Trzymiesięczny areszt dla Ryszarda J., naczelnika rzeszowskiego Biura Spraw Wewnętrznych – tak w czwartek wieczorem zdecydował Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieście.

Posiedzenie sądu w przedmiocie rozpoznania wniosku krakowskiej prokuratury o aresztowanie Ryszarda J. miało się rozpocząć się o godz. 14:00. Opóźniło się o około 1,5 godziny.

Po trwającej jeszcze naradzie, po 19:00 sąd zdecydował, że szef rzeszowskiego Biura Spraw Wewnętrznych (policja w policji) ma trafić na trzy miesiące do tymczasowego aresztu.

– Areszt ma być stosowany do 8 stycznia 2017 r. włącznie. O zastosowaniu tego środka zapobiegawczego zdecydowały obawa matactwa ze strony podejrzanego, a także grożąca mu surowa kara – powiedziała nam Grażyna Rokita z Sądu Okręgowego w Krakowie.

Co ważne, areszt jest bezwzględny. Sąd nie zastosował żadnej taryfy ulgowej, np. w postaci warunkowego aresztu, czyli wpłaty określonego poręczenia majątkowego za odzyskanie wolności.

Pytania bez odpowiedzi

Więcej o uzasadnieniu decyzji o aresztowaniu Ryszarda J., który został zatrzymany we wtorek przez ABW, a któremu grozi do 10 lat więzienia, nie dowiemy się.

Dlaczego? Bo postanowienie jest opatrzone klauzulą „ściśle tajne”. Mają na to wpływ dwa z sześciu zarzutów, jakie w środę krakowska prokuratura postawiła naczelnikowi BSW w Rzeszowie: nadużycie uprawnień w związku z przyjęciem przez niego korzyści majątkowej oraz ujawnienie tajnych informacji.

Jakie korzyści majątkowe? Za co? Jakie ujawnione tajne informacje? Komu? – to pytania, na które prawdopodobnie nigdy nie poznamy odpowiedzi, a przynajmniej nikt ich oficjalnie nie potwierdzi.

Pozostałe cztery zarzuty, jakie przedstawiono Ryszardowi J. dotyczą mobbingu. Prokuratura twierdzi, że szef rzeszowskiego BSW psychicznie znęcał się nad podległymi mu policjantami. To nie jest żadna nowość, bo „metody” pracy Ryszarda  J. już raz ujawniliśmy i mogłaby z tego powstać gruba książka.

„Styl” pracy naczelnika BSW bardzo dobrze pamiętają rzeszowscy policjanci Centralnego Biura Śledczego, gdzie wcześniej pracował J.

– Uwielbiał donosy, podsłuchy, inicjowanie postępowań dyscyplinarnych. Robienie krzywdy drugiemu człowiekowi sprawiało mu nieprawdopodobną radość, czerpał z tego satysfakcję. Niszczył ludzi – wspominają pracę z Ryszardem J. policjanci związani zarówno z BSW, jak i CBŚP w Rzeszowie.

BSW nie kiwnęło palcem?

Prokuratura mobbingiem zainteresowała się „przy okazji”, bo główny wątek sprawy to udział szefa BSW w aferze korupcyjnej, która 27 lutego br. zatrzęsła rzeszowskim CBŚP. Aresztowano wtedy szefa Biura Krzysztofa B. i jego prawą rękę Daniela Ś., naczelnika wydziału ekonomicznego.

Obaj mieli brać łapówki od dwóch Ukraińców – Aleksa i Żeni R. (bracia) – za policyjny „parasol ochronny” nad agencją „Olimp”, która przez kilkanaście lat działała w Budziwoju.

Co może mieć z tym wspólnego Ryszard J.? Nie wykluczone, że BSW, które zajmuje się ściganiem przestępstw wśród policjantów, doskonale wiedziało, że Ukraińcy „opłacają” miejscowych szefów CBŚP i nie kiwnęło palcem, by przyjrzeć się relacjom kierownictwa Biura z braćmi R.

„Układ” mógł być tolerowany przez szefa BSW, bo Ryszard J. sporą część swojej kariery policyjnej spędził w CBŚP.

Tajemnicą poliszynela jest to, jak policja mogła tolerować działalność „Olimpu”, skoro przed wieloma laty CBŚP z hukiem likwidowało w Rzeszowie i okolicach agencje towarzyskie, a ta w Budziwoju działała bez problemu.

To, że kiedyś CBŚP pozamykało agencje, nie znaczy, że ten biznes zniknął. Ci, którzy go prowadzili, poprzenosili agencje do mieszkań.

– Stworzyli tzw. mieszkaniówki. Dla prostytutek wynajmują mieszkania, które na telefon umawiają się z klientami. Trudniej osobom trzecim udowodnić, że z prostytucji czerpią korzyści majątkowe. Dlaczego ludzie z „Olimpu” tego nie zrobili? Nie bali się prowadzić agencji przy otwartej kurtynie? Czy może nie musieli się bać? – pyta jeden z naszych rozmówców z CBŚP.

– Gdzie było BSW? – dodaje.

Śledczy: będzie ciekawiej

Na te i wiele innych pytań próbuje teraz znaleźć odpowiedź krakowska prokuratura, która od 2012 r. bada proceder handlowania prostytutkami sprowadzanymi do „Olimpu” z Ukrainy.

– Nie ma szans na zakończenie śledztwa w tym roku – mówi prokurator Piotr Stryszowski, który postawił zarzuty Ryszardowi J.

– Już jest ciekawie, a będzie jeszcze bardziej – dowiadujemy się nieoficjalnie w krakowskiej prokuraturze.

Ryszard J. dołączył do swojego kolegi Daniela Ś. oraz braci R. Oni w areszcie siedzą już od prawie dziewięciu miesięcy i prędko nie wyjdą. Szef BSW jest na wylocie z policji. Został zawieszony i ma postępowanie dyscyplinarne.

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama