Fot. Twitter.com / Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Na zdjęciu czwartkowe posiedzenie komisji sprawiedliwości i praw człowieka na temat projektu ustawy o ustroju sądów powszechnych i Sądzie Najwyższym
Reklama

Jakim do bólu przewidywalnym społeczeństwem jesteśmy, pokazują ostatnie perypetie związane z ustawą – jak mawiają niektórzy – kneblującą sędziów.

W skrócie – PiS po swojemu napiera, mobilizując swą sejmową większość do przepchania kolanem kolejnego prawnego potworka, świadomi obywatele wraz z sędziami zbierają się na wiece (dodajmy, coraz mniej liczne), a opozycyjna mizerotka popiskuje w kącie, w dodatku na własne życzenie nie wykorzystując momentu do pomieszania szyków PiS-owi, gdyż jej przedstawiciele… nie zjawili się w porę na sali plenarnej.

W tle tej wrzawy płyną głosy protestu z Brukseli, profesorów z krajowych uczelni, a w kontrze prorządowy prezydent Duda werbalnie butuje sędziów na swoich wiecach i spotkaniach.

Po 30 latach od obalenia komunizmu jedynym wielomilionowym ruchem angażującym praktycznie całe polskie społeczeństwo pozostaje Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Natomiast groźba stoczenia się na margines demokratycznego świata, kryzys klimatyczny, a tym bardziej sytuacja sędziów jawią się dla większości Polek i Polaków jako zagadnienia co najwyżej efemeryczne, nie dotykające w realny sposób spraw bliskich życiu statystycznej jednostki.

Unia Europejska, sędziowska niezawisłość, ograniczenie emisji CO2, to wciąż byty odrealnione, no może poza występującym miejscami smogiem. Problem z oddychaniem może bowiem istotnie stać się realny, na przykład podczas spaceru okopconymi ulicami polskich miejscowości.

Odpowiedź na najprostsze pytanie – dlaczego tak się dzieje? – wcale nie należy jednak do prostych. Najłatwiej byłoby stwierdzić, że przyczyną niesłabnącej popularności PiS jest słynny pakiet zwany „500 plus”, dzięki któremu ponad 40 procent wyborców wciąż uznaje, iż rządowa dopłata za życie w Polsce zasadniczo poprawia ich osobiste zasoby i – co podpowiadają obecne elity – zwiększa poczucie narodowej godności. Czy to możliwe, żeby tak prosty środek zaradczy stał za sukcesem partii Jarosława Kaczyńskiego? Całkiem prawdopodobne.

Może zatem, do czego szczególnie zachęcałbym wszystkich tych, którzy nie popadają w zachwyt nad poczynaniami obozu władzy, właśnie na takie proste środki należałoby postawić w komunikacji z wyborcami?

Jeśli elektoralna większość niespecjalnie przejmuje się oderwanymi – jej zdaniem – tematami w postaci „konstytucyjności rozwiązań prawnych” czy „rozważaniami nad polityką energetyczną”, to czy nie należałoby zastosować większej prostoty przekazu, bez mylenia jej z prostactwem? Wtedy być może udałoby się przynajmniej niektórym coś wytłumaczyć. Na przykład to, że w niedalekiej przyszłości obecne socjalne dopłaty staną się długami ich własnych dzieci, o ile te w ogóle będą miały szanse przetrwać w gęstniejącym smogu.

Reklama