Na jaką chorobę choruje Argan, bohater komedii Moliera w reż. Waldemara Śmigasiewicza? Po prostu, na chorobę. Hipochondrycznej schizofrenii dokłada jeszcze scenografia, która po brzegi wypełniona jest wszelkiej maści lekarstwami, z których korzystają również lekarze-szarlatani.
Gdy wchodzisz na sale, w której znajduje się Duża Scena w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie i widzisz, że ta przestrzeń, w którą przez najbliższe minuty będziesz wpatrywać się jak zahipnotyzowany, jest wypełniona setkami medykamentów, popadasz w urojenia. Zaczynasz siebie podejrzewać, że chorujesz na chorobę, zupełnie tak, jak Argan, główny bohater sztuki Moliera „Chory z urojenia” w reż. Waldemara Śmigasiewicza, którą premierę na deskach „Siemaszki” będzie można zobaczyć w najbliższą sobotę (25 marca).
Gdy na scenę wchodzi nieco demoniczna Barbara Napieraj (Pani Czyściel-Wonna), by łajać bez opamiętania Marka Kępińskiego (Argan, chory z urojenia) lekko drżymy.
– Odmawiasz pan przyjęcia lekarstw, które ci przepisałam! To niesłychane nieposłuszeństwo chorego wobec lekarza. Odmowa lewatywy, którą sama sporządziłam! Obmyślonej, autorskiej wykonanej wedle wszelkich prawideł sztuki! (…) To miał być cud w kiszkach – krzyczy Pani Czyściel-Wonna.
– To zamachach na medycynę, zamach na cud, to zbrodnia, której nie można ukarać nigdy dość surowo. (…) Wzgardzić moją lawendową lewatywą – dodaje jeszcze bardziej wzburzona i zaklina go, że za cztery dni zachoruje na nieuleczalną chorobę.
Argan tymi „proroctwami” jest przerażony, całkowicie roztrzęsiony, a po głowie chodzą mu choroby, których nie zna.
Inni lekarze, Piotr Napieraj (Pan Biegunka, lekarz dyplomowany) i Adam Mężyk (Tomasz Biegunka, lekarz bez dyplomu) również dokładają swoje „cegiełki” do urojenia Argana, posługując się łacińskimi nazwami chorób, które same w sobie brzmią groźnie i powodują, że hipochondryk popada w coraz większą chorobę na chorobę.
– Scenografia oddaje pewną schizofreniczność naszych czasów. To zderzenie tragedii z komedią, które nieustannie spiętrzane dają pewien dialog między Molierem a dniem dzisiejszym – wyjaśnia reżyser Waldemar Śmigasiewicz.
– Największą metaforą jest sam główny bohater. On podejrzewa, że jest chory, sam nie wie jeszcze na co, ale na pewno na jakąś chorobę, dlatego zatrudnia lekarzy. Czuje, że coś nadciąga, coś, co nie jest definiowalne, nie wiemy czy zrobi się z tego farsa czy komedia. Na tym tle odbywa się cała historia – dodaje.
Śmigasiewicz zwraca również uwagę na fakt, że „Chorego z urojenia” gra się z pewnym „suplementem”, ponieważ w trakcie czwartego przedstawienia komedii Molier przeżył zapaść, gdy odgrywał scenę śmierci Chorego, a wkrótce po tym zmarł.
Reżyser zaznacza również, że koniecznym warunkiem zagrania francuskiej komedii była komiczność podszyta prawdziwością. Jak sam tłumaczył, chodzi o to, aby w sytuacji idiotycznej być idiotycznym, ale ciągle mieć z tyłu głowy słowa „memento mori”.
Gdy zapytano Waldemara Śmigasiewicza o to, skąd wziął tyle słoiczków z lekarstwami, które są dość licznym elementem scenografii, usłyszeliśmy wymijającą odpowiedź: – To niech będzie tajemnicą. W każdej butelce jest czysta prawda. W każdym słowie jest prawda a kiedy to wszystko połączymy – kompletna bzdura – mówił reżyser.
Dlatego, aby odkryć „bzdurę”, o której pisał Molier warto uraczyć się szlachetnym trunkiem jakim jest „Chory z urojenia” w reż. Waldemara Śmigasiewicza już w sobotę o godz. 19:00 podczas premierowego pokazu. Bilety w kasie teatru można kupić w cenie 35/45 zł.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl