Święto Paniagi, którego nie było, czyli czego pozbawiła nas epidemia koronawirusa [FOTO]

Bez Ferenców, bez tanecznego korowodu, bez jarmarku, bez tłumów, bez niczego – tak wyglądało Święto Paniagi w Rzeszowie, którego przez koronawirusa w tym roku nie było.

 

Od kilku lat 3 maja spędzam w pracy. Ten dzień poświęcam na to, aby dla Was, wraz z fotoreporterem, relacjonować Święto Paniagi. Wiem, że je lubicie. Świadczą o tym tłumy, które co roku przewijają się przez ulice 3 Maja, Kościuszki, Rynek i Aleję Lubomirskich.

W tym roku napiszę o święcie, którego nie było. O wydarzeniu, które rozpoczynało się po godz. 12:00 na scenie przy wieży farnej z udziałem przynajmniej jednego Ferenca. Gdy Święto Paniagi kilka lat temu upływało pod znakiem kultury węgierskiej na tej scenie stało aż dwóch Ferenców: nasz Tadeusz Ferenc, prezydent Rzeszowa i Ferenc Kovács, prezydent Nyíregyházy, które jest miastem partnerskim Rzeszowa od ponad 20 lat.

W tym roku nie było ani sceny, ani Ferenca, nawet jednego, który nam powie, że Rzeszów jest nasz, wspomni, że młodzież jest przyszłością tego miasta albo, że nas po prostu kocha :).

Nie było też tanecznego korowodu, na czele, którego stały mażoretki i orkiestra przyciągając swym występem tłumy ludzi. Parafrazując nieco słowa Krzysztofa Kononowicza, nie było niczego. 

Choć od prawie dwóch dekad coś było zawsze, nawet, jak padało. W ub. r., pomimo ulewy, nie odwołano Święta Paniagi. Ba, nawet całkiem spory tłumek spacerował ulicą 3 Maja. Paniaga odbyła się nawet, gdy 3 Maja była rozkopana!

A dziś? Pogoda „pod chmurką” i pojedyncze rodziny w maseczkach, spacerujące dawną ulicą Pańską, bo epidemia koronawirusa odwołała nam Święto Paniagi. Smutno. Pusto. Dziwnie. Cicho przede wszystkim, jak na tę porę roku, dzień i miejsce. 

Dobrze, że chociaż flagi rozwieszono. Przynajmniej po tym można poznać, że dziś coś świętujemy, bo na 3 Maja brak „domków”, stoisk i namiotów, z których uśmiechnięci ludzi proponowali nam sesje zdjęciowe w dawnym stylu, wybijanie monet, czy zachęcali do kupienia jakiejś ciekawej książki. Nawet policji na koniach nie ma. Jak już się pojawia, to w tzw. kabarynie w czasie zwykłego patrolu.

Cisza i pustki także na Alei Lubomirskich. Tam podczas Paniagi zawsze było tłoczno i gwarno. Te tłumy przyciągał jarmark. Sery, wędliny, chleby, przyprawy, o których nawet nie wiedzieliście, że są – to był stały punkt mojego „Paniagowego” spaceru. Idąc aleją, przy milczącej fontannie multimedialnej, zamiast dobrego humoru, można zarazić się dzić najwyżej nostalgią. 

A i podczas Święta Paniagi, którego nie było, nie zdradzę Wam także przepisu na zupę pana Krzysia Górskiego z Teatru Kulinarnego, który co roku czymś pysznym karmił mieszkańców Rzeszowa. Znamy się dobrze. Co roku spotykaliśmy się na rogu ulic 3 Maja i Zamkowej, gdzie umieszczał swój wielki kocioł na palenisku. Gdy mnie widział, zapraszał zawsze do siebie z uśmiechem na krótką rozmowę o gotowaniu. W tym roku się nie spotkamy. Koronawirus. 

A miało być tak pięknie. Taki „American dream” nam miasto szykowało, bo 17. Święto Paniagi miało upłynąć pod znakiem kultury amerykańskiej. I co nam z tego zostało? Hasztagowanie #zostańwdomu i nadawany z megafonu apel: „Uwaga, uwaga, policja informuje: mamy stan epidemii. Wzywa się do zakrywania ust i nosa. Chroń siebie i bliskich”. Dobrze, że chociaż po polsku policja apelowała…

A tak wyglądała Majówka w centrum Rzeszowa i na bulwarach.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl 

Reklama