Zdjęcie: Komenda Powiatowa Policji w Jarosławiu

Tożsamość trzech z pięciu ofiar śmiertelnego wypadku w podjarosławskim Lutkowie została ustalona. Na miejscu zdarzenia znaleziono m.in. kamerę.

Beata Starzecka, wiceszefowa Prokuratury Okręgowej w Przemyślu, poinformowała nas w sobotę po południu, że oględziny miejsca wypadku zostały zakończone. Przeprowadzono je z udziałem policjantów oraz biegłego z zakresu ruchu drogowego. Przeprowadzono też wstępne oględziny autokaru, którym podróżowali obywatele Ukrainy. 

– Zabezpieczono m.in. ślady krwi, tachograf oraz kamerę, która wypadła z autokaru. Liczymy na to, że uda się odtworzyć nagranie. Nie wiemy na razie, czy kamera rejestrowała to, co się działo na zewnątrz pojazdu, czy w środku. Być może dowiemy się, jak wyglądały ostatnie sekundy przed wypadkiem – mówi nam prokurator Beata Starzecka. 

Przeprowadzono także oględziny zwłok pięciu osób, które zginęły w wypadku: trzy kobiety i dwóch mężczyzn. – Zidentyfikowaliśmy na razie ciała trzech osób: obu mężczyzn i jednej kobiety. Znaleziono przy nich dokumenty – twierdzi Starzecka. 

Autokarem, jadącym z Poznania do ukraińskiego Chersonia, podróżowało 57 obywateli Ukrainy, w tym dwóch kierowców. Z piątku na sobotę tuż przed północą, w Lutkowie niedaleko Radymna na autostradzie A4, przed zjazdem na MOP Kaszyce, autokar z nieznanych przyczyn uderzył w bariery, przebił je i wpadł do rowu

Wypadku nie przeżyło pięć osób. Jak w sobotę informowała wojewoda podkarpacki Ewa Leniart, pomocy szpitalnej potrzebowało 39 osób. Do południa w kilku szpitalach przebywało 29 osób, z czego 14 w stanie ciężkim. Na najważniejsze pytanie, jak doszło do tragedii, nie ma w tej chwili jednej odpowiedzi. 

– Przyjmujemy różne hipotezy: kierowca nie dostosował prędkości do warunków na drodze i w ostatniej chwili zobaczył zjazd na MOP Kaszyce, zasnął lub też jechał tak nieostrożnie, że zahaczył o bariery. Z tachografu wynika, że tuż przed wypadkiem jechał 98 km/h, ostatnie trzy sekundy to spadek prędkości z 82 do 45 km/h – mówi Beata Starzecka. 

– Prędkość była dopuszczalna, ale mogła być stanowcza za duża, jeżeli kierowca przegapił zjazd na MOP, a mimo tego postanowił skręcać – słyszymy w prokuraturze, która też nie wyklucza, że przyczyną wypadku mogła być awaria autokaru, który został wyprodukowany w 2012 roku. Pojazd będzie poddany jeszcze szczegółowym oględzinom. 

W sobotę po południu prokuratura przesłuchała jednego z dwóch kierowców autokaru, ale tego zastępczego. Przesłuchano go w charakterze świadka, śledczy nie zdradzają treści jego wyjaśnień. Kierowca, który prowadził autokar, nadal jest w szpitalu. Prawdopodobnie w niedzielę zapadnie decyzja, czy zostaną mu przedstawione zarzuty. 

(ram)

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama