Zdjęcie: Sebastian Fiedorek / Rzeszów News

Wojewódzki konserwator zabytków ma wątpliwości, czy pomnik Walk Rewolucyjnych jest zabytkiem. Profesorowie ASP w Krakowie ich nie mają i twierdzą, że „symbol Rzeszowa” jest dziełem sztuki. Służby konserwatorskie przez prawie rok myślały i nic nie wymyśliły. 

Pomnik – na dziś wiemy, że albo zniknie, albo zostaną, o zgrozo, zdjęte z niego płaskorzeźby, albo politycy i urzędnicy im podlegający otrzeźwieją i zostawią go w spokoju. Wiemy też, że ostateczny „wyrok” wyda nie wojewoda podkarpacki Ewa Leniart (PiS), a Podkarpacki Wojewódzki Nadzór Budowlany.

Kiedy? To tajemnica poliszynela. Dlaczego? Bo nadzór budowlany wciąż nie zaczął procedury, która zmierza do usunięcia pomnika. Dlaczego? Bo konserwator zabytków nie wydał opinii, czy pomnik jest zabytkiem, czy nie, a jest ona niezbędna do tego, by machina administracyjna ruszyła.

Żeby było śmieszniej, wojewoda Leniart uważa, że nawet jeśli pomnik zostanie wpisany teraz do rejestru zabytków, to i tak nic to nie da. Jej zdaniem, pod tzw. ustawę dekomunizacyjną nie podchodzą te obiekty, które były zabytkami przed wejściem w życie ustawy, na mocy której pomnik ma zostać usunięty.

To po co więc decyzja konserwatora? A co, jeśli konserwator pomnik uzna za zabytek? Tych wątpliwości nie potrafi nikt sensownie rozwiać.

Opinie ekspertów są jednoznaczne

Do pełnego kociokwiku, który serwuje wojewoda i podległe jej urzędy, dodajmy działania ludzi skupionych wokół organizacji Stacja „Rzeszów Dziki”. To oni od 22 grudnia 2017 roku starają się, z pomocą autorytetów w dziedzinie historii sztuki, udowodnić, że słynny monument ma niekwestionowaną wartość artystyczną. O wsparcie merytoryczne prosili chociażby znawców tematu z Krakowa. W efekcie czego powstała debata, która wskazała jasny kierunek w interpretacji ochrony pomnika Walk Rewolucyjnych.

Na temat słynnego rzeszowskiego monumentu swoje opinie sporządzili także Główna Komisja Zabytków działająca przy Zarządzie Głównym Stowarzyszenia Historyków Sztuki pod przewodnictwem dr. hab. Waldemara Baraniewskiego, profesora ASP w Warszawie, jak również krakowski okręg Związku Polskich Artystów Plastyków oraz artysta rzeźbiarz dr hab. Jan Tutaj, prof. krakowskiej ASP.

Każdemu, jak jeden mąż, wychodziło, że pomnik jest jednym z najlepszych pomników współczesnych w Polsce – obok katowickiego pomnika Powstańców Śląskich. Prof. Baraniewski wskazał także, że „(…) ze względu na jego [pomnika] historię, bezsprzeczne walory artystyczne i kulturowe powinien być objęty ochroną konserwatorską”.

Te wnioski dały płonną nadzieję „Dzikim”, że podkarpacki wojewódzki konserwator zabytków ochroni „symbol Rzeszowa”. Dlatego pod koniec marca br. złożono do konserwatora wniosek o natychmiastowe rozpoczęcie procedury zmierzającej do wpisania pomnika do rejestru zabytków.

Teraz mamy grudzień – sprawa dalej się nie zakończyła. Dlaczego? – Pozostaje pytanie, które sama sobie stawiam – czy możemy traktować ten obiekt, jako zabytkowy, czy możemy wpisywać go do rejestru? Mam wątpliwości, co do oceny konserwatorskiej – tłumaczyła w połowie grudnia brak decyzji Beata Kot, wojewódzki konserwator zabytków.

Nikt się nie dowie, nikt się nie odwoła

W kontekście wspomnianego fragmentu opinii prof. Baraniewskiego taka narracja wydaje się zaskakująca. Nasuwa się pytanie: czy konserwator Kot wie, co mówi, a przede wszystkim, skąd się biorą jej rozterki.  

„Dzicy” na wypowiedzi Kot zareagowali nerwowo. Na stronie Fundacji Rzeszowskiej, z którą są powiązani, opublikowali list otwarty. Konserwatorowi zarzucają, iż przez 9 miesięcy w sprawie pomnika nie zrobił nic, aby w jakikolwiek sposób merytorycznie odnieść się do ich wniosku. „Celowo przeciąga termin udzielenia nam odpowiedzi, wykazując przy tym lekceważący stosunek zarówno do nas, jako wnioskodawców, jak i do reprezentowanej przez nas inicjatywy społecznej” – uważa stowarzyszenie.

„Dzicy” twierdzą  także, że konserwator, pomimo że miał możliwość zwrócić się Narodowego Instytutu Dziedzictwa o aktualną opinię na temat zasadności ochrony konserwatorskiej pomnika – nie zrobił tego. Od lutego br. konserwator ma też wszystkie – powstałe na wniosek „Dzikich” – opinie specjalistów reprezentujących krajowe środowiska naukowe i twórcze.

„Opinie te są jednoznaczne: pomnik powinien zostać objęty ochroną konserwatorską poprzez wpisanie go do rejestru zabytków. Konserwator w żaden sposób do opinii tych się nie odniósł, zachowując się tak, jak gdyby w ogóle ich nie było” – uważają „Dzicy”, twierdząc, że bezczynność konserwatora to efekt strachu przed konsekwencjami politycznymi.  

Zdaniem „Dzikich”, gdyby się rozpoczęła procedura wpisu pomnika do rejestru zabytków, Fundacja Rzeszowska, z ramienia, której złożono taki wniosek, ich stowarzyszenie stałoby się stroną w postępowaniu. Pomnik jest własnością prywatną, od 2006 roku jest w rękach klasztoru oo. Bernardynów. 

„Tak, więc gdy za zamkniętymi drzwiami zapadnie decyzja o „usunięciu” pomnika na mocy „ustawy dekomunizacyjnej”, nikt się o tym nie dowie, a od takiej decyzji formalnie nikt nie będzie mógł się odwołać…” – prorokują „Dzicy”.

PiS-owska alternatywa

Podsumowując, konserwator, choć miał do dyspozycji sporo materiału i fachowych opinii, że pomnik jest zabytkiem, przez 9 miesięcy nie był w stanie wydusić z siebie żadnej merytorycznej decyzji w tej sprawie. Wojewoda Leniart uważa, że wpisanie monumentu do rejestru zabytków nic już i tak nie da, a nadzór budowlany czeka na opinie konserwatora, bo jak się okaże, że monument jest zabytkiem, to go nie będzie mógł wyburzyć.

Dowcip dopełnia jeszcze fakt, że PiS-owi chodzi po głowie, jako alternatywa od wyburzenia, pomysł, by z pomnika zdjąć dwie płaskorzeźby, które są integralną częścią pomnika – Nike i chłopa oraz robotnika i żołnierza. A gdzie w takim razie podzieją się prawa autorskie, o które wojewoda tak się troszczyła rok temu, gdy pytano ją o stosunek do propozycji Tadeusza Ferenca, prezydenta Rzeszowa, o zmianie nazwy pomnika bez naruszania całości kompozycji?

Wówczas Ewa Leniart stwierdziła, że nie można w dowolny sposób zmieniać nazw cudzych dzieł. Rok później, po tym, jak w niedawnej kampanii wyborczej Wojciech Buczak, którego PiS wystawił na prezydenta Rzeszowa, uznał on, że bryłę pomnika można zostawić, a płaskorzeźby należy zdjąć, Leniart zaczęła nieco frywolniej podchodzić do praw autorskich. Jej rzeczniczka, Małgorzata Waksmundzka – Szarek zasugerowała, by wypowiedzieli się  spadkobiercy prof. Mariana Koniecznego, autora pomnika.

Ta opinia, po pierwsze, względem ustawy dekomunizacyjnej jest drugorzędna, więc i tak nic nie wniesie do sprawy. A po drugie, skoro za życia prof. Konieczny mówił jasno, „albo zburzcie mój pomnik, albo zostawcie taki, jaki jest”, to czy rodzina po śmierci rzeźbiarza może mieć teraz na ten temat inne zdanie? Jeśli tak, to prof. Konieczny powinien ich po nocach straszyć!

Arogancki stosunek PiS

Nadzieją w walce o zachowanie pomnika jesteście wy – społeczeństwo, mieszkańcy Rzeszowa. To wasze inicjatywy takie, jak m.in. pikniki w obronie pomnika, piosenki i teledyski dotyczące jego zachowania, czy walka na papiery i argumenty, którą stosują od dłuższego czasu „Dzicy”, powoduje, że ci, którzy zdecydują o losie pomnika wciąż się wahają i przedłużają sprawę, jak mogą.

Ich stosunek do monumentu jest jasny, mimo, że próbują zaklinać rzeczywistość odwracając niejednokrotnie kota ogonem – pomnik musi zniknąć, bo się po prostu nie podoba i jest symbolem znienawidzonych przez PiS czasów PRL, ale też wybiórczo, bo partii rządzącej nie przeszkadza obecność w jej szeregach posła Stanisława Piotrowicza, PRL-owskiego prokuratora, „twarzy” sądowej rewolucji PiS w wymiarze sprawiedliwości. 

Najdobitniej arogancki stosunek PiS do pomnika, nomen omen, uznawanego przez profesorów ASP w Krakowie za dzieło sztuki, wyraziła niedawno Ewa Leniart w bardzo prostym zdaniu: – Gdyby ten pomnik był ładniejszy, łatwiej byłoby go zachować – powiedziała, siedząc w jednej z sal konferencyjnych swojego urzędu, spoglądając jednocześnie na pomnik, który widać z okien owej sali.

Wojewoda Leniart jest doktorem nauk prawnych, a tym samym nie specjalizuje się w dziedzinie sztuk pięknych. Gdyby więc tylko nasze prywatne opinie bez odpowiedniego przygotowania merytorycznego decydowały o tym, co jest dziełem sztuki, a co nie, to strach pomyśleć, ile cennych materiałów, zarówno z zakresu muzyki, literatury i sztuki, przepadłoby bezpowrotnie, tylko dlatego, że komuś kiedyś nie przypadły do gustu.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama