W czwartkowy wieczór w centrum Rzeszowa zaroiło się od policjantów. Mieszkańcy pytali, co się dzieje. Po dwóch godzinach była kupa śmiechu.
„Co się dzieje na ulicy Asnyka? Pełno policji i pogotowie”, „Co się dzieje na alei Piłsudskiego na wysokości banków i krzyżówki z ulicą Asnyka. Kilka radiowozów policji na sygnale, obstawiają dwa autobusy” – takimi pytaniami i szeregiem podobnych zostaliśmy zasypani w czwartek po godz. 21:00.
Sporo policjantów pojawiło się także w okolicach dworca PKP. „Ktoś podobno słyszał strzały” – przekazywali sobie mieszkańcy. Jeszcze inni twierdzili, że w okolicach dworca doszło do ataku nożownika. Policjanci przechodniów zatrzymywali i legitymowali.
Podkom. Dominika Kopeć z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie mówi, że kilkanaście minut po godz. 21:00 policja otrzymała zgłoszenie, że na ul. Asnyka miało dojść do napadu na kantor z użyciem broni.
– Na miejsce wysłano wszystkie patrole, które w tym czasie były na służbie – przekazuje nam podkom. Kopeć.
Jak się niedługo później okazało, doszło do kuriozalnej pomyłki. W okolicach ul. Asnyka byli policjanci operacyjni (po cywilnemu), którzy w tym rejonie wykonywali swoje czynności do zupełnie innej sprawy. Ktoś nieumundurowanych policjantów wziął za bandytów, ponieważ u funkcjonariuszy świadkowie zobaczyli broń.
– Policjanci operacyjni zostali omyłkowo wzięci za sprawców rzekomego napadu na kantor i mieli do tego użyć broni. Nie było żadnego napadu na kantor. Nikt też broni nie użył – wyjaśnia podkom. Dominika Kopeć.
Policja nie chce ujawnić, jakie czynności operacyjne wykonywali nieumundurowani funkcjonariusze, które ktoś zinterpretował jako napad z bronią na kantor.
(ram)
redakcja@rzeszow-news.pl