Miasto chce, by pierwszy wodny plac zabaw powstał na granicy osiedli Przybyszówka i Kotuli. Mieszkańcy kręcą nosem, bo będą mieć głośno pod oknami, a projektanci przekonają, że więcej zyskają niż stracą.
Temat budowy wodnego placu zabaw odkąd pojawił się w samorządowej kampanii wyborczy wciąż gorący, jak upalne lato. Tym razem iskrzy, ale nie na linii polityk-polityk, a prezydent-mieszkańcy.
Jeszcze w ub. r. miasto ogłosiło, że w rejonie ulic Odrzykońskiej i Bieckiej, na granicy osiedli Przybyszówka i Kotuli, chce wybudować wodny plac zabaw. Nie tak dawno publikowaliśmy nawet wizualizacje tej inwestycji.
Mieszkańcy: najazd z całego miasta
Plac ma powstać na działce między ulicami Biecką i Odrzykońską. Kształtem ma nawiązywać do źródła oraz potoku oraz składać się z dwóch stref – dla najmłodszych dzieci i tych nieco starszych.
Sam pomysł wydawał się ciekawy. Szybko jednak okazało się, że nie dla każdego. Otóż ci, którzy mieszkają w pobliżu lokalizacji działki, obawiają się, że budowa placu zakłóci ich spokój, a dołoży się do tego, że na osiedlu zabraknie miejsc parkingowych.
– Nie jesteśmy przeciwni samej inwestycji, wręcz ją pochwalamy. Miasto jednak nie pomyślało w ogóle o tym, by jej lokalizację z nami skonsultować, tylko decyzję podjęło za naszymi plecami, dlatego chcemy zmiany lokalizacji parku wodnego – twierdzi Tomasz Czarnota, mieszkaniec os. Przybyszówka.
– Funkcjonowanie placu wodnego w tym miejscu wiąże się dla nas z dużym zakłóceniem spokoju, hałasem, a co więcej, najazdem mieszkańców Rzeszowa i ludzi spoza granic miasta – dodaje.
Będą protesty, będzie nowe miejsce
Urząd Miasta w Rzeszowie sprawę komentuje krótko: – Jeśli mieszkańcy nie będą chcieli u siebie wodnego placu zabaw, to znajdziemy pod tę inwestycję inną lokalizację – mówi Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.
Ci, którzy zaprojektowali wodną atrakcję – Bartłomiej Piotrowski, Zbigniew Czyż, Miłosz Dąbrowski i Bartłomiej Gancarczyk – przekonują, że obawy mieszkańców się nie spełnią, a ci, którzy dziś mają wątpliwości co do pomysłu, będą zadowoleni.
Po pierwsze, dlatego, że teren, o którym mowa, aż prosi się o zagospodarowanie. Po drugie, wodny plac zabaw i cała przestrzeń wokół niego została zaplanowana z myślą o okolicznych mieszkańcach. Chodzi o to, że ich osiedle jest oddalone od centrum, więc należy im się coś specjalnego.
– Amfiteatr, który powstanie na skarpie od ul. Bieckiej, może służyć jako miejsce spotkań. Wraz z placem poniżej tworzy miejsce, gdzie można organizować wydarzenia. Po dwóch przeciwnych stronach zaplanowane są zielone zagajniki, gdzie będzie można usiąść i się spotkać – przekonuje Bartłomiej Piotrowski.
– W planach jest stworzenie także przestrzeni gastronomicznej, a więc mieszkańcy zyskują na swoim osiedlu np. nową kawiarnię, a tym samym nowe miejsce do spotkań – twierdzi.
Dla kogo ma być wodna atrakcja?
Ponadto, sam plac wodny ma nie być czynny całą dobę. W planach jest, by woda tryskała między 9:00 a 20:00. Później przestrzeń ma służyć tym starszym mieszkańcom, którzy po pracy np. będą chcieli złapać oddech na świeżym powietrzu.
– W projekcie jest przewidziany montaż 10 urządzeń wodnych, które po sezonie będzie można zdemontować. Nawet jeśli w pierwszy dzień na wodny plac zabaw zjadą się ludzie z całego miasta, to na drugi dzień to się już nie powtórzy, bo nikt nie będzie chciał stać w kolejce do małej fontanny czy mgiełki – twierdzi Bartłomiej Gancarczyk.
W praktyce ma to oznaczać jedno – nikomu z drugiego końca miasta nie będzie się chciało jechać na Przybyszówkę, aby skorzystać z wodnego placu zabaw. Tym samym rozwiązuje się także kwestia braku miejsc parkingowych. Jeśli z wodnego placu zabaw będą korzystać okoliczni mieszkańcy, to i na parkingach nie będzie tłoczniej niż zwykle. Tyle w teorii.
joanna.goscinska@rzeszow-news.pl