Zdjęcie: Karol / Czytelnik Rzeszów News

Radą Etyki Mediów i prawnikiem postraszyła nas Katarzyna Mokrzycka, właścicielka rzeszowskiej klubokawiarni Bue Bue, po publikacji na temat potraktowania klientów lokalu. 

Nasza sobotnia publikacja wywołała falę komentarzy. Przypomnijmy, grupa znajomych spędzała wieczór w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia (26 grudnia) w Bue Bue na rzeszowskim Rynku. Klientom wystawiono zawyżony rachunek na 177 zł, który nie wiadomo w oparciu o jaki cennik powstał. Na stoliku był jeden, przy płaceniu okazało się, że jest jeszcze inny, tylko się „drukuje”. 

Po publikacji tekstu, Katarzyna Mokrzycka, właścicielka Bue Bue, wysłała do nas kilka wiadomości, w których zażądała usunięcia materiału i przeprosin, twierdząc, że jest on „jawnym oszczerstwem”. Mokrzycka zagroziła nam, że jeżeli nie spełnimy jej żądań, to powiadomi Radę Etyki Mediów oraz naśle na nas prawnika. Ze spokojem czekamy. 

Właścicielka Bue Bue nie przedstawiła żadnych dowodów na to, że nasz tekst był nieprawdziwy, a gdy próbowaliśmy poznać konkrety, to dowiedzieliśmy się, że publikacja była „manipulacją”. Katarzyna Mokrzycka wdała się za to w dyskusję z internautami, przy okazji nazywając nas „szmatławcem”. 

„Zostaliśmy zlekceważeni”

Do trwającej dyskusji postanowili się włączyć poszkodowani klienci (ich nazwiska pozostają do wiadomości redakcji). Poniżej publikujemy ich stanowisko. 

W nawiązaniu do komentarzy artykułu „Klubokawiarnia Bue Bue naciąga klientów? Dwa cenniki, trzeba płacić wyższe rachunki” i sytuacji z 26 grudnia 2018 roku, jako uczestnicy całej sytuacji, informujemy:

1. W lokalu zamówiliśmy całą butelkę wódki w wersji 0,5 l, zgodnie z kartą. Po jakimś czasie kelnerka przyniosła 0,7 l, mówiąc, że 0,5 l nie było, stawiając jednocześnie nam na stole 0,7 l. Powiedzieliśmy: „OK, niech będzie”. Nie było informacji, w jaki sposób większa butelka zostanie policzona. Stwierdziliśmy, że skoro 0,5 l kosztuje 90 zł z „przepojką”, to pewnie większa będzie nieco droższa. Skoro kieliszki są po 8 zł za 50 ml, to wyjdzie jakieś 112 zł, chociaż zwykle cała butelka jest tańsza niż na kieliszki. Gdyby było policzone na kieliszki, też nic byśmy nie powiedzieli, skoro w karcie nie ma 0,7 l.

2. Zapytaliśmy o „przepojkę”. Skoro przy 0,5 l jest ona gratis, to czy też dostaniemy ją przy czymś większym i droższym. Kelnerka odpowiedziała: „OK, nie ma problemu”. Wybraliśmy smak soku. To nie my wymyśliliśmy 0,7 l. To kelnerka nas postawiła przed takim faktem, stawiając ją na stole, mówiąc, że 0,5 l nie ma.

3. Płacenie rachunku. Zagadaliśmy się. Jeden kolega zapłacił całość kartą, po czym zorientowaliśmy się, w jaki sposób zostało wszystko policzone. Byliśmy w nieco gorszej sytuacji na starcie, skoro już było po płatności. Na pytanie, skąd 140 zł na rachunku (policzone 17,5 x 8 zł – dlaczego na kieliszki, a nie cała butelka na paragonie – informacji brak), dowiedzieliśmy się, że w nowej karcie będą kieliszki po 40 ml.

Na pytanie, gdzie jest nowa karta, usłyszeliśmy, że jest „w druku”. Gdy poprosiliśmy o rozmowę z menedżerem lokalu, dowiedzieliśmy się, że go nie ma. Osoba, od której to usłyszeliśmy, poszła sobie. To powód przez który nie chcieliśmy rozmawiać już więcej z pracownikami lokalu, z czego właścicielka teraz robi ogromny żal. Zostaliśmy zlekceważeni przez pracownika, który urwał dyskusję, a i rozliczenia zmienić nie chciał.

Na marginesie, skoro pracownicy kontaktowali się wcześniej z właścicielką ws. ceny wspomnianej butelki, dlaczego nam oświadczono, że menedżera (tudzież właściciela) nie ma, a raczej nie ma z nim możliwości kontaktu?

Podsumowując: cała sytuacja nie rozchodzi się o same pieniądze, a o sposób w jaki zostaliśmy potraktowani. Zamówiliśmy 0,5 l butelki, nie było jej, więc otrzymaliśmy 0,7 l, bez informacji o rozliczeniu, a następnie rozliczono ją PO KIELISZKACH 40 ML, których nie ma w MENU, a które będą w MENU, bo podobno dopiero się drukuje. Nie otrzymaliśmy żadnej informacji, że możemy porozmawiać z właścicielką klubokawiarni.

Kelnerka nie poinformowała nas na etapie zamawiania, w jaki sposób nas rozliczy i że zrobi to dużo drożej niż według cennika. Na temat rekompensaty nie rozmawialiśmy, bo nie było z kim. Poza tym, na co dzień nie mieszkamy w Rzeszowie (Warszawa i Kraków). Nie zależy nam na rekompensacie w postaci butelki alkoholu. Zależy nam, by w fajnym lokalu klientów traktowano fair, a nie rozliczano, jak „z kapelusza”. Aby nie psuć sobie reszty wieczoru, zrobiliśmy zdjęcie menu, zabraliśmy paragon i oświadczyliśmy, że sprawy nie odpuścimy.

Poszkodowani klienci

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama