Zdjęcie: Dawid Czyż / WSIiZ w Rzeszowie

Właśnie skończyli pierwszy rok studiów i miesięczne praktyki. Przed nimi jeszcze dwa lata nauki. Nie planują zostać w Rzeszowie, ani w Polsce. Z dyplomem chcą wyjechać do innego europejskiego kraju.

 – Zaraz po przyjeździe, najbardziej zaskoczyło mnie, że tak mało ludzi mówi po angielsku. Dlatego na początku czułam się bardzo samotnie – opowiada Mary Joshua, która jako jedna z pierwszych przyjechała studiować pielęgniarstwo w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie.  

Jest jedną z 48 osób (32 kobiety i 16 mężczyzn), które studiują ten kierunek w języku angielskim. To młodzi ludzie głównie z Afryki, najwięcej z Zimbabwe, ale też Nigerii, Kenii, Południowej Afryki, jest też dziewczyna z Indii.

Z Nigerii do Rzeszowa 

Wróćmy do Mary. Ma 26 lat. Wyjechała z Nigerii, gdzie studiowała kierunek medyczny i miała już praktyki w szpitalu. Przyjechała do Polski, ponieważ chciała się nauczyć czegoś więcej, ale też poznać świat poza granicami kraju, w którym spędziła całe swoje życie. -Czułam, że powinnam zobaczyć jak jest w innych państwach – mówi Mary.  

Może sobie pozwolić na studia w Polsce, bo są tańsze niż w innych krajach. Np. w Wielkiej Brytanii rok kosztuje 18 tys. funtów, tutaj 4,5 tys. euro. Rzeszowską uczelnię polecił jej kolega. 

Zdjęcie: Dawid Czyż / WSIiZ w Rzeszowie

Whitney Mashorokoto pochodzi z Zimbabwe. Chciała tam zostać i studiować, ale to nie takie proste. – Żeby dostać się na dobre studia, trzeba mieć najwyższe oceny. A jak się już dostaniesz i skończysz, to dyplom takiej uczelni i tak nie ma takiej mocy jak w Polsce czy innych krajach europejskich. Tutaj mogę się też więcej nauczyć i później łatwiej jest znaleźć pracę.   

Tendai Mashipe ma 31 lat. Też przyjechał z Zimbabwe. Tam miał być pracownikiem socjalnym, ale zmienił zdanie i teraz studiuje pielęgniarstwo. Poszedł w ślady ojca i dwóch sióstr. 

Jego rodzice od 20 lat mieszkają w Wielkiej Brytanii, siostry w tym samym czasie  wyjechały na studia do Australii i ostatecznie tam zostały. Tendai mieszkał z ciocią i wujkiem. Teraz ma bliżej do rodziców, to zresztą oni znaleźli mu uczelnię w Rzeszowie. A ponieważ lubi małe miasta, Rzeszów był idealny. 

– Ludzie często są zaskoczeni, że studiuję pielęgniarstwo. Mówią, że to zawód dla kobiet, ja tak nie uważam. Mój ojciec też studiował pielęgniarstwo. Zresztą, mężczyźni również są potrzebni w tym zawodzie, jest im nawet łatwiej, gdy trzeba kogoś podnieść z łóżka – opowiada Tendai. 

Zdjęcie: Kamil Czyż / WSIiZ w Rzeszowie

On, Mary i ich grupa miała już praktyki na oddziale wewnętrznym szpitala MSWiA w Rzeszowie oraz w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Niechobrzu. – Najpierw zajmowałam się przygotowaniem łóżek, zmianą pościeli, myciem i pielęgnacją chorych, podawaniem leków, potem także  robieniem testów cukrzycowych i pobieraniem krwi do badań – wylicza Mary. 

Studenci przez rok przygotowywali się do pierwszego kontaktu z pacjentem. Jednak czym innym jest próba zasymulowania czynności na fantomie, który nie oddycha, nie pachnie i nie otwiera oczu, a czym innym kontakt z człowiekiem. Pierwszy dzień w ośrodku w Niechobrzu był szczególny. 

 – Studenci zastali sytuację, kiedy jedna z pacjentek „odchodziła” – opowiada Katarzyna Oliwa, nauczyciel akademicki, ale też pielęgniarka, pracuje w hospicjum domowym. – Oni w wyjątkowy sposób, z ogromną czułością i wrażliwością tej osobie towarzyszyli. Dopytywali, jak jeszcze mogą pomóc i ulżyć.

Nie wróci do Zimbabwe

Na co dzień spotykają się z sympatią, ale na początku zawsze towarzyszy temu dystans. Pacjenci są ciekawi skąd przyjechali i jak się znaleźli w Polsce. – Raczej są to podstawowe pytania, ponieważ z powodu bariery językowej nie udaje nam się z nikim dłużej porozmawiać – mówi Mary.

– Choć jest już lepiej, bo mamy zajęcia z języka polskiego i trochę więcej potrafię już powiedzieć – dodaje Tendai. Nie trzeba go zbyt długo namawiać, żeby powiedział coś po polsku. Perfekcyjnie się przedstawia i mówi, że kocha wino.

Raczej nie zostaną w Polsce. Głównym powodem jest brak znajomości języka polskiego, nie mogliby się swobodnie porozumieć z pacjentami. Po zakończonych studiach będą chcieli wyjechać do innego europejskiego, ale anglojęzycznego kraju. – Pojadę do Wielkiej Brytanii, gdzie mieszkają moi rodzice, albo Australii, do sióstr – deklaruje Tendai.

A Zimbabwe? – dopytuję Tendaia. – Nie chcę wracać. W Zimbabwe często się zdarza, że pacjenci umierają z powodów niemedycznych. Brakuje sprzętu do leczenia ludzi. Warunki pracy też są złe. To tak jakby dziennikarz pracował w jednym pokoju z 10 innymi dziennikarzami i wszyscy muszą korzystać z jednego laptopa. 

Zdjęcie: Kamil Czyż / WSIiZ w Rzeszowie

agnieszka.lipska@rzeszow-news.pl

Reklama