Zamieszanie wokół II Marszu Równości w Rzeszowie osłabiło jego frekwencję, ale jego organizatorzy widzą w tym plusy. Incydenty były, ale niegroźne. Rzeszowska policja także i w tym roku stanęła na wysokości zadania.
W sobotę ulicami Rzeszowa przeszedł II Marsz Równości pod hasłem „Ze wszystkimi nam po drodze”. W tym roku wzięło w nim znacznie mniej osób. Organizatorzy szacują, że na marszu pojawiło się około 800 uczestników, policja mówi o 400. Na paradę przyjechali ludzie z całej Polski – ze Stalowej Woli, z Krakowa, Kielc, Szczecina, Białegostoku, Poznania.
W przeciwieństwie do ubiegłorocznego marszu, w tym roku zabrakło twarzy, znanych z pierwszych stron gazet. Za to pojawili się działacze stowarzyszenia „My, rodzice”, w którym są rodzice dzieci po tzw. coming out oraz Greenpeace. Na transparentach napisano: „Homofobia niszczy rodziny”, „AFS Polska”, „Jezus idzie z nami”, „Bądź kimkolwiek chcesz”.
Na trasie marszu można było spotkać matki przytulające każdego. Na szyi miały napisy „Matka nieustająco akceptująca przytula w każdej chwili” i „Chodź, mama cię przytuli”. Na czele parady szedł 36-letni Mariusz, gej ze Stalowej Woli. Trzymał wymowny transparent: „Jestem silny, bo jestem gejem i mieszkam w Polsce”.
– Podkarpacie odbieram bardzo źle. Jest tu bardzo zacofane społeczeństwo. Na północy Polski jest całkiem inaczej – mówił nam Mariusz.
Wśród uczestników marszu spotkaliśmy także rzeszowiankę – 20-letnia Julię. – Każdy powinien mieć takie same prawa, bez względu na orientację seksualną, żądamy normalności, która w większości krajów jest już standardem, a my wciąż jesteśmy zacofani i odizolowani – mówiła nam Julia. – Liczy się przyjaźń i miłość i nic więcej.
Wytrzymajcie, bądźcie silni
W podobnym tonie wypowiadał się 18-letni Kuba z Rzeszowa. Jego zdaniem każdy ma prawo do miłości, a tego prawa nie mają osoby innej orientacji niż heteroseksualna. II Marsz Równości zakończył się przy Urzędzie Wojewódzkim. To właśnie tam odbyły się przemówienia. Głos zabrała m.in. Monika Tichy z Lambda Szczecin.
– Nienawiść – to ona jest chorobą. To ci, którzy ją stosują, powinni się wstydzić. To ich miejsce jest w szafie. Mam dość tego, że każą nam się bez przerwy tłumaczyć z tego jacy jesteśmy i co robimy – mówiła w emocjonalnym wystąpieniu Monika Tichy. Sama w ostatnich tygodniach doświadczała razem ze swoimi bliskimi ataków słownych i pobić.
– Moja współlokatorka została pobita, moja przyjaciółka miała próbę samobójczą, a koleżanka skoczyła z mostu i nie żyje, bo nie wytrzymała tej nienawiści, a nam się każą tłumaczyć z tego, że ktoś narysował waginę na serduszku, albo Marię z tęczową aureolą. Zazdroszczę takiej skali problemów – mówiła Tichy.
Pytała, kto tu jest chory – ludzie LGBT, którzy chcą śpiewać i tańczyć, czy ci, których otoczyli policjanci. – Jesteśmy najnormalniejsi na świecie, nie pozwólcie zepchnąć się do szafy. Byłam w Berlinie. Zupełnie inny świat – chłopaki całują się na ulicach, trzymają za ręce. Tak będzie kiedyś i tu. Jeszcze trochę trzeba wytrzymać. Bądźcie silni – powiedziała.
Marsz z siostrą „Mary Read”
Na marszu pojawiła się po raz pierwszy siostra „Mary Read” z zgromadzenia Sióstr Nieustającej Przyjemności. „Mary Read” to postać ze świata queer. – Jestem szczęśliwa, że mogłam iść z wami. Marsz był świetny. Postaram się być u was zawsze – mówiła. Na koniec zaproponowała, aby wszyscy zakrzyczeli: „A man, a women, a tras whatever”.
Irmina Szałapek z „My, rodzice” była bardzo zadowolona, że mogła uczestniczyć w rzeszowskim marszu. – Jesteście najfajniejsi na świecie. Kochamy was nieustająco i zawsze będziemy z wami i będziemy was przytulać. Przetrwajcie te najtrudniejsze chwile i pamiętajcie, że jesteście naszą radością – mówiła Irmina Szałapek.
– Będziemy zawsze stać za wami i zawsze będziemy kroczyć krok w krok za wami – dodała.
Na Marszu Równości pojawiła się także Anna Maria Żukowska, rzeczniczka SLD, przyjechał też sekretarz generalny Federacji Młodych Socjaldemokratów Artur Jaskulski. Na paradzie nie było lidera SLD Włodzimierza Czarzastego, posiedzenie podkarpackich struktur o karze dla Tadeusza Ferenca, prezydenta Rzeszowa, za to, że wydał zakaz marszu, odwołano.
Atmosfera była świetna
Mniejszą frekwencją na II Marszu Równości (w tamtym roku było ok. 1500 osób) jego organizatorzy się nie martwią. – Brak efektu nowości, jak w zeszłym roku, imprezy ESK, oraz zaangażowanie większości sił na ścieżkę sądową w związku z wydanym przez prezydenta Rzeszowa Tadeusza Ferenca zakazem kosztem promocji oraz wydarzeń towarzyszących – tłumaczył nam Jakub Gawron z komitetu organizującego marsz.
Mniej uczestników sprawił też, że było spokojniej. – Atmosfera była świetna. Zyskaliśmy mnóstwo nowych doświadczeń, które zaprocentują w przyszłości – uważa Gawron. Zapowiada, że wszystkie incydenty wymierzone w uczestników parady będą zgłaszane na policję. II Marsz Równości trwał ponad 1,5 godziny. Rozwiązano go kilka minut po 15:30.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl