Ideologiczna wojna w powyborczej Polsce, wbrew utartym schematom mówiącym, że po kampaniach z reguły przychodzi tak zwany sezon ogórkowy, nabiera z każdym tygodniem nowych rumieńców – pisze Łukasz Sikora.
W sukurs obozowi władzy, który nagle zapragnął wypisać nasz kraj z antyprzemocowej Konwencji Stambulskiej pod pretekstem niesienia genderowego zgorszenia, przybyły karne wojska nowego-starego szefa publicznej telewizji, Jacka Kurskiego, ogłaszając „atak środowisk LGBT na tradycyjne polskie wartości”.
Materiał w Wiadomościach nie pozostawiał złudzeń, przynajmniej wszystkim tym, którzy już nie potrafią w żaden sposób odróżnić tępej propagandy od serwisu informacyjnego: tęczowa flaga na pomniku to nic innego jak brutalny atak gejów i lesbijek na uczucia prawdziwych Polaków.
Tych ostatnich zdefiniował zresztą sam wódz tej moralnej rewolucji. Kaczyński potwierdził bowiem kilka dni wcześniej w publicznym radiu powszechnie znaną tezę, że za tych prawdziwych uważa tylko takich, którzy stoją po jego stronie.
Nie pierwsza to i pewnie nie ostatnia próba szefa PiS ustanowienia w kraju jeszcze głębszej linii podziału. Byli już komuniści i złodzieje, stojący tam gdzie stało ZOMO, nie zapominając o kanaliach czy mordach zdradzieckich albo o chamskiej hołocie.
Jednak w iście ekwilibrystyczny i jednocześnie na swój sposób uroczy (czytaj: skuteczny) sposób rządzącym udaje się – przy wydatnym wsparciu „swoich” mediów – wybrnąć z tej sytuacji zupełnie na przekór.
W świat idzie bowiem wieść, że to prawdziwi Polacy jak Kaczyński i spółka, są ofiarami agresywnych ataków ze strony tej „niepolskiej” części Polski. I tak w propagandowym poczuciu, że to faktyczny agresor zamienił się w rzekomą ofiarę, budowana jest dzisiejsza „moralna odnowa”.
Wraży prezesowi obóz rozrósł się mocno w czasie niedawnej kampanii, ale na tym nie koniec. Do osób LGBT (to nie są ludzie!) oraz uchodźców i imigrantów dołączyli niezależni od władz dziennikarze, ekolodzy, feministki, Bruksela, Niemcy, Francuzi – lista jest coraz dłuższa i coraz bardziej międzynarodowa.
Nie wiadomo tylko, czy w tej wojnie wydanej wszystkim nieprawomyślnym wojujący występują bardziej w roli autystyków zatopionych we własnym świecie, czy może też domorosłych wszechwiedzących Einsteinów współczesnej polityki, święcie przekonanych, że moja racja jest najmojsza. Pewne jest to, że żadne, nawet naukowe argumenty (vide słynna wypowiedź Dudy o szczepieniach) nie trafiają do adresatów.
W ten oto sposób na naszych oczach tworzy się nowy rodzaj ideologii, którą po części znamy z lekcji historii. W tym coraz mniej skoordynowanym i zupełnie pozbawionym logiki pędzie do walki z rzekomymi „ideologiami” równościowymi, feministkami czy ruchami ekologicznymi, strona wojująca nigdy nie zechce przyznać, że sama zapada się w odmętach własnej doktryny, brzmiącej tyleż banalnie co groźnie: nie jesteś z nami, jesteś przeciw nam.