Zdjęcie: Kamil Pudełko / Rzeszów News

– Bezpośredni, skuteczny, kontaktowy, oddany, spontaniczny, uśmiechnięty, dowcipny. Żaden z polityków mainstreamowej arystokracji nie mógłby się dziś pochwalić kombinacją tych wszystkich cech – pisze Łukasz Sikora w najnowszej „Emisji Weekendowej”. 

Robert Biedroń z przytupem rozpoczął kampanię swojej partii Wiosna, gromadząc tłumy na warszawskim Torwarze i siejąc zamieszanie w internecie. Co ciekawe, kilka miesięcy temu, podczas wizyty w Rzeszowie sam zainteresowany ów ruch przepowiedział. Mówił wtedy (cytat z pamięci) – „nie liczcie, że przyjedzie Tusk na białym koniu i uzdrowi polskie życie polityczne (…) być może to będzie Biedroń, ale nie na koniu, tylko na tęczowym jednorożcu”. Wtedy na sali rozległa się jedynie głośna salwa śmiechu.

Jako że wiosna z tęczowymi barwami nieodzownie się kojarzy, można wnioskować, że plan pochodzącego z Podkarpacia eks-prezydenta Słupska właśnie inicjuje moduł wdrożeniowy. Zresztą polityk uraczył swych gości iście amerykańską w stylu przemową, śmiałymi i błyskotliwymi tezami, a także – co w jego przypadku jest mocno rozpoznawalną cechą – mnóstwem pozytywnej energii. Partia Wiosna rozpoczęła tym samym marsz po poparcie elektoratu, a eksperci polityczni i wizerunkowi wzięli się za nową robotę.

Nie chcę wnikliwie przyglądać się organizacji i programowi partii Wiosna, bo z pasją czyni już od tygodnia plejada publicystów, więc rozmaitych analiz jest aż nadto. Niezmiennie jednak intryguje mnie fenomen samego Roberta Biedronia jako politycznego game-changera, przynajmniej jak na rodzime warunki.

Homoseksualista, pochodzący z „tradycjonalistycznego” Podkarpacia, piętnowany w młodości, następnie hiperaktywny działacz ruchów LGBT, poglądowo lewicowiec albo wręcz lewak. Powyższa wyliczanka, biorąc pod uwagę „polskie piekiełko”, powinna być w zasadzie wzorcową receptą na totalną polityczną porażkę lub co najwyżej na obecność w życiu publicznym w roli osobliwości.

O ile stanu hiperwentylacji na widok Biedronia doznają wciąż tak zwane środowiska narodowe, gdzie mocno podkreślana jest programowa „anty-gejowskość”, tak w przypadku innych grup społeczeństwa można względem niego usłyszeć właściwie same pozytywy. Bezpośredni, skuteczny, kontaktowy, oddany, spontaniczny, uśmiechnięty, dowcipny – to tylko kilka z określeń przewijających się w mediach. Żaden z polityków mainstreamowej arystokracji nie mógłby się dziś pochwalić kombinacją tych wszystkich cech, bo każdemu jakiejś by brakło.

Czy zatem – wzorem niegdyś ultrakatolickiej Irlandii, której obecny premier nie dość, że gej, to jeszcze o imigracyjnych korzeniach – założyciel Wiosny odciśnie jeszcze swoje piętno na polskiej scenie? Względnie pewnym można być jedynie tego, że w przeciwieństwie do Leo Varadkara Biedroń, jako ateista, nie zapisze się do chadecji.

Reklama