Jazda bez biletu miejskim autobusem na razie skończyła się dla pani Sabiny mandatem za 257 zł. Pytanie tylko czy słusznie? I kiedy tłumaczenia pasażerów mają sens.
Ta sprawa miała swój początek 22 grudnia ubiegłego roku. Pani Sabina jechała do pracy na dzień próbny, wcześniej była bezrobotna. O godz. 6:18 wsiadła do autobusu linii nr 27, na przystanku „Krakowska galeria”. Chciała kupić bilet w automacie, ale urządzenie było zepsute. Kierowca nie ma obowiązku sprzedaży biletu.
Kilka przystanków dalej do autobusu wsiedli kontrolerzy. Nie chcieli jednak słuchać tłumaczeń.
– Sami widzieli awarię, ale jeden z panów powiedział, że nic go to nie interesuje i wypisuje mi mandat, bo muszę mieć bilet – opowiada pani Sabina. – Jeszcze zdążył udzielić „dobrej rady”, że mogłam wysiąść na poprzednim przystanku, tam był biletomat i mogłam kupić bilet – relacjonuje kobieta.
Na nic zdały się też komentarze innych pasażerów, którzy stanęli w obronie pani Sabiny. Widzieli, że chciała kupić bilet. Kontroler wręczył jej mandat z informacją, że przysługuje odwołanie.
ZTM: nie tylko jest biletomat
Kilka dni temu pani Sabina dostała odpowiedź z Zarządu Transportu Miejskiego, że ” (…) podróżny po wejściu do pojazdu ma obowiązek niezwłocznie skasować bilet, (…) który nabył przed rozpoczęciem podróży”. Zapis stosownej ustawy przywołała Anna Kowalska, dyrektor ZTM w Rzeszowie.
Potwierdza przy tym, że biletomat był nieczynny, ale „nie jest on jedynym urządzeniem za pomocą którego można nabyć bilet już w trakcie jazdy autobusem komunikacji miejskiej w Rzeszowie”.
„Bilet można było kupić za pośrednictwem jednej z 5 aplikacji obsługiwanych na smartfonach, bądź w kasowniku uiszczając zapłatę za pośrednictwem karty płatniczej” – napisała w odpowiedzi na odwołanie dyrektor Kowalska.
A dalej jeszcze o tym, że po tym jak pani Sabina wsiadła do autobusu miała 7 minut żeby kupić bilet korzystając np. z kasownika, i że w przypadku tego urządzenia operacja trwa ok 15-20 sekund. Albo z pomocą smartfona, który trzymała w ręce przez większą część podróży.
Dlatego pani Sabina musi zapłacić mandat w wysokości 257 zł. Ma na to czas do 7 lutego. Ale też prawo do wniesienia sprawy do sądu.
Po sprawiedliwość do prezydenta
Gdy cztery lata temu opisywaliśmy podobną sytuację rzeszowski ratusz stał na stanowisku, że pasażer nie powinien dostać mandatu, jeśli nie kupił biletu z powodu zepsutego biletomatu. – Jeśli już tak się stało, mandat zostanie anulowany – mówił wówczas Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
Po koniec listopada ubiegłego roku, wyrok w podobnej sprawie wydał Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieście. Uznał, że pasażer komunikacji miejskiej, który nie mógł kupić biletu z powodu awarii biletomatu, nie musi płacić nałożonego na niego mandatu. Powinien zapłacić jedynie 3,40 zł za bilet, którego nie mógł wtedy kupić.
Pani Sabina nie traci nadziei. Wysłała pismo w tej sprawie do prezydenta Rzeszowa, licząc tym razem na sprawiedliwe rozstrzygnięcie.
(la)
redakcja@rzeszow-news.pl