia br. w Dębicy. Do tamtejszej komendy policji zgłosiła się wówczas matka 25-letniej Jolanty Ś. Policjantów poinformowała o zaginięciu córki. Matka wiedziała, że 25-latka jest w zaawansowanej ciąży. Termin porodu miała wyznaczony na lipiec.

Kilka dni później matka Jolanty Ś. dostała SMS. Rzekomo od córki, która napisała, że została surogatką, urodziła dziecko, które zamierza sprzedać. Jolanta Ś. poprosiła matkę, by jej nie szukała. –  Z SMS wynikało, że córka kobiety dobrze się czuje – mówi inspektor Paweł Filipek, wiceszef podkarpackiej policji.

Ale matka 25-latki nabrała poważnych wątpliwości, czy rzeczywiście SMS był od córki. Szczególnie, że termin porodu już minął, styl pisania nie pasował do Jolanty Ś. Matka nie uwierzyła też, że kobieta zamierza sprzedać dziecko.

Dramatyczne odkrycie śledczych

Pod koniec sierpnia kierownictwo Prokuratury Rejonowej w Dębicy o tej niecodziennej sprawie powiadomiło swoich przełożonych z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, gdzie zapadła decyzja, że to właśnie ta prokuratura przejmie śledztwo.

– Śledztwo dotyczyło zaginięcia Jolanty Ś. i handlu ludźmi – mówi Łukasz Harpula, szef Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie, który nadzorował całe postępowanie.

W Komendzie Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie powołano specjalny zespół złożony z najlepszych policjantów pionu kryminalnego, zaangażowano funkcjonariuszy z wydziału ds. cyberprzestępczości, specjalistów z Laboratorium Kryminalistycznego, którzy mieli rozwikłać zagadkę zaginięcia kobiety. Zaangażowano też do tego policjantów z Dębicy.  

– Niestety, dokonaliśmy dramatycznych odkryć – mówił w poniedziałek prokurator Harpula.

Policjanci zaczęli typować osoby, które mogłyby mieć związek z zaginięciem Jolanty Ś. 25 października zatrzymali dwóch mężczyzn. Jednym z nich był kolega z pracy 25-latki. Drugim 31-letni Grzegorz G. z okolic Dębicy (szwagier kobiety). Obaj zostali przesłuchani tylko w charakterze świadków, prokuratura nie miała wtedy żadnych dowodów, by ich obarczyć winą za zaginięcie kobiety.

Czuł oddech policji na plecach

Przełom w śledztwie nastąpił 21 listopada. Na policję w Dębicy tym razem zgłosiła się żona Grzegorza G. Powiadomiła funkcjonariuszy, że jej mąż zaginął. Policjanci zaczęli łączyć tę sprawę z zaginięciem Jolanty Ś. 31-latek został zatrzymany 30 listopada w okolicach swojego domu. Wpadł w policyjną zasadzkę, wcześniej się ukrywał.

– Czuł już oddech policji na swoich plecach. Wiedział, że mamy coraz więcej poszlak wskazujących, że to on może mieć związek z zaginięciem kobiety – opowiada Łukasz Harpula.

Zniknięcie Grzegorza G. zbiegło się z czasem, gdy z firmy, w której pracował, zniknął drobny, ale wartościowy sprzęt elektroniczny oszacowany na kwotę ponad 500 tys. zł! 31-latek w pracy się już nie pojawił.

– Mężczyzna kamuflował się, z rodziną nie utrzymywał kontaktu, jak do niej dzwonił to z pożyczonego telefonu komórkowego. Swojego nie miał, nie chciał kupować telefonu na kartę, bo wiedział, że zgodnie z nowymi przepisami kartę trzeba zarejestrować. Grzegorz G. był bardzo ostrożny – mówi Łukasz Harpula.

31-latek został zatrzymany 30 listopada, ale do sprawy kradzieży wspomnianego sprzętu elektronicznego z firmy. Wtedy na przesłuchaniu przyznał się, że ciało zaginionej Jolanty Ś. ukrył. Twierdził, że 25-latka podczas kłótni miała nieszczęśliwy wypadek, że spadła z nasypu przy autostradzie.

Grzegorz G. przekonywał, że w panice nie pomógł kobiecie, postanowił jej ciało wywieźć do lasu w okolicach Ropczyc i tam je zakopał w ziemi na głębokości około pół metra. Miejsce ukrycia zwłok oblał jeszcze substancją chemiczną, by ciała Jolanty Ś. nie odkopały zwierzęta.

Ciało kobiety znaleziono 2 grudnia. Sekcja zwłok wykazała, że 25-latka nie mogła mieć nieszczęśliwego wypadku. Okazało się również, że Jolanta Ś. została zamordowana już w maju br., na 2,5 miesiąca przed tym, jak matka kobiety zgłosiła się na policję. Grzegorz G. przyznał się, że to on wysłał matce Jolanty Ś. SMS, że niby jej córka urodziła dziecko i zamierza je sprzedać.

Sprzedany samochód po zaginięciu

Policjanci zaczęli drobiazgowo ustalać cały ciąg zdarzeń. Wyszło na jaw, że w maju Jolanta Ś. wynajęła mieszkanie z Grzegorzem G. Mieli razem zamieszkać, kobieta przewiozła do mieszkania swoje ubrania.

Prokuratura podejrzewa, że wynajęcie mieszkania mogło być elementem zbrodniczego planu 31-latka. Jolanta Ś. wcześniej miała sporadyczny kontakt ze swoją rodziną. W rzeczywistości niedługo po wynajęciu mieszkania, kobieta zaginęła, a rodzina przez długi czas żyła w nieświadomości, że Jolanta Ś. już nie żyje.

– Po zaginięciu kobiety ktoś sprzedał jej samochód, ktoś podarował jej telefon, ktoś wybierał pieniądze z jej konta bankowego – mówi Łukasz Harpula.

Grzegorz G. nie przyznaje się do zabójstwa. Został aresztowany na trzy miesiące. Jeszcze w tym tygodniu prokuratura zamierza mu uzupełnić zarzuty o zabójstwo, za co mu grozi dożywotnie więzienie.

Prokuratura podejrzewa, że 31-latek tak naprawdę nie chciał się wiązać z Jolantą Ś. i nie mógł się pogodzić z tym, że będzie miał dziecko z kobietą, dlatego postanowił romans przerwać i 25-latkę zamordować.

Policjantom udało się odzyskać część sprzętu, który Grzegorz G. ukradł ze swojej firmy.  Znaleziono też przy nim sporo pieniędzy. – Mężczyzna ukradł sprzęt, by mieć pieniądze na ucieczkę – dodaje insp. Paweł Filipek.

Ten plan Grzegorzowi G. już się nie udał.

Prokuratura na razie nie zdradza, w jaki sposób Jolanta Ś. została zamordowana przez 31-latka.

Reklama