– Jedno, co nurtuje mnie przed każdym wydaniem piorącego mózgi flagowca TVP, to to, kto z opozycji zostanie dzisiaj zbutowany – pisze w Emisji Weekendowej Łukasz Sikora.
Z coraz większym relaksem oglądam ostatnio telewizyjne „Wiadomości”, które według mnie stały się niemalże podręcznikowym modelem propagandy, ukierunkowanej obecnie na reelekcję Andrzeja Dudy. Tenże – żeby położyć kres wszelkim domysłom – wziął nawet ostatnio udział w wyjazdowym plenum PiS-u.
Obrady partyjnej egzekutywy bez cienia wstydu zrelacjonowały publiczne media, ale że są już od pięciu lat na rządowym pasku, nie powinno to w odbiorcach wzbudzić najmniejszych wątpliwości. Jedno, co nurtuje mnie przed każdym wydaniem piorącego mózgi flagowca TVP, to to, kto z opozycji zostanie dzisiaj zbutowany. Bo o to, że będzie o cudownym rządzie, 13. emeryturze i 500+ nie trzeba się martwić – od jakiegoś czasu te tematy są w każdym wydaniu. Każdym.
Intryguje mnie natomiast coś innego. Przysłuchując się niedawno kolejnej audycji publicystycznej w jednej z prywatnej rozgłośni doszedłem do wniosku, iż ton wypowiedzi i argumenty przytaczane przez tzw. gorszy sort, czyli ludzi nie wielbiących PiS-u, są od dłuższego czasu na tyle do siebie podobne, że wręcz jakby wycięte z jednego szablonu. Nie ma w tych przemowach śladu odpowiedzi czy reakcji na toporną demagogię płynącą z mediów publicznych, nie mówiąc już o jakimś zdecydowanym kontrnatarciu.
Ogólnie rzecz ujmując, ze strony opozycji płynie wizja dystopii, która stoi w absolutnej kontrze do radośnie paradujących na ekranach Dudy, Morawieckiego i reszty egzekutywy, opiewających aktualne sukcesy oraz kolejne w przygotowaniu.
Rezultat tego rozgrywającego się wciąż meczu, w którym polityka to jedyny wspólny mianownik, jest na razie jednoznaczny. PiS prowadzi, chociaż ma kontuzje i dostaje żółte kartki: a to Banaś, a to znów Lichocka. I mimo aktualności maksymy legendarnego trenera Górskiego, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, rywale ustawicznie wikłają się w bezsensowne słowne kiwki.
A wystarczyłoby przecież krótko odpowiedzieć straszącym „Wiadomościom”, że wcale nie ma planów wycięcia socjalnych benefitów. Taki program, podobnie jak w innych krajach, może przecież działać, chociaż zapewne nie powinien wspierać bogaczy ani tych, co żyją z socjalu nie dbając o swe dzieci. Wtedy obywatel – pozbawiony obaw o swój portfel – mógłby cokolwiek przejrzeć na oczy i dostrzec brzydkie faule i ich sprawców.
Polityczna rozgrywka toczy się więc swoim szczególnym trybem, gdzie – zostańmy przy futbolu – rządowa ekipa prostymi środkami przedostaje się pod bramkę przeciwnika i wali, jak z armaty. Oponenci zaś próbują finezyjnych akcji, które mogą co najwyżej skończyć się zniesieniem z boiska po kolejnym wejściu rywala.
A zdawałoby się, że raczej surowi gracze z B-klasowego Poraża nie mieliby chyba większych szans z utytułowaną ekipą z Turynu, choć obie strony też mają wspólny mianownik – nazywają się Juventus. Oczywiście wiele zależy od sędziego, ale o tym przy innej okazji.