Zdjęcie: Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Reklama

– Skąd ten nagły zwrot Kaczyńskiego ku ciemiężonym czworonogom i przy okazji narażenie się na krytykę ze strony radykałów z własnego obozu politycznego? – zastanawia się Łukasz Sikora w najnowszej Emisji Weekendowej. 

Prezes PiS Jarosław Kaczyński zaskoczył w ostatnich dniach opinię publiczną, deklarując wyjęcie z sejmowej zamrażarki projektu pod ogólną nazwą „piątka dla zwierząt”, w którym to zapisane jest m.in. wprowadzenie w Polsce zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Tak zwane lobby futrzarskie, wspierane od lat przez tuzy pokroju toruńskiego ojca dyrektora, od razu zaczęło stawiać zaostrzone kosy na sztorc.

Losy projektu zmian ustawowych na korzyść zwierząt, którego poparcie już dawno deklarował sam prezes, w ogóle były dość osobliwe. Nowe przepisy miały być uchwalone jeszcze w 2017 roku, ale – z uwagi na toczącą się wówczas kampanię wyborczą oraz potencjalną utratę głosów futerkowego lobby – nagle zniknęły z widnokręgu. Cudownie odnaleziony rękopis wraca w momencie, kiedy do kolejnych wyborów jest cokolwiek daleko, więc tym samym może mieć znacznie większe szanse powodzenia. Zwłaszcza że poprawa losu zwierząt oraz generalnie troska o przyrodę wpisane są w liczne programy partii opozycyjnych, a w szczególności ugrupowań szeroko rozumianej lewicy.

Zresztą to właśnie zarzut o zwrócenie się „ku lewackim ideom” pojawia się najczęściej ze strony prawicowego betonu, który w myśl postulatu głoszonego także przez część kleru chciałby, „aby Ziemia była posłuszna człowiekowi”, oczywiście z całym dobrodziejstwem przyrodniczego inwentarza. Stąd już niedaleko, a wręcz bliziuteńko do stwierdzeń typu „to całe globalne ocieplenie, to bzdura”. Nie mówiąc już o wojowniczym ekoterroryźmie, który też przewijał się w słowach kościelnych hierarchów.

Skąd zatem ten nagły zwrot Kaczyńskiego ku ciemiężonym czworonogom i przy okazji narażenie się na krytykę ze strony radykałów z własnego obozu politycznego? Myślę, że rozczytanie tego gestu jest dość proste: on po prostu teraz może. Nawet jeśli ojciec dyrektor pogrozi palcem w TV Trwam, a paru innych futrzanych lobbystów popłacze po prawicowo-narodowych portalach w obronie wartości i wolności gospodarczych, to i tak dla całej tej ferajny najbliższe trzy lata względnego dobrobytu oraz możliwości podpięcia się do państwowej skarbonki z pieniędzmi zależą tyko od prezesa. Niejako przy okazji społeczeństwo zostanie uświadomione, jak gorącym obrońcą zwierzątek jest miłościwy pan Polski.

Zmiany w prawie nie przyniosą oczywiście natychmiastowego efektu oraz zakończenia cierpień milionów futrzaków, trzymanych w wielu miejscach w skandalicznych i okrutnych warunkach, co wielokrotnie już raportowały organizacje zajmujące się prawami zwierząt. Wygaszaniu hodowli będzie bowiem towarzyszył tzw. okres przejściowy, który zapewne potrwa dłuższą chwilę. W przeciwieństwie jednak do innych „reform”, jakie nawiedziły kraj w ostatnich paru latach, ta jawi się jako wyjątek w regule.

Reklama