Fot, Twitter.com / Zuzanna Rudzińska-Bluszcz na sejmowej podłodze w czwartek czekała na głosowanie dotyczące wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich

– Najlepiej być w PiS-ie, ewentualnie PiS popierać, no w ostateczności Ziobrę albo Gowina – pisze Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej. 

Kończący swą kadencję Rzecznik Praw Obywatelskich, Adam Bodnar, napsuł w minionych kilku latach sporo krwi rządzącym, wykonując uczciwie swoją robotę. Działał wielopoziomowo: od obrony niesłusznie skazanych lub niesprawiedliwie potraktowanych, po ochronę praw mniejszości, np. gejów, pacjentów, czy osób niepełnosprawnych. Można kolokwialnie powiedzieć, że zróżnicowanie spraw rzecznika było wprost proporcjonalne do stopnia zróżnicowania społeczeństwa, co jednak nie dla wszystkich jest tak oczywiste.

Zdarzało się, że niektóre z inicjatyw RPO władzy się podobały, lecz jednak zdecydowana większość jego działań już nie. PiS i jego satelity mają bowiem, o czym już wielokrotnie pisano na różnych łamach, cokolwiek selektywne podejście do kwestii bycia obywatelką/obywatelem Polski.

Mówiąc najprościej, najlepiej być w PiS-ie, ewentualnie PiS popierać, no w ostateczności Ziobrę albo Gowina. Jeśli nie, czyli mniej więcej w przypadku sześćdziesięciu kilku procent społeczeństwa, osoba taka sama skazuje się co najwyżej na wspaniałomyślny akt tolerancji, bowiem – jak wieścił niedawno sam prezes Kaczyński – objawem polskiego patriotyzmu jest popieranie PiS-u właśnie. Dlatego nie byłoby pewnie zdziwienia, gdyby nowym RPO został po prostu rzecznik tej partii.

No ale są przepisy. I na nieszczęście dla tej trzydziestokilkuprocentowej, patriotycznej grupy wsparcia prezesa, kandydaturę nowego Rzecznika Praw Obywatelskich musi zgodnie z prawem zatwierdzić Sejm i Senat (w osobnych głosowaniach).

Problem PiS polega na tym, że po pierwsze w Senacie większość ma opozycja, a to zapewne mogłoby utrudnić wybór kogoś w rodzaju szafującego po mediach farmakologicznymi bzdetami Rzecznika Praw Dziecka, a po drugie… PiS nie ma kandydatury na to stanowisko. Można by powiedzieć, co za pech, przecież znalazło się tam w minionych latach tylu pretendentów na ogromną liczbę państwowych synekur, że aż brakłoby miejsca na przykładowe nazwiska! Wobec ziejącego niczym dziura w budżecie braku właściwego aplikanta, podjęta została jedyna słuszna operacja: sięgamy po koło ratunkowe.

Tymże okazała się wypróbowana już jako odkrycie towarzyskie Kaczyńskiego Julia Przyłębska, magister prawa, aktualnie na stanowisku szefowej Trybunału Konstytucyjnego. Dostała otóż nowe zadanie – sprawdzić, kto może pełnić funkcję RPO, kiedy upłynęła jego kadencja. Sejm właśnie odrzucił bowiem kandydatkę rekomendowaną przez około 700 (!) różnych organizacji pozarządowych, zajmujących się ogólnie prawami obywatelskimi, ale, znowu pech, wszystkich obywateli.

Kiedy więc zupełnym przypadkiem okaże się, że po analizie TK rzecznikiem będzie mógł być np. p.o. RPO (czyli pełniący obowiązki, niewybrany wedle procedur), wówczas już śmiało trybun z PiS-u może przygotowywać się do nowej fuchy.

Reklama