Już pierwsze doniesienia o nowych kandydaturach PiS do Trybunału Konstytucyjnego były dla wielu obserwatorów polityki informacjami z gatunku mrożących krew w żyłach.
W momencie oficjalnego ich potwierdzenia, szeroko niczym delta Amazonki, wylała się fala intensywnego niedowierzania, obecnego nawet pośród niektórych pretorian samego prezesa. No ale od początku. Elżbieta Chojna Duch? Zgodnie z drugim członem nazwiska, dla przeogromnej większości zjadaczy chleba osoba absolutnie eteryczna, mglista i… anonimowa. No, ale spośród całej trójki nowych nominatów akurat jej ulotny status jest jedyny w swoim rodzaju.
Dwójka pozostałych kandydatów – Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz – na wizerunkową anonimowość, a tym bardziej eteryczną nieklarowność nie mają co liczyć. Pani profesor znana jest chociażby ze specyficznego podejścia do unijnej flagi, którą publicznie nazywa szmatą, a i samo jej nastawienie do Unii Europejskiej oraz jej traktatowych organów budzi spore wątpliwości, czy nominatka PiS w ogóle ogarnia fakt, że jej – jak twierdzi na swym twitterowym koncie – ukochana Ojczyzna jest w istocie sygnatariuszem wszelkich unijnych postanowień idących w stronę europejskiej integracji?
Mamy więc do czynienia z iście kuriozalną sytuacją w sensie organizowania składu jednego z najważniejszych organów państwa członkowskiego europejskiej wspólnoty – oto na listę kolegium sędziów Trybunału Konstytucyjnego wchodzi właśnie osoba otwarcie niechętnie nastawiona do unijnych instytucji, a wręcz wrogością obdarzająca jej przedstawicieli w osobach Fransa Timmermansa czy Guya Verhofstadta.
Nieco inny, choć równie trudny do uwierzenia, jest przypadek Stanisława Piotrowicza. Prokurator z okresu PRL, członek PZPR, „nawrócony” do PiS przez aurę Jarosława Kaczyńskiego, to istny polityczny kameleon. Mało kto bowiem byłby skłonny uwierzyć, że kariera w sferze publicznej mogłaby potoczyć się takim właśnie torem – od komunistycznego funkcjonariusza do wierchuszki partii mieniącej się obrońcą chrześcijaństwa i prawicowego patriotyzmu.
Jako szef sejmowej komisji sprawiedliwości (!) Piotrowicz dał się poznać jako wręcz obsydianowy funkcjonariusz partyjny, absolutnie uodporniony na jakiekolwiek głosy opozycyjne, przydeptujący obcasem ustawę zasadniczą, do której to ochrony został właśnie powołany. Dołóżmy jeszcze do tego zacnego CV nieprawdopodobne przyspieszenie prawniczej kariery córki Piotrowicza – Barbary Marii, która w dosłownie trymiga z prywatnej kancelarii adwokackiej została wyniesiona na stołek prokuratora rejonowego w Krośnie, kiedy PiS zaczęło rozdawać polityczne karty.
Na naszych oczach montuje się więc nowy, lepszy „Trybunał Plus”, o którym – wzorem filmowego klasyka – można by powiedzieć: „Nieźleście nas urządziły, siostry!” Cytowaną „Seksmisję” nakręcono w 1984 roku. Dwa lata przed doktoratem Krystyny Pawłowicz, członkini Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. A w tym samym roku, za zasługi w pracy zawodowej i działalności społecznej, odznaczono Brązowym Krzyżem Zasługi Stanisława Piotrowicza.