Był tak pijany, że nie był w stanie dmuchnąć w alkomat. 45-letni mieszkaniec Rzeszowa, który kierował jeepem, o mały włos nie doprowadził do tragedii. Mężczyzna został zatrzymany przez świadków.
Do zdarzenia doszło w środę ok. godz. 22:15 na ulicy Rocha w Rzeszowie na wysokości kapliczki. Jak wynika z policyjnych ustaleń, 45-latek kierował jeepem. Na łuku drogi zjechał na przeciwny pas ruchu, zmuszając jadącego z przeciwnego kierunku kierowcę opla corsa do gwałtownego hamowania, który chciał uniknąć zderzenia.
– Kierowca jeepa zjechał z drogi i uderzył w ogrodzenie posesji – relacjonuje Adam Szeląg, rzecznik rzeszowskiej policji.
Kierowca opla wysiadł z auta, podszedł do jeepa, by jego kierowcy udzielić pomocy. Gdy kierowca opla zaczął wzywać służby ratunkowe, kierowca jeepa wysiadł z samochodu i zaczął uciekać. Został zatrzymany przez kierowcę corsy i sąsiada właściciela posesji, w której ogrodzenie wjechał jeep. Obaj przyprowadzili mężczyznę na miejsce zdarzenia. Zaczął się wypierać, że kierował jeepem, winą za zdarzenie obarczał kierowcę opla, a potem stwierdził, że kierowca jeepa… uciekł.
Po chwili na miejsce przyjechali policjanci. Okazało się, że zatrzymany przed świadków mężczyzna to 45-letni mieszkaniec Rzeszowa. Policjanci najpierw sprawdzili jego stan trzeźwości przy użyciu alkolocka.
– Mężczyzna był nietrzeźwy. Nie był w stanie poddać się badaniu przy użyciu alkomatu. Został przewieziony do szpitala, gdzie od mieszkańca Rzeszowa została pobrana krew. Czekamy na wyniki. Od nich zależy dalszy tok postępowania. Kierowca jeepa nie był zatrzymywany w policyjnym areszcie – dodaje Adam Szeląg.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl