Witold Bachaj, przedsiębiorca z Podkarpacia, który w grudniu ubiegłego roku został napadnięty we własnym domu, oferuje nagrodę za pomoc w ujęciu sprawców. Był torturowany, a sprawcy uciekli z łupem wartym 200 tys. złotych.
Bili po głowie, polewali wrzątkiem
Witold Bachaj opowiedział o swoich przeżyciach w rozmowie z „Faktem” oraz portalem Korsosanockie.pl. W nocy, 17 grudnia ubiegłego roku, pięciu zamaskowanych sprawców włamało się do jego domu w Soninie koło Łańcuta.
– Tłukli mnie po głowie, polewali wrzątkiem z czajnika, zabrali z kuchni największy nóż i przyłożyli mi do gardła. Krwawiłem, miałem ręce związane tak mocno, że straciłem czucie. Chcieli kod do sejfu, a ja – sparaliżowany strachem – po prostu go zapomniałem – mówił dziennikarzom Faktu.
Każda sekunda trwała wieczność
Jak dodaje – każda sekunda trwała wieczność, a on nie wiedział czy za chwilę nie straci życia.
– To była grupa profesjonalistów, jestem tego pewny. Obserwowali mnie, wiedzieli, że wymieniam waluty i mam gotówkę w sejfie. To nie był przypadkowy napad – mówił dziennikarce Korso przedsiębiorca.
Zdjęcia Witold Bachłaj/źródło: korsosanockie.pl
Chłopiec był przerażony a on czuł się bezsilny
Włamywacze doszczętnie splądrowali dom pana Witolda. Wynieśli gotówkę i przedmioty o łącznej wartości ok. 200 tys. złotych. Przeszukali każdy kąt. Zabrali gotówkę – 9,5 tys. euro, 51 tys. zł, cenny zegarek za 80 tys., biżuterię wartą 40 tys. zł.
– Straty materialne to jedno, ale psychicznie? To przeżycie zmienia człowieka – zrelacjonował mężczyzna Faktowi.
W domu poza nim był też jego 12-letni pasierb biznesmena. – Chłopiec był przerażony, a ja czułem się całkowicie bezsilny – mówił dziennikarce Korso.
Oferuje nagrodę
Witold Bachaj w rozmowie z Faktem wyznał, że śledztwo w jego sprawie ruszyło dopiero po kilku dniach.
– Nie wiem, w jakim kraju my żyjemy. To nie była kradzież roweru, tylko brutalny napad z nieludzkimi torturami – powiedział.
Jak dodaje nie spocznie dopóki sprawcy nie zostaną ukarani. Za pomoc w ich ujęciu oferuje 100 tys. złotych. Od samego początku przekonuje też, że sprawcy posługiwali się językiem ukraińskim. Jak wspomniał, prowadził interesy z Ukraińcami i zna ten język.
Do podobnego zdarzenia na Podkarpaciu doszło kilka miesięcy wcześniej, w nocy z 26 na 27 sierpnia 2024 roku w Sanoku. Jak informowała wówczas sanocka prokuratura, czterech mężczyzn w kominiarkach wtargnęło do jednego z domów. Obezwładnili i skrępowali przebywającą tam rodzinę i żądali wydania pieniędzy oraz biżuterii. Sprawcy byli agresywni i brutalni.
Sprawców napadu nie złapano do dziś, a według relacji poszkodowanych mieli mówić ze wschodnim akcentem.
Śledztwo trwa
Śledztwo prowadzone jest w sprawie, czyli na razie nikt nie usłyszał zarzutów.
Policja ustala sprawców. W czasie prowadzonych czynności funkcjonariusze m.in. użyli psa tropiącego, zabezpieczyli monitoring, przesłuchali pokrzywdzonego i świadków.
Kodeks karny przewiduje za rozbój z użyciem niebezpiecznego przedmiotu od 3 do 20 lat więzienia, za bezprawne pozbawienie wolności – od 3 miesięcy do 5 lat, a za bezprawne pozbawienie wolności małoletniego od 2 do 15 lat.
(red)
Czytaj więcej:
Brutalny napad na biznesmena z Łańcuta. Polewali go wrzątkiem i grozili nożem