Zdjęcie: Joanna Gościńska / Rzeszów News
Reklama

Mają dość niechcianej zabudowy i protekcjonalnego traktowania przez miasto. Podpisali pakt „Razem dla Rzeszowa”, chcą dialogu, lepszego i sprawniejszego przekazu informacji, uwzględnienia w inwestycjach także ich interesu.  

Tadeusz Ferenc jest już od prawie 20 lat prezydentem Rzeszowa. To mnie nie dziwi. Dwa lata temu, w dniu wyborów samorządowych, gdy pytałam mieszkańców stolicy Podkarpacia, na kogo będą głosować, najczęściej padało nazwisko „Ferenc”. Dlaczego? Bo przez prawie dwie dekady swoich rządów mocno rozwinął miasto.

Z małego, prowincjonalnego Rzeszowa zrobił potężne nowoczesne miasto wojewódzkie. Te zmiany dostrzegają zarówno młodzi, jak i starsi. Jednym i drugim się to podoba, bo Rzeszów stał się miastem ładnym, czystym, atrakcyjnym do życia. 

To, że Ferenc cieszy się wśród mieszkańców niesłabnącą popularnością, zawdzięcza przede wszystkim temu, że przez lata słuchał ludzi, a jego działania były nastawione na rozwiązywania ich problemów.

Na Nowym Mieście, gdy szefował spółdzielni mieszkaniowej, nosili go na rękach, bo zawsze załatwiał sprawy mieszkańców szybko i skutecznie. Jego mocną stroną było wyczuwanie nastrojów społecznych i umiejętne prowadzenie dialogu z ludźmi.

Tadeusz Ferenc już się nie dogaduje 

Po wielu latach to się zmieniło. Tadeusz Ferenc utracił swój dryg i umiejętność rozmowy ze zwykłymi ludźmi, chociaż jako prezydent, nigdy nie zamykał i nie zamyka się w murach ratusza. Niby z mieszkańcami się spotyka, ale ich problemów słuchał wybiórczo, często zasłaniając się słowami: „Miasto musi się rozwijać”.

Pewnie 100 procent mieszkańców Rzeszowa zresztą zgadza się z tym stwierdzeniem, ale z uporem maniaka dodają: „Rozwój tak, ale z głową”. Budowanie byle jak, byle co i byle gdzie nie wchodzi w grę, bo jak twierdzą mieszkańcy, to żaden rozwój, gdy jeden zarabia, a drugi na tym cierpi.

Dlatego coraz więcej i częściej mieszkańcy protestują przeciw chaosowi urbanistycznemu w różnych częściach miasta, w tym w mateczniku Ferenca, czyli na Nowym Mieście. Co prawda, „puszkę Pandory” otworzyli dwa lata temu radni PiS, ale nie da się ukryć – problem był.

Chodzi o budowę ruchliwej drogi od al. Kopisto do ul. Kozienia i budowę wieżowców w sercu osiedla oraz kolejnych obok dawnego sklepu „Jedynka” przy ul. Podwisłocze.

– Nowe Miasto prezydent polubił, dlatego zgadza się na to, żeby u nas powstawały nowe wieżowce. Nad Wisłokiem też chce budować, chociaż jak pierwszy raz ubiegał się o urząd prezydenta, obiecywał, że oba brzegi rzeki będą terenami rekreacyjnymi – przypomina Leszek Sztokman, przewodniczący Rady Osiedla Nowe Miasto. 

Budują na terenach, które miały być zielone 

Z niechcianą zabudową walczą także mieszkańcy rejonu ul. Grabskiego. Tam, tuż przy ścieżce rowerowej nad Wisłokiem, nomen omen będącą fragmentem szlaku rowerowego Green Velo, powstają wysokie bloki. Kolejny raz obok niskiej, jednorodzinnej zabudowy.

– Na to osiedle wprowadziliśmy się 13 lat temu. Miało to być osiedle kameralne, przyjazne dla mieszkańców. Teraz rozrosło się do dużych rozmiarów. Jest tu tak gęsta zabudowa, że balkony między jednymi a drugimi szeregówkami dzieli zaledwie metr – mówi Marcin Płodzień ze stowarzyszenia „Zielone Osiedle Grabskiego”. 

Płodzień, tym co się dzieje w okolicach kąpieliska Żwirownia, jest zszokowany. – Te tereny, zgodnie ze studium, powinny być przeznaczone pod zieleń urządzoną, parki osiedlowe, a trwa tu budowa bloków ośmiopiętrowych – kreci z niedowarzeniem głową Płodzień. 

Kolejną niechcianą zabudowę chce się wcisnąć mieszkańcom Zalesia, gdzie na wzgórzu widokowym permanentnie wydawane są warunki zabudowy na budowę 18-piętrowych bloków. Ból mieszkańców podwójny. Raz, dlatego, że na wzgórzach chce się im wybudować betonowo-szklaną ścianę, która zabierze im dostęp do słońca i pogorszy cyrkulacje powietrza – Zalesie zmaga się od lat ze smogiem. 

„Wuzetkowa” zabawa w ciuciubabkę 

Dwa, do wieżowców prowadziłaby, przynajmniej na ten moment, wąska ulica Spacerowa, przy której stoją szeregówki. Mieszkańcy są rozgoryczeni, bo od kilku lat bawią się w ciuciubabkę z ratuszem. Ta zabawa kosztuje ich już kilka tysięcy złotych, które muszą wydawać na prawników. 

– Urząd Miasta wydaje warunki zabudowy, my się odwołujemy, Samorządowe Kolegium Odwoławcze je uchyla, a UM z uporem maniaka wydaje kolejne „wuzetki” z tymi samymi błędami – załamuje się Elżbieta Niedzielska, prezes stowarzyszenia „Spacerówka”. – Jak w naszej okolicy nie powstaną miejscowe plany, to powstaną wysokie bloki, a my zostaniemy bez drogi – dodaje. 

Kolejnego 18-piętrowego wieżowca w Rzeszowie nie chcieli też mieszkańcy ul. Lewakowskiego na osiedlu Krakowska-Południe. Wieżowiec miał powstać na 10-arowej działce w sąsiedztwie 4-piętrowego bloku nr 7 i 9-piętrowego bloku nr 13. 

– Prezydent bardzo często mówi, że miasto to mieszkańcy. Idąc tym tropem, rozwój powinien służyć mieszkańcom. Rozwój jest nierozerwalnie związany z poprawą jakości życia, a nie rujnowaniem go w służbie partykularnych interesów określonych grup społecznych – mówi Michał Wróbel, mieszkaniec ul. Lewakowskiego.

Interes deweloperów nie jest najważniejszy 

W tym roku mieszkańcy oprotestowują z kolei inwestycję „Krakovska”, która ma powstać przy ul. Krakowskiej na przeciwko Galerii „Nowy Świat”. Chodzi o budowę 17-piętrowych wieżowców i 4-piętrowego biurowca. – Nie zgadzamy, aby w naszej okolicy, na małej działce, w pobliżu domków jednorodzinnych, powstała tak wysoka zabudowa. To absurd – mówi Aneta Kardyś z grupy „Świadomy Obywatel Rzeszowa”.

– Nie uwzględnia się nikogo i niczego, tylko interes ekonomiczny deweloperów. To my, mieszkańcy, jesteśmy Rzeszowem, a władze miasta to nasi reprezentanci, a nie reprezentanci interesów deweloperów – dodaje.  

Intensywna zabudowa przy braku intensywnej budowy kanalizacji deszczowej przy okazji czerwcowych ulewnych deszczów uwypukliła jeszcze jeden problem związany z podtopieniami. Takie miały miejsce chociażby przy al. Skorskiego, o czym pisaliśmy TUTAJ. Mieszkańcy szeregówek wodą w domach byli zdziwieni – zanim się wprowadzili, sprawdzali, czy nieruchomość leży na terenach zalewowych. 

Podobne doświadczenia ma za sobą także Mateusz Lampart, który mieszka na ul. Herbowej na osiedlu Budziwój.

– Nasze marzenie o własnym domu udało się spełnić. Nim to się stało, bardzo dokładanie sprawdzaliśmy, czy teren, gdzie powstanie nasz dom, jest zalewowy. Z dokumentów wynikało, że nie. Niestety, 22 czerwca padliśmy ofiarą zalania – mówi Mateusz Lampart. – Nasz dobytek został zniszczony, od miesiąca nie mieszkamy u siebie, bo trwają prace związane z osuszaniem – dodaje. 

Pakt dla Rzeszowa przeciw polityce Tadeusza Ferenca 

Do tej pory te wszystkie protesty miasto traktowało jako jednostkowe wybryki, najczęściej mówiąc, że w zasadzie każda inwestycja w Rzeszowie jest oprotestowywana, a kolejny protest to nic nowego. Tadeusz Ferenc ostatnio nawet powiedział: – Jest wiele osób, które chcą, aby miasto się rozwijało, i aby powstawały kolejne budynki. Niezadowolonych jest niewielu.

Może i niewielu, ale wystarczająco dużo, aby utworzyć porozumienie „Razem dla Rzeszowa”, który sprzeciwia się chaosowi urbanistycznemu i wypracowanie takiego modelu komunikacji między urzędem, mieszkańcami, a deweloperem, aby każdy był zadowolony.

Porozumienie podpisało 11 ruchów i stowarzyszeń: Ruch Społeczny Mieszkańcy Nowego Miasta, Stowarzyszenie Mieszkańców Budziwój-Biała, Stowarzyszenie Nasz Czysty i Zdrowy Rzeszów, Stowarzyszenie Świadomy Obywatel Rzeszowa, Stowarzyszenie Mieszkańcy Zielonego Wzgórza, Ruch Społeczny Zielony Zimowit, Stowarzyszenie Spacerówka, Ruch Społeczny Mieszkańców Dzielnicy Śródmieście, Stowarzyszenie Zielone Osiedle Grabskiego, Stowarzyszenie Zielone Płuca Osiedla Przybyszówka oraz Ruch Społeczny Mieszkańców Osiedla Budziwój.

Walka Dawida z Goliatem 

– Doszliśmy do wniosku, że działając wspólnie, jesteśmy w stanie zrobić więcej – mówi Jacek Strojny, prezes stowarzyszenia „Świadomy Obywatel Rzeszowa”, które zainicjowało pakt stowarzyszeń. 

– Miasto od wielu lat jest meblowane „wuzetkami” i trudno jest znaleźć rozwiązanie merytoryczne. Dlatego chcemy wspierać poszczególne stowarzyszenia w ich problemach, których walka przypomina czasem tę Dawida z Goliatem – podkreśla. 

Przedstawiciele „Razem dla Rzeszowa” chcą, aby forum dyskusji między Radą Miasta, Radami Osiedli i mieszkańcami była miejska komisja przedsiębiorczości zrównoważonego rozwoju, której szefuje radna Krystyna Stachowska. Porozumienie stowarzyszeń na pierwszym posiedzeniu komisji chce stworzyć inicjatywę uchwałodawczą, dotyczącą przepływu informacji między mieszkańcami, ratuszem, a deweloperami. 

– Problem zagospodarowania przestrzennego w naszym mieście jest wieloletni i nabrzmiewał. Wrzód, jakim jest nasza praktyka, wreszcie pękł i powstało porozumienie. To cieszy, bo stwarza nadzieję, że znajdzie się platforma do dyskusji o charakterze obywatelskim. Liczę, że stworzy się siła nacisku na gospodarkę przestrzenną w naszym mieście – mówi Andrzej Dec, przewodniczący Rady Miasta Rzeszowa.

Ratusz: jesteśmy otwarci  

Miasto też się cieszy, że powstało „Razem dla Rzeszowa”. – Każda inicjatywa obywatelska jest cenna. Nie jesteśmy zamknięci na mieszkańców, wręcz przeciwnie, otwieramy się na nich – przekonuje Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

I przypomina, że mieszkańcy już od dawna na każdym etapie, czy to opracowywania miejscowych planów, czy studium uwarunkowań, mogli zgłaszać swoje uwagi we właściwych terminach. Podobna praktyka jest stosowana przy wydawaniu „wuzetek”.

– Jeśli jest stowarzyszenie, które ma w statucie tego typu rzeczy, może zawsze się zgłosić, jako strona postępowania – zaznacza Chłodnicki.

No właśnie, jeśli… Jeśli nie jest za późno. 

joanna.goscinska@rzeszow-news.pl 

Reklama