– Kiedyś teatry rumuńskie i polskie odwiedzały się nawzajem. Liczymy, że to początek powrotu do tej wspaniałej tradycji – mówił Radu Ghilaș, reżyser spektaklu „Szczęście, które minęło”.
MARCIN CZARNIK, JOANNA GOŚCIŃSKA
W niedzielę czwarty i ostatni dzień 2. Międzynarodowego Festiwalu „Trans/Misje” w Rzeszowie rozpoczął spektakl plenerowy. Na dziedzińcu zamku Lubomirskich po raz kolejny zaprezentowała się Interdyscyplinarna Grupa Teatralna Asocjacja 2006, tym razem w spektaklu „Vinum”. W ubiegłym roku do Rzeszowa przyjechali z widowiskiem „Rabin Maharala i Golem, czyli prawda i śmierć”.
„Asocjacje” odwołały się do wątków biblijnych. Zgromadzeni widzowie mogli wysłuchać rozmów świętych Piotra i Pawła, zobaczyć jak „rodzi się” pierwszy człowiek, którego Bóg ulepił z gliny, wysłuchać dylematów, które towarzyszyły Stwórcy, gdy tworzył świat.
Aktorom, którzy przeprowadzili widzów przez cały dziedziniec, towarzyszyła nastrojowa muzyka, wykonywana na żywo. Podczas spektaklu nie zabrakło też konstrukcji, które aktorzy wprawiali w ruch. Niezmiennie robiły one wrażenie.
Najstarszy teatr Rumunii
Ostatniego dnia festiwalu Trans/Misje do Rzeszowa przyjechali także artyści rumuńskiego Teatru Narodowego w Jassach. Przywieźli ze sobą spektakl „Szczęście, które minęło”, który jest adaptacją sztuki „Ostatnie księżyce” Furia Bordona, napisanej z myślą o 70-letnim Marcellu Mastroiannim. Wybitny włoski aktor, znany m.in. z filmów Luchina Viscontiego i Federica Felliniego, tuż przed śmiercią grywał już tylko w teatrze, właśnie w „Ostatnich księżycach”.
Rumuński aktor Emil Coșeru, który wcielił się w głównego bohatera spektaklu, stanął więc przed nie lada wyzwaniem. Przebić Mastroianniego? Niemożliwe. Dorównać mu? Arcytrudne. Coșeru nie starał się jednak ani upodobnić do wielkiego poprzednika, podchwytując jego manierę, ani szafować emocjami. Z nikim nie walczył, grał swoje. Z wspaniałą delikatnością. Bez pośpiechu i z humorem. Był naprzemian rozedrgany i melancholijny, podniecony i znużony. Na scenie czuł się jak w domu, mimo że zaraz miał go opuścić.
Bo między innymi o tym opowiadał spektakl rumuńskiego teatru – o starzeniu i odchodzeniu, i o godzeniu się na jedno i drugie. „Brzydzę się śmiercią” – krzyczał bohater na początku spektaklu, a później dodawał: „mimo że nie powinienem”.
Odbierając nagrodę, nasza noblistka Olga Tokarczuk mówiła o potrzebie czułości w literaturze, w teatrze, w sztuce w ogóle. Spektakl Rumunów jest właśnie taki, jakiego oczekuje pisarka – czuły. I to w każdym calu. Zarówno gdy mówi o młodzieńczej miłości, jak i o starczej samotności.
Spektakl doceniła rzeszowska publiczność, nagradzając go gorącymi oklaskami. – Kiedyś nasze teatry odwiedzały się nawzajem. Liczymy, że to początek powrotu do tej wspaniałej tradycji – mówił uradowany Radu Ghilaș, reżyser „Szczęścia, które minęło”.
redakcja@rzeszow-news.pl