– Minione kilkadziesiąt godzin przesądziło już właściwie, w jakim rozkładzie sił ugrupowania opozycyjne przystąpią do najbliższych wyborów parlamentarnych – pisze Łukasz Sikora.
Teoretycznie mamy więc triumwirat, w założeniach nawet podobny do swego rzymskiego praprzodka. Jest zatem Koalicja Obywatelska z jej głównym rozgrywającym, któremu daleko do społecznego zaufania w krajowych rankingach, jest lewicowe trójprzymierze z takąż liczbą liderów – Wiosny, SLD i Razem, a ten trzeci… to oczywiście Władysław Kosiniak Kamysz ze swoim PSL-em, który nie opowiedział się po żadnej ze stron, poza mętnymi deklaracjami, że na pewno nie z PiS-em.
Można zauważyć, że status komitetu zbudowanego przez Grzegorza Schetynę jest w miarę spójny i logiczny – scala bowiem polityków Platformy Obywatelskiej wraz ze wspierającymi ugrupowanie samorządowcami i znanymi postaciami spoza środowisk liberalnych, nie stanowiącymi jednakowoż personalnego obciążenia dla list wyborczych.
Lewicowe trio także wydaje się w tym kontekście spójne (ideowo nawet bardzo), choć w tym konkretnym przypadku nie sposób ukryć, że nie mniej ważnym spoiwem dla Biedronia, Czarzastego i Zandberga było poważne zagrożenie rychłego rozpuszczenia się lewej strony w politycznej herbacie. Lepiej więc późno, niż później.
Jednak najbardziej frapującym pytaniem w relacji do budowania opozycyjnej przeciwwagi dla PiS-owskich elit pozostaje to, na jak ostrym zakręcie znalazło się aktualnie Polskie Stronnictwo Ludowe, i czy z tego zakrętu nie wyleci poza bandę.
Miałem do niedawna przeświadczenie, że szef ludowców to facet w typie politycznego sonaru głębinowego, umiejącego wychwycić najdrobniejsze ruchy materii i odpowiednio na nie zareagować. Jednak echosonda Kosiniaka Kamysza zawiodła na całej linii, przynajmniej na ten sondażowy moment.
Nie wiadomo jedynie, czy to on sam, czy osławione „leśne dziadki” z terenu i Rady Naczelnej zgotowali tej zasłużonej i historycznej partii wejście na nieznany dotąd hazardowy teren, decydując o de facto samodzielnym starcie w nadchodzącej batalii. PSL został bowiem sam na pustkowiu, na którym jedynymi towarzyszami potencjalnej koalicyjnej doli mogą być zblazowani celebryci spod znaku Kukiza, przetrzebieni niedawną europorażką, tudzież inny polityczny plankton.
Tymczasem dla środowisk wspierających PiS nastał czas kampanijnej zabawy i wysublimowanych akcji wizerunkowych, których intensywnie świecącym przykładem jest Gazeta Polska z planem wypuszczenia znaczków o „strefie wolnej od LGBT”. Najlepiej, gdyby mocno trzymały się na poślinionym czole.