fot. Sebastian Stankiewicz / Rzeszów News
Reklama

Port lotniczy Rzeszów-Jasionka musi odnaleźć się w nowej rzeczywistości po utracie największego klienta. Wojskowe operacje przeniosły się do Lublina z powodu problemów z pasem startowym w Jasionce. Lipiec pokazał skalę problemu – o blisko jedną trzecią spadła liczba lotów.

Przez ponad trzy lata wojny lotnisko w Jasionce było główną bramą dla pomocy wojskowej i humanitarnej kierowanej na Ukrainę. Jak donosi WNP.pl, intensywne loty ciężkich maszyn transportowych zniszczyły jednak nawierzchnię pasa startowego. Czerwiec przyniósł zamknięcie 700-metrowego odcinka na końcu pasa, a planowany na przyszły rok remont środkowej części obejmie aż 1800 metrów.

Polityczne tło wyprowadzki wojska z Jasionki

Specjaliści z branży lotniczej nie są przekonani, że tylko kwestie techniczne zadecydowały o przeniesieniu wojska do Lublina. Jak pisze portal, w środowisku mówi się o podłożu politycznym tej decyzji.

Na decyzję o odcięciu Rzeszowa od ruchu donacyjnego miał polityczny rodowód prezesa i to, że obecna władza przestała tolerować „wyskoki” Hamryszczaka – usłyszał WNP.pl od szefa jednej ze spółek działających na zapleczu armii.

Szef lotniska Adam Hamryszczak w latach 2015-2019 był jednym z czołowych wiceministrów rozwoju za rządów PiS. W obecnej sytuacji politycznej nie może już liczyć na ten sam poziom wsparcia jak wcześniej. Ludzie znający specyfikę wojskowych operacji – jak czytamy na portalu – twierdzą, że większość samolotów mogłaby korzystać z obecnie skróconego pasa startowego, ponieważ są technicznie przygotowane do lądowania na krótszych pasach. Oznacza to, że oficjalny powód wyprowadzki – remonty pasa – może nie być jedynym i głównym powodem decyzji.

Przemysł lotniczy daje nadzieję na przyszłość

Lotnisko w Jasionce ma jednak za płotem naturalnego kontrahenta, który może okazać się kluczowy dla przyszłości. Wszystko dzięki zakupom LOT-u w Airbusie i rozwojowi Rzeszowskiej Doliny Lotniczej. Niedawno podpisany przez narodowego przewoźnika kontrakt na zakup 40 Airbusów A220 z opcją na kolejne 44 maszyny otwiera nowe perspektywy.

W fabryce MTU Aero Engines Polska, zlokalizowanej tuż przy rzeszowskim lotnisku, produkowane są kluczowe elementy silników, które trafią do nowych Airbusów LOT-u.

Zamówienie PLL LOT to jest dobra informacja i impuls dla całego przemysłu lotniczego w Polsce. Airbus A220 jest napędzany silnikiem PW 1500G, do którego części produkowane są w naszym zakładzie w Polsce. Specjalizujemy się w produkcji komponentów do turbiny niskiego ciśnienia. Montujemy także kompletny moduł takiej turbiny. Jesteśmy jedynym źródłem dostaw dla tej turbiny, bo tylko jeden rodzaj silnika napędza Airbusa A220. MTU Aero Engines Polska skupia się na produkcji części i rozwoju nowych technologii. Wspieramy też proces eksploatacji już pracujących silników dostarczając do nich części zamienne. Każdy samolot, po określonej liczbie godzin spędzonych w powietrzu, ma zaplanowane przeglądy, a potem także i wymiana komponentów. Tu również jest rola dla MTU – LOT na pewno będzie dostawał komponenty z naszej fabryki. Ważny w tym kontekście jest także nasz „członek rodziny”. Przy lotnisku w Jasionce działa firma EME Aero. To spółka joint venture MTU i Lufthansy Technik. Jest to jeden z najnowocześniejszych zakładów serwisowania silników na świecie. I to do nich będą trafiały silniki z Airbusów, latających w flocie PLL LOT. Obsługa i serwis będą wykonywane przez polskich pracowników – mówi w wywiadzie WNP.pl Jan Florian, prezes zarządu MTU Aero Engines Polska.

To wszystko układa się w jedną całość. Na terenie rzeszowskiego lotniska swoje hangary warsztatowe ma LOTAMS, gdzie narodowy przewoźnik robi regularne przeglądy swojej floty. Nowe Airbusy w dużej mierze trafiać będą do serwisowych hangarów tej spółki. Władze LOTAMS zapewniają, jak donosi WNP.pl, że będą rozwijały swoją obecność na lotnisku w Rzeszowie.

Zarząd stawia również na cargo i e-commerce

Oprócz perspektyw związanych z przemysłem lotniczym, spadające wpływy z działalności wojskowej zmotywowały kierownictwo do poszukiwania jeszcze innych rynków

– Dzięki zbudowanej pozycji wśród światowych operatorów ruchu cargo planujemy rozwijać także segment e-commerce, jesteśmy gotowi również na budowę hubu transportowego dla odbudowy Ukrainy. Nasza lokalizacja, bliskość Doliny Lotniczej, infrastruktura, wyposażenie oraz wyspecjalizowana kadra pozwalają z optymizmem patrzeć także na rozwój ruchu Road Feeder Service, obsługi General Cargo czy frachtów materiałów specjalnego zastosowania – powiedział portalowi WNP.pl Bartosz Górski, wiceprezes lotniska w Jasionce.

Pomysły zarządu mają swoich zwolenników w branży. Eksperci widzą potencjał w obsłudze pełnosamolotowych przesyłek z krajów azjatyckich, które byłyby potem dystrybuowane po Polsce i Unii Europejskiej.

Reklama

DHL widzi potencjał, ale nie dla siebie

Światowy gigant kurierski dostrzega możliwości, ale nie planuje inwestycji w Jasionce.

– Nie wykluczam, że istnieje potencjał do stworzenia w Rzeszowie punktu obsługi pełnosamolotowych przesyłek e-commerce, np. z krajów azjatyckich. Takich czarterów e-commerce, które byłyby potem dystrybuowane po terenie kraju lub innych krajów Unii Europejskiej. To są bardzo elastyczne struktury i takie czartery byłyby możliwe do obsłużenia na podkarpackim lotnisku, ponieważ to lotnisko ma wystarczające zdolności do obsługi ruchu cargo – ocenia w rozmowie z WNP.pl Tomasz Buraś, prezes DHL Express Polska.

Firma nie widzi jednak dla siebie miejsca na lotnisku w Rzeszowie.

– Na ten moment nie planujemy otwarcia jednostki na lotnisku w Rzeszowie. Tamtejsze wolumeny są niewystarczające na codzienne, kilkunastotonowe połączenia importowe i eksportowe uzasadniające wypełnienie samolotu cargo – dodaje prezes DHL-u.

Ukraiński rynek może zostać na dłużej

Szef DHL-u przewiduje, że po wojnie ukraiński rynek szybko wróci do normalności.

– Towar do Ukrainy latał przed wojną z pominięciem Polski. Dzisiaj jest obsługiwany drogowo z Polski ze względu na zamkniętą przestrzeń lotniczą nad Ukrainą. W chwili jej otwarcia, z uwagi na czas tranzytu na Ukrainę, nasza obsługa będzie zmierzała do tego, żeby obsługiwać Ukrainę z lotnisk ukraińskich – informuje przedstawiciel DHL-u.

Innego zdania są przedstawiciele linii cargo. Anonimowy dyrektor jednego z przewoźników uważa, że powrót na Ukrainę przeciągnie się.

Nikt nie będzie chciał ubezpieczyć cywilnego samolotu lecącego na ukraińskie lotnisko, a bez tego nie będziemy mogli tam latać. Wiem, o czym mówię, bo jestem w stałym kontakcie z firmami z tego sektora. A to paradoksalnie dobra informacja dla Rzeszowa. Ja się o to lotnisko nie boję. Rzeszów to obecnie największe ukraińskie lotnisko i długo jeszcze tak pozostanie – mówi w rozmowie z WNP.pl dyrektor jednego z przewoźników.

Lotnisko w Jasionce stoi przed wyzwaniami, ale ma też realne perspektywy rozwoju. Przemysł lotniczy w bezpośrednim sąsiedztwie, kontrakty z LOT-em i potencjał cargo mogą okazać się wystarczające do przetrwania trudnego okresu po wyprowadzce wojska.

(lp)

Czytaj więcej:

Podkarpackie przejścia. Wyraźny wzrost młodych po zmianie ukraińskich przepisów

Czytasz Rzeszów News? Twoje wsparcie pozwoli nam działać sprawniej.

 

Reklama