Fot. Sebastian Fiedorek / Rzeszów News. Na zdjęciu Ewa Leniart

Ewa Leniart, wracając na stanowisko wojewody podkarpackiego, prawdopodobnie zagwarantowała sobie, że PiS wystawi ją w kolejnych wyborach na prezydenta Rzeszowa. 

W poniedziałek, 13 stycznia, Ewa Leniart po raz pierwszy spotkała się z dziennikarzami w nowej-starej roli wojewody podkarpackiego. Nominację w zeszły piątek wręczył jej premier RP Mateusz Morawiecki. – Potrzebujemy wojewodów, którzy mają wyobraźnię regionalną, wyobraźnię ponadregionalną, wyobraźnię państwową – mówił wtedy Morawiecki. 

W niedzielę Ewa Leniart podczas spotkania opłatkowego PiS w Filharmonii Podkarpackiej wystąpiła już jako wojewoda, a nie poseł, którym była zaledwie dwa miesiące. Mateusz Morawiecki na spotkaniu raz wspomniał o Ewie Leniart, gdy kilka miesięcy temu usłyszał od niej, że Fundusz Dróg Samorządowych na Podkarpaciu żyje pełną parą. 

Przez dwa miesiące obecności w Sejmie Ewa Leniart nie puszczała właściwie żadnych sygnałów, które potwierdzałyby, że Wiejska to jej naprawdę adres nowego miejsca pracy. W tym czasie nie budowała swojego zaplecza, nie myślała o otwieraniu biur poselskich. – Niby była w Sejmie, ale jakby jej tam nie było – opowiada nam osoba z otoczenia Ewy Leniart.  

Wyzwanie położone na tacy

Ale Ewa Leniart odganiała myśli, że ma wrócić na stanowisko wojewody. – Po zaprzysiężeniu na posła 12 listopada, jak wróciłam do domu w piątek, moja córka mi powiedziała: „Po raz pierwszy od 4 lat jemy razem obiad w tygodniu”. Przez 4 lata nam się to nie zdarzyło – wspomina Ewa Leniart. Gdy była wojewodą, pracowała na okrągło.

Był jeszcze inny powód, by spróbować swoich sił w Sejmie. Czysto zawodowy. Leniart dotychczas hołdowała zasadzie, że tego samego miejsca pracy nie należy zbyt długo „okupować”, a perspektywa bycia posłem ją skusiła. – Traktowałam je jako wyzwanie, które ma się położone na tacy i je podjęłam – mówi dziś Ewa Leniart. 

Zapewnia, że start w ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych (13 października) z jej strony nie był z góry obliczony na to, że jak zdobędzie mandat posła, to po wyborach zrezygnuje z pracy w Sejmie. W kampanii padały głosy, że Leniart ma tylko pociągnąć listę PiS. Startowała z drugiego miejsca, zdobyła ponad 36 tys. głosów. Bardzo dobry wynik.

– W kampanii się nie oszczędzałam. Gdybym miała inne intencje, to kampanię prowadziłabym inaczej, spokojniej, mniej poświęcając osobisty, prywatny czas – zarzeka się Ewa Leniart.

„Schować” Ewę na Wiejskiej

Z jej otoczenia płynęły też sygnały, że Leniart trzeba wysłać do Sejmu, bo łatwiej będzie jej potem startować na prezydenta Rzeszowa, bo takie ambicje ma. 

– Wyszło nam, że jak Ewę „schowamy” na Wiejskiej, to ludzie jej zapomną choćby sprawę obwodnicy południowej dla Rzeszowa, gdy w 2017 roku zablokowała inwestycję. Widać, że to się większości mieszkańcom Rzeszowa nie spodobało. Poza tym, uznaliśmy, że Ewa powinna mieć w CV informacje, że była posłem – opowiada mi jeden z polityków PiS.

Gdy Ewa Leniart dostała się do Sejmu, ruszyły spekulacje, kto ją zastąpi na stanowisku wojewody. – Wojewodą będzie przegrany z naszej listy – podpowiadał mi ważny człowiek w PiS na Podkarpaciu. Z Rzeszowa nie dostali się Wojciech Buczak, Krystyna Wróblewska, Andrzej Szlachta. Do nich doklejano kolejne nazwiska: Piotra Pilcha i Dariusza Iwaneczki. 

Spekulowało się również, że wojewodą może zostać Józef Jodłowski, starosta rzeszowski. PiS chciał go „kupić” nowym stanowiskiem, aby tylko nie startował w wyborach do Senatu i nie robił wewnątrzpartyjnej konkurencji Stanisławowi Ożogowi. Dochodziły też głosy, która frakcja w PiS będzie miała wojewodę – rzeszowska, czy przemyska.  

Dopilnuje interesów „na dole”

Wojciech Buczak w zasadzie na poważnie nigdy nie był brany pod uwagę jako kandydat na wojewodę. Po wyborach został „tylko” wicedyrektorem Podkarpackiego Zarządu Dróg Wojewódzkich. Krystynie Wróblewskiej pamiętano wywołanie afery „Air Kuchciński”. Za karę miało jej nie być na liście, start wydreptała u „pierwszej damy”.

Andrzej Szlachta bardzo mocno przeżył porażkę. Z naszych źródeł wynika, że to właśnie on mocno naciskał w centrali PiS, by Ewa Leniart wróciła na stanowisko wojewody. Dzięki temu to właśnie Szlachta zastąpił Leniart w Sejmie. Nie chciał być wojewodą, dla PiS też nie był wymarzonym kandydatem, w Sejmie jest jednym z wielu. Leniart godziła obie frakcje PiS. 

Opowiada polityk obozu Zjednoczonej Prawicy: – Ewa Leniart daje Markowi Kuchcińskiemu gwarancje na dobre dopilnowanie interesów na dole. Nie znaleziono nikogo, kto byłby równie godzien. Leniart daje gwarancję wykonania każdego polecenia „z góry”, nie ma własnego zaplecza, więc jest łatwo sterowalna. Nikogo o takich atrybutach nie znaleziono. 

Niełatwa decyzja, złamała zasady

Ewa Leniart była i jest też osobą do zaakceptowania przez Władysława Ortyla, marszałka podkarpackiego, który rozdaje karty w PiS w regionie rzeszowskim. Pytam Leniart, czy ponowne powołanie jej na stanowisko wojewody nie jest jaskrawym przykładem, jak PiS na Podkarpaciu ma w zasadzie krótką ławkę kadrową. Leniart twierdzi, że nie. 

– Mogłabym wymienić sześć nazwisk, o których media pisały. Ta ławka nie jest taka krótka. Jest z czego wybierać – Ewa Leniart wraca pamięcią do powyborczych dywagacji, kto ją może zastąpić. Dość szybko się jednak okazało, że Leniart w Sejmie długo nie zabawi. W drugiej połowie listopada ujawniliśmy, że wróci na funkcję wojewody. Kwestia czasu. 

W poniedziałek Ewa Leniart mówiła, że właśnie wtedy zaczęły do niej dopływać sygnały od mieszkańców Podkarpacia, od jej wyborców, by Sejm jednak zostawiła, że potrzebna jest na stanowisku wojewody. Podobno takie sygnały płynęły też do premiera Morawieckiego. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo. Petycji, czy manifestacji nie było.

Ewa Leniart przekonuje, że to właśnie głosy mieszkańców Podkarpacia zdecydowały, że z posłowania zrezygnowała. – To niełatwa decyzja – powtarzała wiele razy. – Podobno nigdy nie wraca się do tej samej wody. Po raz pierwszy od 20 lat złamałam swoje zasady. Czy zrobiłam dobrze? Czas pokaże – uważa Leniart. 

Wypromować na prezydenta Rzeszowa

Dla pieniędzy nie wróciła. Jak zrezygnowała z funkcji wojewody, zaraz po wyborach nie dostała żadnej odprawy. Gdy teraz wygaszono jej mandat poselski, też żadnej odprawy nie otrzyma. Jako wojewoda zarabia mniej niż poseł. Pensja brutto Ewy Leniart to 11 595 zł i 60 gr. „Nie zrobiłam tego dla zysków i osiągnięcia nadmiernych gratyfikacji finansowych”.

Leniart, zgadzając się na powrót do Urzędu Wojewódzkiego, dużo jednak zyskała. Może być pewna, że PiS w podziękowaniu wystawi ją w kolejnych wyborach samorządowych na prezydenta Rzeszowa. Leniart chce być przygotowana do tego scenariusza. Nie za 4 lata, może wcześniej, gdyby się okazało się, że będą u nas przedterminowe wybory. 

– Biorąc to pod uwagę, lepiej będzie ją wypromować ze stanowiska wojewody. Jak pokazuje życie, dopiero stanowisko wojewody dało jej tak duże poparcie. Jest ciągle obecna w mediach, pokazuje się na każdym lokalnym, ważnym wydarzeniu – podkreśla nasz kolejny rozmówca ze środowiska PiS. 

Nie zawieść siebie i mieszkańców 

Ewa Leniart mówi, że wielu ludzi czekało na jej powrót do urzędu. – Nie powiedziałam, że jestem niezastąpiona i przekonana o swojej doskonałości, czy świetności. Raczej starałam się pokazać, pełniąc funkcję publiczną, że bardzo mocno wsłuchuje się w głos społeczny. Staram się czynić to, co społeczeństwo ode mnie oczekuje – twierdzi Leniart. 

Jest wdzięczna, że premierowi Morawieckiemu, że docenił w niej fachowość, kwalifikacje, przygotowanie i doświadczenie. Ewa Leniart twierdzi, że wśród priorytetów, którymi chce się zajmować w roli wojewody, to budowa przejścia granicznego Malhowice, zbiornika wodnego Kąty Myscowa, dokończenie budowy S19 i odmulenia rzeszowskiego zalewu.     

– Mam nadzieję, że ja się nie zawiodę, ale też nie zawiodę mieszkańców w dobrym, godnym reprezentowaniu interesów Podkarpacia, tak jak czyniłam to dotychczas – mówi Leniart. Jej zastępcą nadal będzie Lucyna Podhalicz. 

marcin.kobialka@rzeszow-news.pl

Reklama