Dyskusyjny wyrok rzeszowskiego sądu. Uniewinnił byłego już kierownika ds. bezpieczeństwa w Resovii Rzeszów, który dwa lata temu wywołał przed meczem awanturę z policjantami. Teraz prokuratura dobiera się do skóry… policjantom.
– Nie mogłem już złożyć do Sądu Najwyższego wniosku o kasację tego wyroku – mówi bezradnie Piotr Pawlik, wiceszef Prokuratury Rejonowej dla miasta Rzeszów.
Sprawa jest rzeczywiście kuriozalna. Dotyczy głośnego zdarzenia w czerwcu 2014 r. na stadionie Resovii przy ul. Wyspiańskiego. Piłkarze Resovii grali wtedy mecz z Kotwicą Kołobrzeg. Nie wynik meczu przebił się do mediów (Resovia przegrała 0-1), a wydarzenia przed spotkaniem.
Kierownikiem ds. bezpieczeństwa w Resovii był wówczas Ryszard B., znany wcześniej policji z tego, że zamiast współpracować z funkcjonariuszami przy zabezpieczaniu meczów utrudniał im pracę, a także „flirtował” z pseudokibicami Resovii.
– Ta współpraca z kierownikiem była fatalna – przyznaje Konrad Wolak, wiceszef rzeszowskiej policji.
Policja jest jedna
Przed meczem doszło do spotkania policjantów z przedstawicielami Resovii. Uzgodniono, że na teren stadionu wejdą rzeszowscy policjanci, którzy mieli filmować szalikowców, gdyby skandowali karalne rasistowskie i obraźliwe przyśpiewki, a także rejestrować ewentualne burdy.
Do Rzeszowa na mecz przyjechali również policjanci z Kołobrzegu, którzy monitorowali swoich kibiców. Byli po cywilnemu. Chodziło o to, by funkcjonariusze z obu miast mogli szybciej wyłapać osoby odpowiedzialne za ewentualne przestępstwa na trybunach podczas meczu.
– Kołobrzeg zna lepiej swoich pseudokibiców, a my swoich – mówi Konrad Wolak.
Funkcjonariuszy na stadion wpuszczał wspomniany Ryszard B. Gdy przy bramce pojawili się policjanci z Kołobrzegu, kierownik bez problemu ich wpuścił.
Awanturą zakończyła się próba wejścia na stadion rzeszowskich policjantów, którzy też chcieli wejść na obiekt po cywilnemu. Ryszard B. postanowił, że ich nie wpuści.
– To kuriozum, że policjanci z Kołobrzegu mogli wejść na stadion, a nasi nie – wspomina Adam Szeląg, rzecznik rzeszowskiej policji. – Czy z Rzeszowa, czy z Kołobrzegu, czy innego miasta, to policja jest jedna – dodaje Wolak.
Kierownik w areszcie
Pomiędzy policjantami z Rzeszowa a Ryszardem B. wywiązała się szarpanina. W jej wyniku jeden z policjantów doznał urazu ramienia i łokcia. Po zakończonym meczu Ryszard B. został zatrzymany i noc spędził w policyjnym areszcie.
Prokuratura w Rzeszowie postawiła kierownikowi zarzuty zmuszania przemocą funkcjonariuszy do zaniechania czynności służbowych i naruszenia nietykalności cielesnej policjanta. Prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia.
Proces toczył się w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie. Ku wielkiemu zaskoczeniu policjantów i prokuratury, Ryszard B. został uniewinniony.
– Sąd stwierdził, że policjanci naruszyli mir domowy, bo nie dostosowali się do przedmeczowych uzgodnień. Na stadion chcieli wejść po cywilnemu, a mieli mieć na sobie policyjne kamizelki. Zachowanie Ryszarda B. sąd ocenił jako obronę miru – mówi prokurator Piotr Pawlik.
– Sąd uznał, że oskarżony działał w warunkach obrony koniecznej, dlatego został uniewinniony – potwierdza sędzia Alicja Kuroń z rzeszowskiego Sądu Rejonowego.
Ci mogli, a tamci nie
Prokurator Pawlik napisał apelację od wyroku i zaskarżył go do Sądu Okręgowego w Rzeszowie. – Niezrozumiałe było dla mnie to, że policjanci z Kołobrzegu mogli wejść na stadion po cywilnemu, a policjanci z Rzeszowa nie – uważa Piotr Pawlik.
W apelacji podkreślał też, że istotą pracy operacyjnych policjantów jest właśnie to, że nie mogą rzucać się w oczy i być rozpoznawalnymi.
– Organizatorzy innych imprez nie życzą sobie, by zabezpieczający je policjanci mieli jakiekolwiek emblematy policyjne. Rolą takich policjantów jest być niewidocznymi, by wśród gości nie wywoływać zaniepokojenia. Czasami sam widok policjanta mógłby też do czegoś sprowokować – mówią szefowie rzeszowskiej komendy.
Apelacja okazała się bezskuteczna. Sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok Sądu Rejonowego i Ryszarda B. prawomocnie uniewinnił. – Nie komentujemy wyroków sądu, szanujemy je – mówi Konrad Wolak.
Zarzuty dla policjantów?
Ale wyrok sądu zaskakuje, szczególnie, że ma on swoje dalsze konsekwencje. Ryszard B. złożył do prokuratury zawiadomienie przeciwko policjantom. To śledztwo prowadzi już Prokuratura Rejonowa w Dębicy.
– Dotyczy składania przez policjantów fałszywych zeznań. Wszystkie osoby już przesłuchaliśmy zapoznajemy się także z nagraniem wideo, na którym zarejestrowano całe zajście. W listopadzie zapadnie decyzja, czy policjantom przedstawimy zarzuty – mówi Jacek Żak, szef dębickiej prokuratury.
Jeśli do tego by doszło, to mielibyśmy do czynienia z nieprawdopodobnym finałem awantury z udziałem Ryszarda B. Policjanci z ofiary staliby się podejrzanymi. Gdyby skazał ich potem sąd, to policyjnego munduru już by potem nie założyli.
– Dla nas najistotniejsze jest to, że czynności podjęte przez naszych policjantów wobec Ryszarda B. podzielił sąd, który zaraz po zdarzeniu uznał, że zatrzymanie kierownika było zasadne. Sąd potwierdził też udaremnienie wejścia na stadion. Naszą ocenę podzielił także prokurator, który postawił B. zarzuty i skierował do sądu oskarżenia – mówi Konrad Wolak.
Odwet za zatrzymanie?
Policjanci są zdziwieni tym, że – według sądu – Ryszard B. „bronił miru domowego”, bo ten przepis dotyczy tylko podmiotów indywidualnych, a nie lokali czy pomieszczeń publicznych, np. dworców kolejowych, biur, czy urzędów państwowych. Stadion niewątpliwe należy do takich miejsc.
Szefostwo rzeszowskiej komendy jest spokojne o przebieg śledztwa prokuratury w Dębicy. – Nikt z nas nie przekroczył uprawnień – zapewnia Konrad Wolak.
W szeregach policjantów nie brakuje opinii, że śledztwo w Dębicy zainicjowane przez Ryszarda B. to odwet na funkcjonariuszach za to, że go zatrzymali.
– Dlaczego nie poskarżył się też na prokuratora, który mu postawił zarzuty? Dlaczego B. nie złożył zawiadomienia przeciwko sędziemu, który uznał, że zatrzymanie było zasadne? – pytają policjanci.
Ryszard B. kierownikiem w Resovii już nie jest.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl