Pewnie nie wszyscy interesują się lokalnym konfliktem wśród fanek i fanów demokracji, ale słów kilka się należy, bez wykręcania KOD-a ogonem.
Najsamprzód cieszmy się, z takiej oto sytuacji. Pogoda nie rozpieszcza, można posiedzieć w jakimś miłym miejscu na wyprzedażach, nad przeręblą lub w ruskiej bani. A są wśród nas rodacy, którzy interesują się systemem rządów, ustrojem politycznym i formą sprawowania władzy. I w sposób nie przymuszony, w czasie wolnym głośno akcentują swoje racje. Jak pamiętamy, Jacek Kuroń wzywał, by zamiast podpalać komitety PZPR, zakładać własne. I to jest piękne, że KOD-owcy w sposób pokojowy się zorganizowali. Przecież nie biorą koktajli Mołotowa i nie obrzucają nimi Biura Poselskiego Andrzeja Szlachty. Takie rozwiązania uliczne, taka wiecowa, dyskusja pozwala się pięknie różnić, dodałby zapewne Jacek Kuroń.
Zachęcić rodaka, aby ruszył cztery litery sprzed kompa czy telewizornii nie jest łatwo. Stąd zawsze przyklaskujmy, gdy widzimy demonstracje; maszerującej „Manify w obronie kobiet” czy „Marszu w obronie telewizji Trwam”. A pamięta ktoś jeszcze jak nasza wspaniała młodzież ruszyła zadki, aby poprotestować w sprawie ACTA. Można? Można – mówiąc klasykiem.
Teraz mała wspominka. Dobrze pamiętam końcówkę szczęśliwie dogorywającego PRL-u. Jak pokazywali jakąś migawkę w TV, np. z USA, można było zobaczyć, że demonstrujących otacza i ochrania policja. Bardzo tego Amerykanom zazdrościłem. Ja jako mieszkaniec Rynku doświadczałem sytuacji, w której tłum wychodzący z patriotycznej uroczystości z kościoła Farnego, a chcący złożyć kwiaty pod pomnikiem Naczelnika Kościuszki – był brutalnie rozpędzany. Któregoś roku nawet, władzuchna przed nielegalnym świętem 3 Maja, obtoczyła pomnik parkanem, postawiła przed nim trzech pilnujących Zomowców, aby nikt się do stóp Tadeusza nikczemnie nie zakradł.
Piszę tu o tym, aby uspokoić tych którzy się martwią, że na ostatnim wiecu pod pomnikiem, tłumów nie było. Gdyby rządzący, zarządzili zakaz wiecowania, a oddziały prewencji ganiałyby KOD-owców po mieście z pałami, gazem i polewały zimną wodą, to wtedy o frekwencję można być spokojnym. Polak jest przekorny i jakby mu zabronili, to by z chęcią, nawet tzw. „leming” przyszedł. A tak to nudy, na pudy. Można sobie przyjść pokrzyczeć, że chcemy wolności. I co, i nic się nie dzieje. Jak w tym londyńskim Hyde Parku.
Nieco większą frekwencją (wg organizatorów i przyjaznych mediów), cieszyło się spotkanie pod TVP Rzeszów. Jeśli się nie mylę, to odbyło się ono pod hasłem „wolne media”. Mam dla Państwa bardzo złą wiadomość. Media publiczne są zawsze łupem politycznym. A wolnych mediów nie było, nie ma i nie będzie. Aby nie być gołosłownym. Proszę np. sięgnąć po „Gazetę Wyborczą” z dnia 14.10.2002 r., gdzie przeczytamy: „Bardzo się można było zdziwić, gdy w pierwszej połowie roku rankingi polityków zniknęły z serwisów TVP. Powód był prosty – notowania SLD i rządu spadały”.
Albo proszę zasiąść do lektury książki Tomasza Lisa „Nie tylko fakty”. Znany dziennikarz, musiał błagać prezesa TVN-u, aby ten zgodził się na emisję filmu z nawalonym Aleksandrem Kwaśniewskim w roli głównej (młodszym czytelnikom przypominamy: A. Kwaśniewski to ten uśmiechnięty pan z licznych memów). Taśma z Charkowa trafiła prosto do sejfu i rozpoczął się żmudny okres nagabywania Lisa, aby to poszło. Redaktor Lis powiedział, że nie puszczenie tego filmu byłoby obrazą dla ofiar na wschodzie. Po długich negocjacjach wydano zgodę na emisję. Nie trzeba chyba dodawać, że w TVP ten materiał poszedł, ale dopiero wówczas jak się władza zmieniła.
Coś optymistycznego. Wolnych mediów nie ma, ale jest wolny wybór. Można sobie czytać „Nie” albo „Nasz Dziennik”, włączyć sobie „TOK FM” albo „Radio Maryja”, odpalić portal „Krytyka Polityczna” albo „Fronda”. I to jest piękne. Wolny wybór. A KOD-owi życzę wytrwałości, bo przecież regularne wiecowanie przez następne lata, do kolejnych wyborów, wymaga sporej dawki animuszu. A jak się powtórzy scenariusz z Budapesztu, to bardzo, bardzo długie lata.