Zdjęcie: arch. pryw. czytelnika

Czteromiesięczny szczeniak zmarł w schronisku przez to, że policja przez trzy tygodnie ociągała się z wydaniem dokumentów pozwalających na zabranie go do domu. – Tej sprawy tak nie zostawię – mówi zrozpaczony właściciel. – I bardzo dobrze – popiera go kierowniczka Schroniska Kundelek.

Czteromiesięczny szczeniak w typie doga argentyńskiego do rzeszowskiego Schroniska Kundelek trafił 31 sierpnia. Został odebrany właścicielowi po interwencji jednej z mieszkanek Rzeszowa, która uznała, że ten się nim niewłaściwie opiekuje. Spędził w tam trzy tygodnie, zanim policja wydała dokument pozwalający na zabranie go ze schronu. Dostał krwotocznego zapalenia jelit i nie przeżył.

Czekał w galerii handlowej

Pan Damian (nazwisko do wiadomości redakcji) mieszka w jednej z podrzeszowskich miejscowości. Do Rzeszowa przyjechał na zakupy. Wziął ze sobą Szajbę – czteromiesięcznego szczeniaka w typie doga argentyńskiego, bo nie miał go z kim zostawić.

Po zakupach razem z psem czekał w jednej z rzeszowskich galerii handlowych na autobus powrotny. Chciał przeczekać w klimatyzacji, bo na zewnątrz był okropny upał. Zapewnia, że piesek był najedzony i napojony, może trochę zmęczony chodzeniem po mieście.

– Usiadłem w galerii, puściłem go wolno, bo był znudzony siedzeniem na smyczy. Ale to szczeniak, nikomu nie zrobiłby krzywdy – zapewnia.

Zdjęcie: arch. pryw. czytelnika

Ludzie patrzyli krzywo

Niektórzy klienci galerii handlowej patrzyli się jednak na niego krzywo i zaczęli zwracać uwagę, że pies powinien być zapięty na smyczy i w kagańcu.

– Niestety mam niewyparzoną gębę i kiedy jedna z kobiet zwróciła mi uwagę, że pies powinien być na smyczy odpyskowałem jej brzydko. Ona zadzwoniła po policję, a cały tłum ludzi jej wtórował, że się znęcam nad psem, co nie było prawdą – mówi.

Przyjechała policja. Pan Damian w policyjnym radiowozie spędził kilka godzin. Funkcjonariusze na miejscu sprawdzili monitoring i stwierdzili, że nie doszło do znęcania się nad zwierzęciem. Psa mu jednak zabrali – do weterynarza, po to by sprawdzić stan zwierzęcia.

Pies trafił do schroniska

Szajba trafił do Schroniska Kundelek. Właściciel nie dostał jednak ani dokumentów potwierdzających odebranie psa, ani tych, które by potwierdziły jego przesłuchanie w radiowozie.

– Pojechałem do schroniska na następny dzień. Chciałem odebrać psa, bo żadnych zarzutów mi nie postawiono. Niestety usłyszałem, że nie mogę tego zrobić. Spytałem czy mogę go odwiedzać, dowozić mu jedzenie i wyprowadzać na spacery, tego też mi odmówiono ze względów prawnych – mówi.

Dokumenty utknęły na komisariacie

Szajbą chciała zaopiekować się pani Anna, sąsiadka pana Damiana, która posiada psy tej samej rasy. Napisała pismo do prokuratora o wydanie jej psa ze schroniska.

– Byłam w ciągłym kontakcie z kierowniczką schroniska, która dzwoniła do prokuratury i prosiła o szybkie wystawienie dokumentów bym mogła odebrać psa – mówi pani Anna.

Prokurator przychylił się do wniosku i wydał postanowienie o tym, by zabrała Szajbę ze schroniska. Niestety dokumenty utknęły na Komisariacie Rzeszów Śródmieście w Rzeszowie.

Pani Anna dzwoniła tam codziennie. Znalazła nawet znajomego policjanta, którego poprosiła o to, by się za nią wstawił u funkcjonariuszki zajmującej się sprawą. Do policjantki dzwoniła też kierowniczka schroniska Halina Derwisz z prośbą o jak najszybsze załatwienie sprawy.

Zajmie się jak będzie chciała

– Policjantka powiedziała, że nikt na nią nie będzie naciskał, a ona zajmie się dokumentami jak będzie miała na to ochotę. Dzwoniłam, prosiłam – bezskutecznie. Pies miał zaplanowane szczepienie na parwowirozę, ale pani policjantka powiedziała, że nic się nie stanie jak zaszczepimy go za tydzień – opowiada pani Anna.

Tak minęły ponad dwa tygodnie. – Damian został z góry potraktowany jako zbrodniarz, pomimo nieustalenia czy doszło do jakiejkolwiek przemocy. Nie miał prawa kontaktu z psem, ani uzyskania żadnych informacji o tym, w jakim stanie jest jego szczeniak – wyjaśnia pani Anna.

Policjantka zbagatelizowała sprawę

Halina Derwisz, kierowniczka rzeszowskiego Schroniska Kundelek potwierdza, że piesek do schroniska trafił na polecenie policji. Potwierdza też, że wyraziła zgodę na odebranie psa przez panią Annę i wielokrotnie interweniowała w tej sprawie. Pierwszy raz już 2 września.

– Niestety pani policjantka zbagatelizowała sprawę i nie wiem z jakiego powodu przedłużała ją bardzo sztucznie. Mówiłam jej, że traktuje zwierzęta jak rzeczy, jak przedmioty – podkreśla. Jak dodaje – do tej pory nie dostała też żadnego dokumentu potwierdzającego zatrzymanie psa w sprawie przez funkcjonariuszy.

Schronisko chciało by szczeniak jak najszybciej trafił pod odpowiednią opiekę. – Nie widziałam żadnych przeszkód by pani Annie nie wydać tego szczeniaka, ze względu na jej doświadczenie z tymi psami – wyjaśnia Halina Derwisz. – Jestem wściekła na siebie, że dwa dni po przejęciu pieska nie zdecydowałam się – łamiąc prawo, oddać jej go pod opiekę.

Popatrzył w oczy i osunął się na ścianę

Prokuratura zareagowała szybko. Dokument umożliwiający zabranie szczeniaka był gotowy 10 września. Przekazanie musiało się odbyć niestety przy asyście lub po zezwoleniu policji. Pani Anna informację z komisariatu, że może odebrać psa dostała dopiero 17 września. Jak mówi, kiedy go zobaczyła, był obrazem rozpaczy, rezygnacji i załamania.

– Podszedł do mnie położył mi głowę na kolanach, popatrzył głęboko w oczy i osunął się pod ścianę budynku. W tym momencie serce pękło mi na milion kawałków. Ten pies przyszedł się ze mną pożegnać – mówi kobieta.

Po rozmowie z pracownikami schroniska, okazało się, że pies nie jadł nic od kilku dni. Weterynarz potwierdził krwotoczne zapalenie jelit. Rozpoczęte za późno leczenie zakończyło się niepowodzeniem. Szajba zmarł sam w przytulisku dla bezdomnych psów, chociaż w domu czekała na niego kochająca rodzina.

Zdjęcie: arch. pryw. czytelnika

Rasa delikatna i wymagająca

Jak wyjaśnia Halina Derwisz, pies w typie rasy doga argentyńskiego jest bardzo delikatny, wymagający i narażony na alergie. – Został zabrany z warunków domowych, do tego nałożył się stres. Kojec z budą nie był dla niego odpowiednim miejscem – mówi.

Szajba przez jeden dzień przebywał w sekretariacie, gdzie są trzymane starsze, wymagające opieki psy. Niestety duży szczeniak od razu zaczął pokazywać „kto tu rządzi”. – Dlatego musiał zostać przeniesiony do kojca – wyjaśnia.

Szczeniak w schronisku dostał krwotocznego zapalenia jelit, które jest jednym z objawów parwowirozy, na którą nie zdążył być zaszczepiony. Ale takie zapalenie może być też objawem innych chorób, niekoniecznie śmiertelnych i zakaźnych. Dlatego będzie zrobiona sekcja zwłok, która wyjaśni przyczynę jego śmierci.

Za długo zwlekali

Kierowniczka powtarza, że to policjantka zwlekała i bagatelizowała sprawę. – My od początku jej tłumaczyliśmy jakie jest ryzyko, że taki pies wymaga indywidualnego podejścia. Dziecko też się wypisuje się ze szpitala, bo w domu szybciej dochodzi do zdrowia – mówi.

Dodaje, że to co się stało to wina policji. Próbowała w tej sprawie rozmawiać też z szefem komisariatu. – Szkoda było mojego czasu – komentuje.

Sprawa jest rozwojowa

Schronisko po śmierci Szajby skierowało dwa pisma do rzeszowskiej prokuratury. Pierwsze o wyłączenie ze sprawy komisariatu Rzeszów Śródmieście i przekazania sprawy dalej. – A drugie dotyczy tego, że jeżeli w sprawie zostaną stwierdzone naruszenie przepisów ustawy o ochronie zwierząt, to my jako organizacja będziemy działać tu jako pokrzywdzeni – wyjaśnia.

– To system, kto wygra z systemem? – komentuje smutno Halina Derwisz.

Wysłaliśmy pytania do rzeczniczki rzeszowskiej policji. Czekamy na odpowiedź. Do tematu będziemy wracać.

(paba)

Czytaj więcej:

Policyjne psy służbowe z Podkarpacia szkoliły się z podejmowania tropu [FILM]

Reklama