Zdjęcie: WhiteHouse.gov

– Prorządowe media w mig zapełniły się lukrowanymi czułościami, z których na pewno prezes PiS będzie zadowolony – pisze Łukasz Sikora w najnowszej „Emisji Weekendowej”.

Objęcie naszego kraju przez Stany Zjednoczone programem ruchu bezwizowego stało się faktem. Co prawda – z proceduralnej strony – potrwa to jeszcze pewnie kilka miesięcy, ale Visa Waiver Program, w skład którego wchodzi aktualnie 38 krajów, już na pewno powiększy się o Polskę.

Tak więc po latach czekania i niejednokrotnie zasłyszanych przeżyć i despektów w amerykańskich konsulatach, rodacy ruszą za Atlantyk bez obaw zawrócenia pierwszym możliwym lotem przez sławetne służby, zwane pieszczotliwie „imigrejszyn”.

Komunikat o zniesieniu wiz to oczywiście paliwo polityczne, szczególnie w kraju, którego potomkowie i wieloletni turyści zasiedlają terytoria od Wschodniego do Zachodniego Wybrzeża w liczbie szacowanej na 10 milionów.

No i jeszcze szczególniej znaczące w roku wyborczym. Pierwszy był Andrzej Duda, który niemal natychmiast po informacji podanej przez Donalda Trumpa obwieścił w internecie, że to właśnie on to załatwił. Prorządowe media w mig zapełniły się lukrowanymi czułościami, z których na pewno prezes PiS będzie zadowolony – w końcu sam wymyślił premierów Szydło i Morawieckiego oraz oczywiście prezydenta Dudę, więc laury na Nowogrodzką.

Z kolei ci mniej zachwyceni PiS-em dowodzą, że przecież wszystkie polskie rządy od 30 lat o to walczyły, że to tak nie działa, że sam Trump nie może podjąć takiej decyzji, że jeszcze zaakceptować musi ją zdominowany przez oponentów prezydenta Kongres, itd. Spróbujmy więc ustalić, o co chodzi.

Program bezwizowy opiera się na przeliczniku odmów wniosków o wizy przyjmowanych w placówkach dyplomatycznych USA w danym kraju. I niby jest tak, że decyduje bezwzględna statystyka, mówiąca o zejściu do poziomu poniżej 3 proc. odmów. Wystarczy jednak kuluarowa decyzja szefostwa Departamentu Stanu (którego pracownikami są amerykańscy konsule i ambasadorzy), aby statystyki wyglądały tak, jak powinny.

Jak płynne są te kryteria, można było się przekonać ponad dekadę temu, kiedy jedna z reform prawa imigracyjnego w Stanach, jako warunek wejścia w ruch bezwizowy określiła „materialne wsparcie” dla międzynarodowej koalicji wysyłającej wojska do Iraku i Afganistanu. Polska niby wsparcia udzieliła, ale wizy pozostały. Rację mają w takim razie wszyscy chwalący się w Polsce „załatwieniem” tematu albo… nie ma jej nikt.

Wychodzi bowiem na to, że impulsywnie działający prezydent Trump, który wielokrotnie podkreślał, jak bardzo podoba mu się Polska, która ma zamiar budować fort jego imienia i jeszcze dokupić za miliardy samoloty bojowe F35. Może więc dość łatwo przekonał swego podwładnego – Mike’a Pompeo, aby „coś” z tymi wizami zrobił, co z kolei mogło poskutkować cichym przyzwoleniem na obniżenie tych nieładnych statystyk, czego efekty właśnie oglądamy.

Jedno jest pewne – polski szturm na konsulaty USA po faktycznym uruchomieniu ruchu bezwizowego, może być brzemienny w skutkach. Visa Waiver nie jest bowiem dany raz na zawsze, o czym w 2002 roku boleśnie przekonali się Argentyńczycy, którzy tak się „turystycznie” rozbrykali, że amerykański szlaban opuścił się dla nich po zaledwie sześciu latach.

Reklama