Kukłę Żyda o imieniu Judasz zbeszczeszczono na Podkarpaciu, więc larum zagrał chór politycznie zaangażowanych dziennikarzy, komentatorów i publicystów.
Sprawa okazała się na tyle nośna, że zajęły się nią media o zasięgu międzynarodowym, co oczywiście nie umknęło uwadze polityków. Także, a może nawet przede wszystkim w Izraelu, skąd zadudniły głosy z najcięższymi oskarżeniami o antysemityzm, rasizm i ksenofobię. Oberwało się wszystkim, bez wyjątku, którzy legitymują się polskim paszportem.
Muszę powiedzieć, że dość zabawne są dla mnie głosy świętego oburzenia względem wydarzeń w Pruchniku. Przecież każdy, kto nawet zupełnie pobieżnie śledzi treści lokalnych mediów z Podkarpacia, doskonale wie, że ów pseudotradycyjny obrządek wykonania kukły z widocznymi cechami narodowościowymi, a następnie anihilacja tejże za pomocą obicia jej kijami, tudzież urwania głowy i ostatecznie spalenia, ma miejsce od wielu lat. A od co najmniej kilkunastu ów „obrazek” z Pruchnika zajmował swoje cykliczne miejsce w kronice lokalnych wydarzeń publikowanych w regionalnych dziennikach.
Skąd więc taka nagła medialna pompa, skoro tak długo owo wydarzenie zupełnie nie interesowało nikogo poza lokalną prasą? Odpowiedź wydaje się być prosta: mamy takie czasy. I to nie tylko dlatego, że przed internetem nic się dzisiaj nie ukryje. W głównych rolach ludzi solidnie pracujących na szarganie polskiej reputacji występują bowiem – niestety – aktualnie rządzące elity.
Palenie kukieł przypominających Żyda odbywa się z pewnością w wielu innych miejscowościach na świecie, ale już ustawodawca, który stanowczo stwierdza, że kto sprzeciwi się zdaniu, że Polacy jak jeden mąż ratowali Żydów w czasie zagłady, poniesie prawne konsekwencje, no taki ustawodawca znalazł się tylko w Polsce. I od razu było o tym głośno, bynajmniej nie w chwalebnym kontekście.
„Tradycja” rodem z Pruchnika jest najzwyczajniej w świecie głupia i szkodliwa, godna co najwyżej politowania, podobnie jak potępienia godne były wystąpienia antyżydowskie z początków XX w. Dziejąc się na swoją mikroskalę nie uczyniła jednak nikomu większej krzywdy, a przynajmniej nie odnotowały tego współczesne lokalne i światowe media.
Co innego, kiedy podobnego kalibru kołtuństwo prowadzone jest szeroką ławą na salony i przy pomocy swojej wrodzonej bezczelności zaczyna rozlewać się wartkim strumieniem. Niestety, znaleźliśmy się w potrzasku, bo strumień już wylał daleko poza swoje koryto, a obecnej elicie ani przyjdzie do głowy żeby się choć trochę zawstydzić. A nasz mały Pruchnik ten jeden wyjątkowy raz pokazał się nie tylko w lokalnych tytułach.