Maciek Maleńczuk przerabia jazzowe standardy na biesiadne kawałki do tańca. Odcina się przy tym od poprzedniej formacji Psychodancing.
Rzeszowski klub Life House w sobotę otworzył koncert Macieja Maleńczuka i jego nowej formacji Jazz For Idiots, który był połączony z prapremierą nowej płyty „Jazz dla idiotów”. Muzyk tym samym odcina się od biesiadnych utworów granych z formacją Psychodancing, ale nie do końca odcina się od przytupów. Premiera płyty planowana jest na 17 października.
Nowa formacja i płyta, którą przygotowuje Maleńczuk, jest próbą odintelektualizowania jazzu i nadania mu charakteru bardziej rozrywkowego, bardziej „biesiadnego”, tanecznego. Maleńczuk powitał publiczność na koncercie, nawiązując do nowej idei.
– Witamy wśród idiotów. Sami jesteśmy idiotami. Środowisko jazzowe nas znienawidzi. Zmasakrujemy teraz jeden z bardziej kultowych utworów „Love supreme” John Coltrane’a – mówił artysta.
Na początku koncertu rzeczywiście muzycy zaprezentowali przeróbki standardów jazzowych, co nie wywołało zbyt przychylnych reakcji publiczności. Można było usłyszeć takie komentarze: – Nudy. Szkoda kasy. Jak będą tak dalej grać, to idziemy do domu. Tak mogą grać chłopaki z domu kultury, a nie oni – mówił 60-letni fan Maleńczuka.
– Czuję się jak w Bohemie – dodawał 40-latek.
Zespół Maleńczuka zaprezentował covery jazzowe takich hitów jak La paloma. Wykonał też kilka utworów z płyty Psychodancing oraz z nowej, m.in. utwór „Gekon”, a także mocniejszy utwór „Jazz is deat”.
Kolejna idiotka w życiu Maleńczuka
Bycie idiotą, próba zmierzenia się z tym, jakże rażącym uszy słowem, było głównym tematem wypowiedzi muzyka. Nawet dedykacje utworów musiały zawierać słowo klucz do idei, którą niesie nowy sposób na siebie Maleńczuka. Stwierdził, że w jego życiu pojawiła się „kolejna idiotka”, która sprawiła, że on też jest idiotą.
Maleńczk pozdrowił przy tym intelektualistów znajdujących się na sali. I postawił barykadę: my idioci i wy intelektualiści szczególnie w jazzie. To od odbiorcy muzyki Maleńczuka zależy, po której stronie sam zechce się znajdować.
– Miałem kiedyś spotkanie z Leszkiem Możdżerem, który powiedział, że chciałby zrobić kiedyś utwór na wszystkie akordy. To jest nasza odpowiedź: utwór na jeden akord – powiedział Maleńczuk.
Maciej Maleńczuk bawił publiczność drąc japę jak pierwszak na próbie garażowego zespołu, jednak częściej zmieniał instrumenty, niż śpiewał. Grał m.in. na różnych rodzajach saksofonu. Wymieniając kolejny instrument zażartował: – Im mniej talentów tym więcej sprzętów.
To nie jedyny moment wskazujący na to, że muzyk dopiero uczy się jazzowego grania, albo nie stawia się w roli mistrza muzycznego. Utwór „Dzień kobiet” z dużą ilością słów zapowiedział z obawą, że zmęczenie nie pozwoli mu nadążyć z tekstem za linią melodyczną.
– Loża szyderców teraz z pewnością będzie miała uciechę, bo to najtrudniejszy kawałek w zestawie i na pewno się gdzieś wypie… – powiedział Maciej Maleńczuk.
Maleńczuk chce rewolucji?
Najlepiej słuchało się utworów z małą ilością tekstu, takie jak „Johnny Walker” lub takie, które słów były całkowicie pozbawione. Nie tylko dlatego, że widać i słychać zmęczenie Maleńczuka, ale przede wszystkim dlatego, że zespół składa się naprawdę z wirtuozów w swojej klasie.
W skład nowego zespołu weszli znani muzycy: Przemek Sokół na trąbce, Andrzej Laskowski na basie, Darek Tarczewski na klawiszach i Karol Ludew na perkusji. Lider grupy żongluje instrumentami, gra m.in. na saksofonie i słychać, różnicę pomiędzy nim a pozostałymi muzykami.
Na koniec koncertu fani Maleńczuka komentowali koncert już trochę bardziej przychylnie. – Koncert był zaj…, ale nic nowego nie wnoszą. On ma za zadanie tworzyć rewolucję – mówił jeden z fanów Maleńczuka. Niestety, występ muzyków zakończył się po jednym bisie, podczas którego został powtórzony utwór z początku koncertu.
O kolejnych koncertach w Life House możecie przeczytać TUTAJ.
SABINA LEWICKA
redakcja@rzeszow-news.pl