W tłusty czwartek chyba każdy da się skusić na zjedzenie pączka. W jednej tylko rzeszowskiej cukierni „U Raka” wyprodukowano ich ponad 30 tysięcy.
Przed okresem postu w Polsce następowało ogólne szaleństwo. Korowody, bale i zabawy, miały nas przygotować na nadejście postu, podczas którego należało się wyciszyć. – Z zapustami, czyli okresem przed postem, wiązało się właśnie najadanie się. Ten zwyczaj od dawna istniał w naszej tradycji, ponieważ miało to znaczenie magiczne i wiązało się z magią płodności – wyjaśnia Damian Drąg, kierownik Muzeum Etnograficznego im. F. Kotuli Oddział Muzeum Okręgowego w Rzeszowie. – Wierzono, że człowiek najedzony to człowiek szczęśliwy, a pełen brzuch przed okresem postu miał nam zapewnić dobrobyt przez cały rok.
Etnografowie nie mogą powiedzieć, skąd się wzięła tradycja jedzenia pączków. W tzw. „mięsopusty” jadło się dużo tłustych potraw, szczególnie zbożowych. Dawniej najpopularniejsze były kasze i zasmażane pierogi. Pączki w nasze życie wkroczyły dopiero na przełomie XIX i XX wieku.
– W słowiańskiej tradycji najpopularniejsze były potrawy tłuste ze słodkiego ciasta. Traktowano je, jako potrawy obrzędowe. Jedliśmy je nie tylko podczas zapustów, bo również i w Wigilię robiono pampuchy, a podczas wesel podawano kołacz weselny. Wszystkim znane są również i smaczne bliny – mówki kierownik Drąg. – Dopiero od niedawna na naszych stołach pojawiły się pączki robione z ciasta drożdżowego i nadziewane różnego rodzaju konfiturami czy dżemem. Okres zapustów był tradycyjnym okresem popuszczania pasa. Związany szczególnie z tradycyjną obrzędowością wiejską. Sfery szlacheckie, którym nie wypadało najadać się tak jak chłopom, preferowały chrust czy inaczej faworki.
[Not a valid template]
redakcja@rzeszow-news.pl