Około 600 osób wzięło udział w poniedziałkowym proteście w Rzeszowie przeciwko rządowemu pomysłowi likwidacji gimnazjów. – Nie chcemy takiej „dobrej zmiany” – mówili uczestnicy manifestacji.

Do Rzeszowa po południu przyjechali pracownicy oświaty z całego województwa, m.in. z Krosna, Jasła, Dębicy, Przemyśla i Krosna. Manifestacja odbyła się przed siedzibą Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego, w którym urzęduje Ewa Leniart z PiS.

Politycy? Nie zapraszaliśmy

Uczestnicy pikiety mieli ze sobą transparenty z napisami: „Quo Vadis, oświato?”, „Gimnazjum ma sens”, „Jaki motyw wybierasz: chaos, szaleństwo, władza, czy bunt?”, „Nie dla likwidacji gimnazjów”, „Minister edukacji jest niedorzeczny. Siadaj! Pała! Niedostateczny!”, „Razem przeciw złej reformie”, „Chcemy edukacji, nie kompromitacji”.

Protest w 16 w miastach wojewódzkich zorganizował Związek Nauczyciela Polskiego, który sprzeciwia się reformie edukacji, jaką chce wprowadzić rząd PiS i stojąca na czele Ministerstwa Edukacji Narodowej Anna Zalewska. Reforma zakłada likwidację gimnazjów i przywrócenie 8-letniego systemu kształcenia w szkołach podstawowych.

ZNP na taką „dobrą zmianę” w edukacji się nie zgadza. Związek twierdzi, że reforma oznacza masowe zwolnienia nauczycieli i pracowników w polskich szkołach.

Na rzeszowską manifestację przyszli także politycy obecnej opozycji, m.in. posłowie Platformy Obywatelskiej, politycy PSL i lewicowej partii Razem. – Nie zapraszaliśmy partii politycznych, ale one wspierają nasze działania. Każdy miał prawo przyjść – mówił Stanisław Kłak, szef podkarpackiego oddziału ZNP.

Szkoła nie potrzebuje rewolucji

Protestujący domagali się wycofania planu likwidacji gimnazjów i podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli o co najmniej 10 proc.

Podczas manifestacji zostały odczytane pisma, które przygotowała centrala ZNP. Jedno z nich dotyczyło przeprosin Związku ze strony Anny Zalewskiej za słowa, że ZNP protesty organizuje wspólnie z Komitetem Obrony Demokracji.

– Ta pikieta nie jest inicjowana przez KOD – przekonywał Stanisław Kłak. Według ZNP twierdzenia szefowej MEN, że za manifestacją stoi KOD, to „przejaw strachu” przed protestami pracowników oświaty. – Oczekujemy przeprosin – mówił Jerzy Kielar, wiceszef podkarpackiego ZNP.

Manifestujący odczytali również petycję do premier Beaty Szydło, w której zażądali wstrzymania „szkodliwej reformy edukacji”, bo zdaniem ZNP proponowane przez PiS zmiany w oświacie to „powrót do systemu zupełnie nieodpowiadającemu współczesnemu rozwojowi cywilizacyjnemu”.

ZNP uważa, że reforma szkolnictwa „stworzy więcej zagrożeń niż szans”, doprowadzi do zwolnień w oświacie, a także „zniszczy autorytet nauczyciela”. – Likwidacja gimnazjów to krok wstecz, to destrukcja systemu oświaty. Polskiej oświaty nie stać, żeby uczyła się na błędach i zaczynała od zera – mówili uczestnicy protestu.

Policja szacuje, że w rzeszowskim proteście brało udział około 600 osób.

Na reformie edukacji zaproponowanej przez MEN i PiS suchej nitki nie zostawił Mariusz Fudała, członek zarządu ZNP z Przemyśla.

– Stanowczo mówimy „nie” dla reformy w szkole. Chcemy dobrej reformy, a nie reformy. Nie chcemy, by rząd wywracał do góry nogami polską edukację i na prędce realizował swoją obietnicę wyborczą. Polska szkoła nie potrzebuje rewolucji i chaosu, a spokoju, dofinansowania i reformy programu – mówił Fudała.

Zalewska była na wagarach?

Przypominał, że gimnazja w Polsce powołano za czasów rządu AWS. – W imię czego fundujmy polskim dzieciom, uczniom, rodzicom, nauczycielom kolejną „dobrą zmianę”? Z kim pani minister konsultowała wprowadzenie proponowanych zmian? – pytał Mariusz Fudała.

Zarzucał Annie Zalewskiej, że MEN może być pod taką samą presją, jak w przypadku wycofania obowiązku szkolnego dla 6-latków, do czego doprowadziła roszczeniowa Fundacja Elbanowskich. Członkowie ZNP wyśmiali ekspertów, z którymi Zalewska konsultowała planowane zmiany w nowej podstawie programowej.

– No cóż… Jeżeli nowa podstawa będzie taka, jak niektórzy eksperci, to już zacznijmy się bać. Czy uczniowie nadal będą się uczyć matematyki, czy pielgrzymować i wypowiadać się w mediach katolickich? Takiej „dobrej zmiany” nie chcemy. Chcemy, by polskie dzieci uczyły się rzetelnie przekazywanej historii, by wiedziały, jaka jest różnica między słowem „poległ”, a zginąć” – mówił Mariusz Fudała.

To było nawiązanie do wypowiedzi Anny Zalewskiej kilka miesięcy temu w programie „Kropka nad i” Moniki Olejnik w TVN24. Szefowa MEN nie potrafiła wskazać różnic pomiędzy słowami „zginąć”, a „poległ” podczas dyskusji o katastrofie smoleńskiej.

– Pani minister tego nie wie, a przecież wychowała się w systemie, który chce przywrócić, który rzekomo był lepszy od obecnego. Czyżby [Anna Zalewska – red.] wagarowała? A tak swoją drogą, to po prostu wstyd – mówił Fudała.

Związkowcy nie wierzą w zapewnienia MEN, że likwidacja gimnazjów nie doprowadzi do zwolnień nauczycieli. – Nie da się zjeść jabłka i mieć jabłko. Dlaczego nie ma pani odwagi powiedzieć prawdy nauczycielom? Zasługujemy na szacunek – mówili protestujący. – Miało być tak świetnie, miałoby tak dobrze – dodawali.

Nie tego oczekiwali od PiS

Uczestnicy manifestacji alarmowali, że w polskich szkołach wśród pracowników panuje lęk, frustracja, w pracy jest fatalna atmosfera.

– Jesteśmy przeciwko wprowadzaniu czegoś bez nas, a „czegoś” dotyczy nas, dzieci, rodziców. Nie tak powinno się reformować edukację, nie takich zmian oczekiwaliśmy od nowej władzy i nie w takim tempie – mówiła Eliza Walicha, szefowa stalowowolskiego oddziału ZNP.

Na Podkarpaciu funkcjonuje samodzielnie aż 147 gimnazjów. – Tam będą zwolnienia, tam będą redukcje, przede wszystkim zwalniani będą pracownicy administracji – mówili szefowie podkarpackiego ZNP.

Ile osób może stracić? Nikt tego jeszcze nie wie. W samym Rzeszowie, gdzie jest 15 gimnazjów, z czego 9 funkcjonuje samodzielnie, o pracę martwi się ponad 500 nauczycieli w rzeszowskich gimnazjach. To, że zwolnienia będą jest nieuniknione. Szkoły podstawowe nie wyrównują dziury, jaka powstanie po likwidacji gimnazjów.

O pracę bardzo martwią się również pracownicy oświatowej administracji. To w nich może najbardziej uderzyć reforma w wydaniu PiS.

– W oświacie nie robi się rewolucji, bo koszty są ogromne, a korzyści mierne i wątpliwe. Likwidacja gimnazjów to mało odpowiedzialny krok. Nie rozwiąże istniejących problemów, a stanie się źródłem kolejnych. Kto i dlaczego eksperymentuje z naszą polską oświatą, która ma jedne z najlepszych notować nie tylko w Europie. Ratujmy siebie, ratujmy oświatę i przyszłe nasze pokolenia – mówili uczestnicy manifestacji.

„Solidarność”: „tak” dla „dobrej zmiany”

Ale środowisko oświatowych związków zawodowych jest podzielone w ocenie planowanej reformy szkolnictwa. „Dobrą zmianę” popiera rzeszowska oświatowa „Solidarność”, ale nie ma się co dziwić. „Solidarność” wspierała PiS podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej.

– Jesteśmy  za dobrą zmianą w edukacji i czekamy na nią. To ostatni moment, aby coś dobrego do oświaty wprowadzić. Jeśli do tej pory byliśmy niezadowoleni z gimnazjum, to zawróćmy ze złej drogi i poprowadźmy te oświatę do przodu, do lepszej jakości – uważa Bogusława Buda, szefowa oświatowej „S” w Rzeszowie.

„Solidarność” także obawia się zwolnień w szkołach, ale zdaniem związku da się uniknąć najgorszego scenariusza, jeżeli rząd zagwarantuje pracownikom tzw. pakiet osłonowy”. – Chcemy opracować plan działań, który po reformie dbałby o interesy nauczycieli i pozostałych pracowników oświaty – wyjaśnia Buda.

„S” chce rekompensat finansowych dla wszystkich pracowników, którzy dobrowolnie odchodziliby z zawodu, albo przeszli na emeryturę. Rekompensata miałaby wynosić 6-krotność poborów. „S” uważa, że w klasach powinno być mniej dzieci – do 25 w oddziałach nauczania początkowego, klasy 4-8 – do 28, a licea, technika i szkoły zawodowe – do 30.

„S”: drogę na ulicę mamy otwartą

„Solidarność” proponuje także wprowadzenie przy kuratoriach oświaty bazy danych bezrobotnych nauczycieli. Dyrektorzy szkół, poszukujący nauczycieli, mieliby obowiązek zatrudnić tego, który jest w tej bazie.

– Te zmiany pozwolą na zmniejszenie liczby zwolnień, które i tak będą ze względu na występujący niż demograficzny. Do 2020 roku w szkołach będzie o 2 mln mniej uczniów – twierdzi Elżbieta Szafran z oświatowej „S”.

Ale „Solidarność” też twierdzi, że nie będzie się biernie przyglądała planowanej reformie. Jeżeli ich postulaty nie zostaną spełnione, to nie wykluczone, że „S” także włączy się do protestów.

– Też mamy otwartą drogę do wyjścia na ulice, ale nie chcemy w pierwszym rzędzie stawiać na akcję „nie, bo nie”. Na manifestację jest zawsze czas – uważa Bogusława Buda.

JOANNA GOŚCIŃSKA

redakcja@rzeszow-news.pl

Reklama