Sąd Okręgowy w Rzeszowie był znacznie surowszy dla znanego rzeszowskiego lekarza Jacka Huka niż sąd pierwszej instancji. Za śmiertelne potrącenie Andrzeja Lutaka wymierzył mu karę dwóch lat więzienia. Bez zawieszenia.
Drugi w tej głośnej sprawie wyrok zapadł w czwartek (29 września). Tym razem oskarżony lekarz zgodził się na podawanie imienia i nazwiska. Przed sądem odpowiadał za nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym.
61-letni Jacek Huk jest byłym ordynatorem gastroentorologii Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2. W styczniu br. Sąd Rejonowy w Rzeszowie skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata za spowodowanie wypadku, w którym zginął Andrzej Lutak.
27-latek zginął 3 grudnia 2018 roku, gdy przechodził przez przejście dla pieszych przy ulicy Krakowskiej w Rzeszowie, na wysokości galerii handlowej „Nowy Świat”. Andrzeja Lutaka potrącił Jacek Huk, który kierował volvo. Po wypadku, nie udzielił mu pomocy.
– Są też pewne granice interwencji – tłumaczył się podczas pierwszego procesu Jacek Huk.
Dymisje w prokuraturze
Styczniowy wyrok zaskarżyli pełnomocnicy rodziny zmarłego 27-latka oraz Prokuratura Rejonowa dla miasta Rzeszów. Prokuratura zrobiła to na polecenie prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobro, który był zbulwersowany pierwszym wyrokiem.
Niedługo później funkcję szefa miejskiej prokuratury stracił Wojciech Przybyło i szefa działu śledztw Piotr Winiarz, który dla Huka zażądał kary więzienia w zawieszeniu, do której potem przychylił się sąd. Zbigniew Ziobro uznał, że wyrok jest „rażąco łagodny”.
Sąd I instancji uznał, że Jacek Huk umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym, ale nieumyślnie doprowadził do śmierci 27-latka. – Kara w zawieszeniu, w odczuciu społecznym, to żadna kara – oceniała Dorota Misior-Simoni, pełnomocnik rodziny.
Skoro było tak źle…
Drugi proces ruszył w Sądzie Okręgowym w Rzeszowie. Rodzina Andrzeja Lutaka dla Huka domagała się 5 lat bezwzględnego więzienia, o karę bez zawieszenia dla lekarza wystąpiła też prokuratura. W czwartek zapadł wyrok: 2 lata więzienia dla Huka. Bez zawiasów.
W trakcie procesu, lekarz bronił się tym, że Andrzeja Lutaka zobaczył w ostatniej chwili, sugerował, że 27-latek mógł celowo wejść pod koła samochodu, by popełnić samobójstwo. Ponadto Jacek Huk tłumaczył się trudnymi warunkami na drodze – była mżawka.
– Mgła znacząco ograniczała widoczność – bronił w czwartek Jacka Huka jego obrońca Andrzej Rakowski. – Zobaczyłem tego biednego człowieka w ostatniej chwili na szybie, nawet nie widziałem, z której strony krawężnika idzie – mówił w sądzie sam oskarżony lekarz.
– Jechałem lewym pasem, on – okazało się – szedł z prawej strony. Jakby [Andrzej Lutak – przyp. red.] był świadomy co robi, to by się zatrzymał. Mówili o tym świadkowie – przekonywał sąd Jacek Huk tuż przed wydaniem wyroku.
Sędzia Grażyna Artymiak, przewodnicząca składu orzekającego, skazując lekarza na dwa lata bezwzględnego więzienia, mówiła, że o celowym wtargnięciu Andrzeja Lutaka na przejście dla pieszych nie ma mowy.
– Skoro warunki drogowe były tak złe, dlaczego [oskarżony] poruszał się z prędkością powyżej 70 km/h, gdy dopuszczalna prędkość administracyjna była 50 km/h? – pytała sędzia Artymiuk.
Jacek Huk czwartkowy wyrok przyjął z kamienną twarzą.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl