– Jest mi wstyd za jakość rzeszowskiej komunikacji miejskiej – w niespełna 200-tysięcznym mieście – pisze Czytelnik w liście do Rzeszów News.
Do napisania niniejszego listu zainspirował mnie wasz poniedziałkowy artykuł, dotyczący awarii biletomatu w rzeszowskim autobusie komunikacji miejskiej i w związku z tym faktem, nałożenia na pasażerkę tzw. mandatu, czyli poprawnie mówiąc – opłaty dodatkowej.
Chciałem opowiedzieć, jak wygląda tego typu sytuacja w Łodzi, gdy występują podobne problemy. Tam jest zasada, że gdy nie działa biletomat z jakichś powodów, np. jest niesprawny, to bilet kupuje się u kontrolera biletów, jeśli takowa ma miejsce w tym czasie. Kontrolerzy biletów z Łodzi mają bilety przy sobie i wtedy ten, kto nie ma, ma obowiązek kupić bilet – zamiast opłaty dodatkowej.
Co więcej, biletomaty są zainstalowane praktycznie we wszystkich pojazdach łódzkiej komunikacji miejskiej, a jest ich dużo więcej niż w Rzeszowie, bo i miasto trzy razy większe! Chcę też jasno podkreślić, że łódzcy kierowcy autobusów MPK nie mają w sprzedaży jakichkolwiek biletów. Po prostu zero. Kierowca jest tam od prowadzenia pojazdu, a nie od handlu. Tak to wygląda w Łodzi. Czy nie mogłoby tak być w Rzeszowie, stolicy innowacji?
Takie postępowanie wydaje się być uczciwe względem pasażera. Warto zaznaczyć, że nie ma jakichkolwiek przepisów prawnych obligujących pasażera do posiadania biletu na przejazd przed wejściem do autobusu. Nie ma takiego przymusu prawnego i trudno, aby był. Przecież wiele osób przyjeżdża z odległych miast i miejscowości, gdzie naturalnym jest, że nie ma dostępnych w sprzedaży biletów na komunikację miejską w stolicy innowacji.
Bardzo zastanawiająca jest bierność Urzędu Miasta wobec wszystkich problemów, „chorób” i fuszerek, które trapią rzeszowską komunikację miejską.