W Brukseli wszyscy przecieramy oczy ze zdziwienia w związku z dyskusją jaka toczy się w naszym kraju odnośnie poparcia dla Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Do tej pory wydawało się oczywistym, że polską racją stanu jest utrzymanie Polaka na tak prestiżowym stanowisku. Wydawało się, bo Jarosław Kaczyński, który mówi wprost, że nie poprze tej kandydatury, nie kieruje się w tym przypadku interesem Polski, ale swoimi prywatnymi animozjami. Polityka nie wymaga tego, aby lubić wszystkich na około, ale ogólnie przyjętym standardem jest to, że nawet jeżeli się kogoś nie lubi, to prywatny stosunek nie może przysłonić wspólnego interesu narodu.
Pierwsza 2,5-letnia kadencja Donalda Tuska jako Przewodniczącego Rady Europejskiej upłynie z końcem maja, a już na najbliższym szczycie UE, który ma się odbyć 9-10 marca zostanie podjęta decyzja czy pozostanie on na tym stanowisku na kolejną kadencję. I co najśmieszniejsze nie ma on żadnego kontrkandydata, a w ostatni wtorek poparcia udzieliła mu największa frakcja w Parlamencie Europejskim Europejska Partia Ludowa. W tym miejscu muszę podkreślić, że członkiem EPL są również europosłowie węgierscy, więc co za tym idzie nawet potencjalnie największy sojusznik PiS w UE Viktor Orban nie wystąpi przeciwko Tuskowi. Zresztą, gdyby PiS faktycznie chciało pozbyć się Premiera Tuska, musiałoby zbudować koalicję kilku krajów, w tym jednego większego. Biorąc pod uwagę dotychczasową politykę zagraniczną PiS, która skutkuje izolacją Polski w UE, lodowatymi stosunkami z Francją oraz brataniem się z Wielką Brytanią, która opuszcza Unię Europejską, plany Jarosława Kaczyńskiego są mało realne.
W historii UE to co mówi i robi Prezes Kaczyński, i polski rząd jest rzeczą bez precedensu. Nigdy nie było sytuacji, w której zastrzeżenia co do drugiej kadencji przewodniczącego Rady zgłaszał rząd jego własnego kraju. Wszyscy pamiętamy jak PiS grzmiał, że opozycja donosi na Polskę, alarmując instytucje unijne chociażby w związku z tym co działo się z Trybunałem Konstytucyjnym. Tylko jak w takiej sytuacji nazwać działania PiS zmierzające do pozbawiania Polaka szefostwa w najważniejszej instytucji Unii Europejskiej?
Wyjaśnijmy sobie najważniejszą kwestię. Funkcja szefa Rady Europejskiej nie jest przypisana do żadnego kraju, a tym bardziej do Polski. Jeżeli ponownie nie obejmie go Donald Tusk, to żaden inny Polak nie ma na nią szans przez długie dekady. A przywoływanie kandydatury Jacka Saryusza – Wolskiego jest w tym momencie tworzeniem fałszywego komunikatu chociażby również z tego względu, że szefami Rady zwyczajowo zostają byli premierzy i prezydenci.
Zresztą to zamieszanie i spekulacje, które mają miejsce z Donaldem Tuskiem i Jackiem Saryuszem – Wolskim nie mają nic wspólnego z interesem Polski. Ponadto, w Parlamencie Europejskim o rzekomej kandydaturze Jacka Saryusza – Wolskiego w ogóle się nie mówi. I wierzę, że jako polityk wysokiej klasy będzie on potrafił właściwie zareagować na zaistniałą sytuację. W przeciwnym wypadku, każdy uśmiech w stronę partii rządzącej, która nagle zaczyna wychwalać Jego zasługi, może być odebrany jako osobisty egoizm, który nie ma nic wspólnego z dobrem narodu.
Na sam koniec chcę przypomnieć rok 2009 i wybór prof. Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego. Wszyscy go popierali i choć Jerzy Buzek startował z listy PO, wszyscy europosłowie PiS stanęli za nim murem. Sam Jarosław Kaczyński lobbował na rzecz jego kandydatury, a świętej pamięci Prezydent Lech Kaczyński uzasadnił swoje poparcie słowami „(…) bo to jest ważne dla Polski”. Co w takim razie podziało się przez ostatnie lata z naszym krajem i z naszą polityką? Przerażające jest to, że dziś nie liczy się już to co jest ważne dla Polski, ale prywatne uprzedzenia i osobista niechęć Prezesa. I tylko Polski żal.