Reklama

Ogromny sukces Kamila Dobrowolskiego, aktora rzeszowskiego Teatru Maska. Wystąpił w filmie  węgierskiego reżysera László Nemesa „Syn Szawła”, który ma szanse na amerykańskiego Oscara!

„Mam wrażenie, że mnie się to śni” – Kamil Dobrowolski wciąż nie może uwierzyć w to, co się dzieje wokół niego i filmu, w którym zagrał.

„Syn Szawła” został nagrodzony Grand Prix na ubiegłorocznym festiwalu w Cannes oraz Złotym Globem, teraz ma szanse na zdobycie najważniejszej nagrody filmowej – Oscara – w kategorii „Najlepszy Film Nieanglojęzyczny”.

Rola brutalnego kapo

Film László Nemesa opowiada historię więźnia KL Auschwitz-Birkenau tuż przed wybuchem buntu członków Sonderkommando. W Polsce film mieli okazję zobaczyć uczestnicy ubiegłorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmów TOFIFEST w Toruniu.

„Widzowie mogli obserwować węgierskiego więźnia, który z kamienną twarzą na rozkaz odprowadza Żydów do komór gazowych, ograbia ich z kosztowności, a następnie wlecze ich martwe ciała za nogi i układa je na stosach, mających niebawem trafić do pieca krematoryjnego” – pisała wtedy w recenzji Michalina Reda.

„Syn Szawła” o oscarową statuetkę będzie walczył z ośmioma innymi filmami.

W Polsce o filmie mówi się ostatnio najwięcej za sprawą Kamila Dobrowolskiego, który od 2011 r. jest aktorem rzeszowskiego teatru Maska. Kamil wystąpił w „Synu Szawła”, który jest jednocześnie debiutem długometrażowym węgierskiego reżysera oraz debiutem filmowym Kamila.

Aktor Maski w filmie wcielił się rolę 22-letniego Mietka, brutalnego polskiego kapo, który pilnował więźniów pracujących w Sonderkommando.

Kamil Dobrowolski jest absolwentem Akademii Teatralnej w Warszawie – Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku. Widzom Maski jest znany m.in. z takich spektakli jak „Piotruś Pan”, „Najmniejszy samolot na świecie”, „Solartaxi. Samochód na słońce” czy „Bleee”.

Dzięki Bogu

Kamil od paru dni jest na ustach całej Polski, ma „swoje 5 minut”. Największe media informują o Polaku, który wystąpił w „Synu Szawła”, który ma szanse zdobyć Oscara.

Aktor rzeszowskiego teatru w miniony weekend był gościem programu „Dzień Dobry TVN”, prowadzonego przez Magdę Mołek i Marcina Mellera. Kamil opowiadał, jak się dostał na plan filmowy.

„To był internetowy casting z przerwami. Momentami nie wiedziałem, czy będę w tym filmie, czy nie. Dzięki Bogu, jadąc prywatnie do Budapesztu, dałem znać mojej agentce” – wspominał Kamil Dobrowolski.

„Z teatru zostałem wyciągnięty przypadkowo. Reżyser znalazł w internecie moje zdjęcia z teatru. Skontaktował się z moją agentką i tak już poszło. W Cannes powiedział mnie, że do filmu szukał aktorów teatralnych. Zastałem wciągnięty z Rzeszowa wprost do filmu, który zdobył Grand Prix festiwalu w Cannes, Złotego Globa” – cieszył się Kamil.

Może to jest Matrix?

A o pracy na planie filmowym tak mówił: „Reżyser świetnie mnie poprowadził. Był zaskoczony, że to mój debiut. Powiedziałem mu o tym ostatniego dnia. A on coś w rodzaju „WOW”, uśmiechnął się, powiedział, że jest zaskoczony”.

Do wyjazdu do Cannes Kamil przygotowywał się bardzo szybko, przez ostatnie dwa dni przed wyjazdem nie zmrużył oka.

„To było, jak sen. Tak naprawdę nie wiem, czy to się wydarzyło. Jest kilka zdjęć, które dokumentują moją tam obecność. Było szybko. Następnego dnia musiałem wracać, żeby grać „Piotrusia Pana”. Bardzo to lubię, to bardzo fajny spektakl” – mówił szczerze w „Dzień Dobry w TVN” Kamil Dobrowolski.

Nominacje „Syna Szawła” do Złotego Globa przespał, nominacje do Oscara także. O tej ostatniej dowiedział się, jadąc w autobusie przeglądając Facebooka w telefonie.

„Może to ci się śni? Może to jest Matrix”? – pytał Marcin Meller.

„Mam takie wrażenie” – odpowiedział Kamil.

Laureatów tegorocznych Oscarów poznamy 28 lutego na uroczystej gali w Hollywood.

Nie oskarżą go, szkaluje Polskę

Marcin Meller przytaczał rzeszowskiemu aktorowi recenzje z prawicowych portali, które napisały, że „Syn Szawła” jest „arcydziełem”.

„Nikt cię więc nie oskarży, że szkalujesz polski naród” – Meller uspokajał Kamila.

„Cieszę się. Mogę spać spokojnie” – odetchnął z ulgą młody aktor, co nie znaczy, że nie trafił na niepochlebne komentarze na forach internetowych.

„Napisano, że w filmie jest za dużo polskiego. W Auschwitz umierali Żydzi, Polacy także. Polacy też, niestety, sprawowali tam funkcje” – mówił dojrzale Kamil Dobrowolski.

Na razie jego udział w filmie nominowanym do Oscara nie sprawił, że otrzymał kolejne propozycje filmowe.

„Liczę na to, że choć trochę zacznie się coś dziać. Nie chciałbym zrezygnować z teatru, bo on sprawia mi dużo przyjemności. Chcę podtrzymywać to, czego nauczyłem się na planie. To była taka szkoła filmowa w pigułce” – powiedział Kamil.

Podkreślał, że jest aktorem rzeszowskiego teatru. „To jedyny profesjonalny teatr lalek na Podkarpaciu. Zapraszam zresztą” – zaakcentował Kamil.

„Perfekcyjny, porażający”

Do polskich kin „Syn Szawła” wejdzie 22 stycznia. Gutek Film, który jest dystrybutorem filmu, reklamuje go jako „perfekcyjny, porażający i trzymający w napięciu obraz, który przejdzie do historii kina”.

Akcja filmu rozgrywa się w 1944 r. w niemieckim nazistowskim obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. To 48 godzin z życia Szawła Ausländera, członka Sonderkommando – oddziału żydowskich więźniów zmuszonych asystować nazistom w wielkiej machinie Zagłady – na krótko przed wybuchem buntu.

Gutek Film w zapowiedzi pisze, że w rzeczywistości, której nie sposób pojąć, w sytuacji bez szans na przetrwanie, Szaweł próbuje ocalić w sobie to, co zostało z człowieka, którym kiedyś był.

Debiut 38-letniego László Nemesa przełamuje dotychczasowe, typowe dla fabuł o Holocauście klisze narracyjne. Reżyser rezygnuje z epickiej skali, która tworzy iluzję, że jesteśmy w stanie pojąć skalę tej zbrodni. Film Nemesa cechuje maksymalny realizm i perspektywa jednostki patrzącej na fragmenty piekła.

Człowiek uwikłany chory system

„Brutalnie prawdziwy, okrutnie naturalistyczny, przytłaczający w swej prostocie” – napisała o filmie wspomniana Michalina Reda.

– „Syn Szawła” powstał z głębokiej potrzeby autentyczności, a drobiazgowa dokumentacja i produkcja zajęły twórcom pięć lat. Być może dlatego Claude Lanzmann, twórca legendarnego dokumentu „Shoah”, przeciwnik filmowych inscenizacji Zagłady, podszedł po seansie do Nemesa i podziękował mu za film – reklamuje produkcję Gutek Film.

„Ten film pokazuje człowieka uwikłanego w chory system, dlatego trzeba podejść do niego otwarcie” – uważa Claude Lanzmann, znany francuski dokumentalista badający holocaust, gość ubiegłorocznego festiwali TOFIFEST.

KRZYSZTOF WÓJCIK

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama