Maseczki na twarzy. Z tym będzie kojarzył się Koncert Główny 2020, który odbył się w rzeszowskiej hali Podpromie w ramach Europejskiego Stadionu Kultury. Druga rzecz – to kolektywy dedykowane Białorusi.
Duży koncert w dobie epidemii koronawirusa? To możliwe i bezpieczne? Tak! Dowodem na to jest Koncert Główny, który odbył się w piątek w ramach festiwalu Europejski Stadion Kultury na Podpromiu.
Chociaż początkowo wydawało się nierealne, by masowa impreza, jaką jest ESK, odbyła się w ogóle, to jednak miasto zmieniając termin z czerwcowego na sierpniowy dopięło swego. I dobrze. Po pandemicznej przerwie brakowało dobrych koncertów na żywo, a takie można było usłyszeć podczas Koncertu Głównego.
W tym roku ten najważniejszy punkt ESK był wyjątkowy z wielu powodów. Sam festiwal obchodził 10-lecie i po raz pierwszy nie odbył się w plenerze, a na Podpromiu w reżimie sanitarnym, który był surowo przestrzegany. Obowiązkowa maseczka na twarzy, oświadczenie o stanie zdrowia i bilet – tak wyglądał niezbędny pakiet uczestnika koncertu.
Żeby było bezpiecznie, organizatorzy na halę wpuścili jedynie 1300 osób, które rozmieszczono w sektorach i na płycie głównej. Reszta mogła na żywo oglądać transmisję koncertu na telebimach przed halą, na Rynku i na bulwarach. W sumie koncert mogło zobaczyć kilka tysięcy ludzi. Na Rynku przed telebimem świeciły jednak pustki.
Efektowne wizualizacje
Płytę główną hali oznaczono odblaskowymi liniami, „namalowane” kwadraciki wyznaczały odległość sanitarną. Dzięki takiej logistyce na Podpromiu nie było tłoczno i udało się zachować odległości. Zdecydowana większość przez cały czas koncertu miała na sobie maseczki. Nawet lekka duchota ich nie zdjęła, mimo że koncert trwał przeszło trzy godziny.
W tym roku, podczas Koncertu Głównego, nie było szans, aby do Rzeszowa przyjechała kolejna spektakularna scena, na której występują artyści. Tegoroczna, w porównaniu z ubiegłymi, była kameralna, zresztą, jak i cały koncert.
Niemniej jednak, organizatorzy zachowali jeden z elementów sceny, który robi co roku największe wrażenie. Chodzi o wizualizacje, które są tłem do występujących artystów. Z roku na rok są one coraz lepsze i coraz trafniej oddają klimat tego, co dzieje się na scenie.
Cugowski zahipnotyzował
O tym mogliśmy się przekonać już na początku koncertu, gdy na scenę wkroczył Krzysztof Cugowski, legenda polskiego rocka, który swoje wyjątkowe popisy wokalne zaprezentował w ramach tzw. koncertu otwarcia. Towarzyszył mu Zespół Mistrzów: gitarzysta Jacek Królik, basista Robert Kubiszyn, perkusista Cezary Konrad i klawiszowiec Tomasz Kałwak.
Był też wątek podkarpacki. Z Cugowskim zagrali muzycy Filharmonii Podrackiej pod dyrekcją Tomasza Szymusia. Koncert był wytrawną podróżą po dźwiękach. Niezwykły głos Cugowskiego, rockowe brzmienia połączone z klasycznymi instrumentami zahipnotyzowały nawet młodą publiczność, która być może nawet nie słyszała o legendarnej Budce Suflera.
Uczestnicy za fantastyczny koncert na koniec zaśpiewali Cugowskiemu „Sto lat”. Okazja była nie byle jaka. Wokalista obchodził 70. urodziny i 50. lat pracy na scenie. Potem przyszedł czas na kolektywy. Mieli zagrać: Ania Dąbrowska i Sirusho (Armenia), Sorry Boys i Nino Katamadze (Gruzja), Miuosh i GO A (Ukraina) oraz Nosowska i PVNCH (Ukraina).
Epidemia koronawirusa jednak ten plan nieco pokrzyżowała. Do Rzeszowa nie dojechała Nino Katamadze. Zastąpili ją znani i cenieni gruzińscy chórzyści. – Udało się to tylko dzięki wytrwałości organizatorów i cierpliwości artystów, którym trzykrotnie odwoływano loty – mówił Antoni Pawlicki, którzy prowadził Koncert Główny.
„Wolna Białoruś!”
W tym roku koncert kolektywów zadedykowano obywatelom Białorusi, aby głośno wyrazić solidarność z naszymi sąsiadami w ich walce o wolność z reżimem Łukaszenki. – Pokażmy, że jesteśmy z nimi solidarni! Wolna Białoruś! – mówił prof. Rafał Wiśniewski, dyrektor Narodowego Centrum Kultury, współorganizatora ESK.
Dla wolnej Białorusi na samym początku zaśpiewała „pierwsza dama polskiego popu” – Ania Dąbrowska. Zaprezentowała kawałek „Nigdy więcej nie tańcz ze mną”, a wspólnie z Sirusho zaśpiewała „Porady na zdrady”. Armeńska wokalista na tę okazję nauczyła się śpiewać po polsku! Sirusho zaprezentowała także dwa swoje niezwykle energetyczne utwory.
Następnie na scenę wkroczyli Sorry Boys i gruziński chór. Zderzenie tych artystów na scenie zaprowadziło publiczność w świat folku i białych głosów. Te ich 20 minut razem było jak magia, bajka i aż dziwne, że nie zaczęło się od słów: „Dawno, dawno temu…”.
Następnie na scenie pojawił się Miuosh i energetyczny GO A. Wirtualnie w Rzeszowie pojawiła się także Natalia Nykiel. Efekt to m.in. kawałek „Diamentova”, który mogliśmy usłyszeć prawie na żywo.
Nosowska w wersji rap
Wisienką na torcie był występ Katarzyny Nosowskiej. Ta niekwestionowana królowa polskiej sceny muzycznej, jak zawsze zaskoczyła, bo po raz kolejny wykazała się kunsztem artystycznym i dystansem do siebie. Gdy do kolektywu dostała dwóch młodych ukraińskich raperów z formacji PVNCH „podłapała” temat i w Rzeszowie także zarapowała.
Na początku z własnym synem w kawałku „Mówiła mi mama”. Potem na scenę zaprosiła Miuosha, gdzie wspólnie zaprezentowali kawałek „Joystick”. Z ukraińskimi raperami Nosowska wykonała jeden ze swoich w ostatnim czasie najlepiej znacznych kawałków „Ja pas!”. Brzmiał on wybornie, zarówno po polsku, jak i po ukraińsku.
Czy tegoroczny Koncert Główny ESK był udany? To pytanie jest wciąż otwarte. Wydarzenie było bez porównania. Niby formuła taka sama, jak co roku, ale okoliczności zupełnie inne.
redakcja@rzeszow-news.pl