– Obserwując w niemym zastygnięciu niepodległościowe zapędy uczestników środowych zmagań z policją, stała się Warszawa po raz kolejny areną najbardziej osobliwie obchodzonego święta patriotycznego – pisze Łukasz Sikora.
Nie ma chyba na świecie podobnego precedensu, gdzie rozwydrzony motłoch w przypływie miłości do ojczyzny podpala, demoluje, plądruje i niszczy swoją najukochańszą stolicę. Dodajmy, że właśnie z tak rozumianym „patriotyzmem” od lat flirtuje obecna władza, co przejawiało się wielokrotnie z odwzajemnieniem uczucia przez kibolskie zastępy, szczególnie kiedy trzeba było dowalić gejom, antyfaszystom, feministkom czy Tuskowi.
Nie tak dawno cała wierchuszka PiS-u z Kaczyńskim na czele dzielnie kroczyła w pierwszych szeregach niepodległościowych marszów twierdząc, że powiewające w głębi pochodu flagi ONR, entuzjastów białej supremacji czy włoskich faszystów to tylko niewinne wybryki, a w najgorszym razie efekt lewackiej prowokacji. Wspierani przez propagandowe media postarali się o wypracowanie nowej definicji Polaka patrioty – człowieka rasy białej, wyznania katolickiego, bogobojnego zwolennika patriarchatu, PiS-u oraz gorliwego obrońcy życia żeby nie wiem co.
We środę ci „prawdziwi” i jedyni w swoim rodzaju Polacy w kominiarkach oraz bluzach z kapturami dali swoim politycznym sponsorom mocnego kopa prosto w łeb. Nie na otrzeźwienie, bo na to jest już za późno, ale może przynajmniej na minimalną refleksję. Katoprawicowy terror w wykonaniu rozjuszonych hord w samym środku europejskiej stolicy to w końcu jest news, który rozniesie się po świecie. To przecież nie jakieś tam prowincjonalne zadupie czy trzeci świat, tylko państwo członkowskie UE, NATO i czego tam jeszcze. Kraj z aspiracjami, który Francuzów uczył jeść widelcem, Amerykanów budować fortece, a Anglików wyższej matematyki.
Idę o zakład, że z całej grupy najbardziej zagorzałych osobników celebrujących dzień 11 listopada może ledwie jakiś promil miałby jakiekolwiek mgliste pojęcie o wydarzeniach, jakie doprowadziły do tego, że ta właśnie data stała się dla nas ważna. A już z pewnością obce tym ludziom są wartości takie jak zgoda, dialog, kompromis czy wzajemne poszanowanie. A to właśnie te czynniki w dużej mierze przywiodły Polskę do powrotu na mapę świata po 123 latach nieistnienia.
Zamiast tego na warszawskie deptaki wybiegły stada osobników odzianych w tzw. patriotyczną odzież, której to szczytowym osiągnięciem jest dla mnie bluza z napisem: „Cały nasz chuligański trud dla Ciebie ukochana Ojczyzno”. Gdyby żył Charlie Chaplin, to w tym momencie na pewno by umarł. Ze śmiechu.