Fot. Materiały telewizji Polsat. Na zdjęciu wypadek z udziałem fiata seicento i rządowej limuzyny

Niedawna triumfatorka eurowyborów, była premier Beata Szydło, ma niebywałe szczęście. I objawia się ono nie tylko w postaci półmilionowej rzeszy popierających ją wyborców.

Ale też z powodu zadziwiającej safandułowatości prokuratury i sądu badających sprawę wypadku, w jakim brała udział jeszcze jako szefowa rządu.

Przypomnijmy, że limuzyna pani premier zderzyła się z fiacikiem kierowanym przez 22-letniego Sebastiana, który początkowo został obwołany sprawcą tegoż zdarzenia, jednak po jego stanowczej odmowie przyznania się do rzekomej winy, ruszył proces.

Sprawa ciągnie się już od wielu miesięcy, ale dopiero teraz gruchnęła niespodziewana wiadomość, że „uszkodzeniu uległy dowody w postaci nagrań monitoringu, na których uwidocznione jest zdarzenie”. Sąd obwieścił, że to z winy prokuratury, ta zaś nie pozostała dłużna i zwaliła wszystko na… sąd.

Wychodzi więc na to, że na razie mamy remis, ale jednak ze wskazaniem. Tyle tylko, że tym wskazanym jest aktualnie nieszczęsny młodzian, który upiera się, że wyprzedzająca go rządowa limuzyna nie jechała „na bombach”, w związku z czym nie miałby on powodu do jej przepuszczania na drodze. Sęk w tym, że nie bardzo ma to teraz jak udowodnić.

Jeszcze zabawniejsze w tym tragikomicznym (bo, na szczęście, w samym wypadku na drodze nic nikomu się nie stało) spektaklu jest fakt, iż obrońca Sebastiana owszem, ma kopię CD uszkodzonego nagrania, lecz wedle przepisów nie może ona stanowić materiału dowodowego, czyli można jej użyć co najwyżej jako podstawki pod doniczkę.

Młodzianowi nie pozostaje zatem nic innego, jak cierpliwe oczekiwanie na finał sprawy, ponieważ już wcześniej nie chciał się on zgodzić na warunkowe umorzenie postępowania, co wprost oznaczałoby, że wziąłby winę na siebie.

Po kolejnych miesiącach śledztwa okazało się, że zdarzenia ułożyły się szczęśliwie dla byłej premier (a ściśle – jej kierowcy), bo przecież nikt nie może mieć wątpliwości, że to tylko łut szczęścia.

Szczególnie, kiedy czyta się takie doniosłe słowa: „Rozumiem, iż podświadomie może się Pan obawiać, że w związku z pełnioną przeze mnie funkcją, w postępowaniu nie będziemy traktowani równo. Piszę do Pana także, aby zapewnić, że z mojej strony jest oczekiwanie, że ta sprawa będzie potraktowana jak każde inne takie zdarzenie (…) a jako obywatele, przed organami sprawiedliwości jesteśmy równi. (…) Życzmy sobie wzajemnie, by ta sprawa jak najszybciej została wyjaśniona, nie powodując niepotrzebnych emocji”.

Powyższy cytat pochodzi z listu Beaty Szydło do Sebastiana, opublikowanego w… lutym 2017 roku (cyt. za TVP Info). Z kronikarskiego obowiązku dodajmy jedynie, że premierem jest aktualnie Mateusz Morawiecki, a ochraniająca go służby właśnie wypuściły przetarg na nowe rządowe limuzyny.

Reklama