Zdjęcie: Tomasz Modras / Rzeszów News

– To, co nas przeraża w polityce i w polskim systemie władzy to, to jak wiele jest zbudowane z dykty i trzyma się na ślinie – mówił w piątek w Rzeszowie Adrian Zandberg, jeden z liderów lewicowej partii Razem.

W piątek dwukrotnie Adrian Zandberg uczestniczył w spotkaniach otwartych w Rzeszowie. Jedno z nich odbyło się na Uniwersytecie Rzeszowskim, drugie, w bardziej kameralnym gronie, późnym popołudniem w Osiedlowym Dom Kultury „Tysiąclecia”.

– Robimy spotkania otwarte, bo widzimy w tym nasz obowiązek, jako polityków. W Polsce dzieje się tak, że politycy rozmawiają z obywatelami tylko przez kilka miesięcy kampanii wyborczej. Potem znikają i ich jednym narzędziem komunikacji są media – mówił Adrian Zandberg do małej grupki działaczy Razem, która pojawiła się na drugim spotkaniu.

– Taki sposób działania spowodował, że społeczeństwo stało się pasywnym konsumentem polityki – dodawał.

Nie chodzą na wybory, bo…

Zdaniem Adriana Zandberga, uważanego przez wielu komentatorów za nadzieję polskiej lewicy, słabość polskiego życia politycznego polega na tym, że społeczeństwo ma wstręt do polityki, dlatego najważniejszym zadaniem Razem w okresie przedwyborczym jest przekonanie do sensu działania ludzi, którzy go stracili.

– Ludzie  nie zapisują się do partii politycznych, nie chodzą na wybory, nie działają w związkach zawodowych, nie tworzą stowarzyszeń, bo towarzyszy im porażające poczucie niemocy – uważa Zandberg.

– Ludzie uważają, że co by się nie robiło to i tak nie wyjdzie. Chodzi właśnie o to, aby wychodziło. Niewiele potrzeba, aby zmobilizować społeczność, która realnie wpływa na rzeczywistość – dodawał.

Naciskać na samorządy

Jako przykład podał akcję #CzarnyProtest, której inicjatorką była warszawska działaczka Małgorzata Adamczyk. To właśnie ona spowodowała, że przez Polskę przetoczyła się fala protestów kobiet ubranych na czarno, które protestowały przeciw zaostrzeniu ustawy antyaborcyjnej. Rzeszów również brał czynny udział w akcji, o czym można przeczytać TUTAJ.

Efektem wyjścia kobiet na ulice było wycofanie się rządu PiS ze zmiany prawa aborcyjnego.

– Na Podkarpaciu udaje nam się dość skutecznie stawiać czoła fanatykom religijnym, którzy pod szpitalami wystawiają kłamliwe i przemocowe wystawy przedstawiające fałszywy obraz przerywania ciąży – mówił Adrian Zandberg.

– Poprzez nacisk na samorządy możemy uchronić przed tym widokiem dzieci, kobiety, które poroniły, ale także możemy uchronić te kobiety, które są po terminacji ciąży przed moralnym szantażem – dodawał.

Przypomnijmy, że w samym Rzeszowie drastyczne billboardy, przedstawiające rozszarpane i zakrwawione płody ludzkie prezentowane były przy skrzyżowaniu ulic Dąbrowskiego i Powstańców Warszawy, przy przystanku autobusowym przy skrzyżowaniu ulic Powstańców Warszawy i Kwiatkowskiego, a także przy drodze krajowej nr 94 przy wyjeździe ze Świlczy, oraz przy DK nr 19 w Zarzeczu.

Przedstawiciele rzeszowskich struktur partii Razem wówczas złożyli doniesienie na policję w sprawie antyaborcyjnych billboardów oraz nagłośnili sprawę w mediach. Skutkiem ich działań było usuniecie drastycznych obrazów z rzeszowskich ulic. O szczegółach można przeczytać TUTAJ.

– To jest właśnie efekt słabości polskiej polityki, że grupa zdeterminowanych ludzi może ich powstrzymać od działania – zauważył członek zarządu partii Razem. – To, co nasz przeraża w polityce i w polskim systemie władzy to, to jak wiele jest zbudowane z dykty i trzyma się na ślinie – dodawał.

Kolonizacja „Misiewiczów”

Adrian Zandberg stwierdził również, że potrzebujemy tak zaprojektowanych instytucji państwa, aby je zabezpieczyć przed kolonizacją „Misiewiczów” i  skrajnym upartyjnieniem. W nadchodzących wyborach partia Razem będzie się również starała wejść do parlamentu.

– Realistycznie patrząc, będzie to reprezentacja kilkunastu posłów, która stanie się  lewicowym głosem mówiącym o  niesprawiedliwości społecznej i prawach człowieka,  niż istotny element systemu sprawowania władzy – zapowiedział Zandberg.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama