Zdjęcie: Materiały Life House

– Prezydent i tak nie chodzi w takie miejsca na imprezy, on bawi się na bankietach, imprezach miejskich, czy w filharmonii. Ale czy zastanowił się nad losem tysięcy młodych ludzi, którzy nie mają gdzie chodzić na koncerty? – pyta partia Razem w oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku.

„Stodoła”, która musi zniknąć z centrum miasta, czyli budynek przy al. Rejtana, gdzie aktualnie znajduje się klub muzyczny Life House, to gorący temat ostatnich dni. Dlaczego? Bo wraz z końcem lutego br. właścicielom klubu kończy się umowa z miastem na dzierżawę obiektu.

Oczywiście, na przedłużenie jej nie ma szans, co wielokrotnie już zapowiadał ratusz. Powodem takiej decyzji są walory estetyczne – zdaniem urzędników budynek szpeci centrum miasta. Dlatego też na wtorkowej sesji Rady Miasta została podjęta uchwała, że teren po Life House zostanie przeznaczony na budowę prawoskrętu z al. Rejtana w ul. Lwowską oraz parking dla gości Hotelu Grein.

Takie rozwiązanie nie podoba się lewicowej partii Razem, która stanowczo sprzeciwia się „zabetonowaniu kultury” w Rzeszowie, tym bardziej, że jest to jedno z trzech miejsc, obok klubu Pod Palmą i Lukr, gdzie można przyjść na koncert.

„Prezydentowi Ferencowi nie przeszkadza wyburzenie jednego z nielicznych miejsc, gdzie można bawić się przy ulubionej muzyce. Pan prezydent i tak nie chodzi w takie miejsca na imprezy, on bawi na bankietach, imprezach miejskich czy w filharmonii. Ale czy zastanowił się nad losem tysięcy młodych ludzi, którzy nie mają gdzie chodzić na koncerty? Dlaczego miasto nie pomyślało najpierw o zapewnieniu innego lokalu?” – pytają członkowie partii Razem.

„Czy w Rzeszowie wszystko musi być robione pod dyktando prezydenta? Czy miasto to jego prywatny folwark, na którym może robić co chce? Trzeba jasno i wyraźnie powiedzieć: W tej chwili dokonuje się zamach na kulturę! Władze miasta, chcą pozbawić mnóstwo ludzi dostępu do kultury” – dodają.

Razem przyznaje, że budynek nie jest ładny, niemniej jednak działacze partii twierdzą, że nie powinno być tak, że gdy młodzi, o których często Tadeusz Ferenc mówi, że są przyszłością Rzeszowa, chcą działać, rozwijać ofertę kulturalną, to rzucane są im kłody pod nogi, a wysyłane pisma i wizualizacje oraz apele różnych gwiazd nie pomagają.

Razem zarzuca też miastu, że hasło „stolica innowacji” oznacza w Rzeszowie beton zamiast kultury.

„Troska o kulturę, wzmacnianie i wspieranie udziału w kulturze jest dziś jednym z kluczowych obowiązków publicznych instytucji. W Razem uważamy, że budowa państwa dobrobytu, promowanie rozwiązań równościowych oraz stanie na straży sprawiedliwości społecznej będą możliwe tylko wtedy, gdy wszyscy, nie tylko elity, będą aktywnymi uczestnikami życia kulturalnego tak lokalnie, jak i globalnie” – twierdzi Razem.

Okazuje się jednak, że z Life House może nie być aż tak źle, jak się może wydawać. Dlaczego? A no z bardzo prostej przyczyny – jak się nie da dogadać z miastem, to może z nowym dzierżawcą, czyli Hotelem Grein.

– Jest nam przykro, że miasto nie zdecydowało się przedłużyć umowy najmu bezpośrednio z nami, dlatego rozmawiamy z właścicielami Hotelu Grein, którzy ustnie obiecali nam, że będziemy mogli korzystać z budynku około 2 lata, bo tyle ma im może zająć zdobycie odpowiednich pozwoleń na budowę parkingu – wyjaśnia Dorian Pik, manager Life House.

– Ten czas pozwoli nam rozejrzeć się za nową lokalizacją – dodaje.

W praktyce oznacza to tyle, że na pewno odbędą się wszystkie koncerty, które zaplanowano do końca marca. Nawet jeśli nie w „stodole”, to jak zapewnia Pik, w jednym z rzeszowskich klubów, z którymi w tej sprawie również prowadzone są negocjacje.

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl

Reklama